niedziela, 31 stycznia 2016

Asia INFO #3

Cześć miśki.
Nie to nie dotyczy rozdziału.
Dostałam inspiracji i napisałam sobie... Coś. 
Nawet tak to nazwałam, bo nie wiem jak to nazwać inaczej.
Jest to totalnie niezwiązane z historią, a co dopiero z Bars And Melody.
Mam do was pytanie w związki z tym czymś
Czy chcecie to zobaczyć?
Jeżeli nie to spoko.
Rozumiem, bo to jest totalnie inny temat.
Nie ma imion, wieku ani nic takiego. 
Po prostu jakiś opis, jakiejś sytuacji i tyle.
Oczywiście, typowo dla mnie, przed publikacją, o ile do niej dojdzie, dopracuję to coś.
Jakby co to nie jest początek nowej historii, bo ta jest zajebista.
Także przemyślcie sobie to i jak będziecie pewni odpowiedzi dajcie znać w sekcji komentarzy :)
I jednak notka dotyczyć będzie też rozdziałów.
Misiaki wy moje kochane.
Nie piszcie mi żebym szybko pisała rozdział, czy szybko dodała.
Wiecie ile ja ich mam?
Wczoraj skończyłam 24.
Także możecie być spokojni mam dużo już napisane.
Macie informacje napisane co do rozdziałów więc nie ma mowy że będą dwa lub więcej w tygodniu.
To także będzie już chyba wszystko...
Piszcie na dole co sądzicie.
I jak mówię przemyślcie to nie raz, nie dwa, ale nawet 100 razy.
Dobra. Nie będę przedłużać.
 A na razie... Komentujcie. Obserwujcie. Niebieski magiczny guziczek. Ja się z wami żegnam. Dzięki. Cześć i na razie.
Do następnego!
AsiaAri <3

środa, 27 stycznia 2016

Rozdział 3: Nie możesz być sama...


Często zdarza się tak, że mamy taką osobę, która za wszelką cenę chce nas chronić, ale my jej na to nie pozwalamy...

Rano
Wstałam o godzinie 6:00 bardziej obolała niż zwykle. Obudziłam się, bo czułam straszny ból. Z każdą chwilą on ustawał, a ja miałam okazję pomyśleć. Powinnam podziękować chłopakom, że mi pomogli. Gdyby wtedy tamtędy nie przechodzili zostałaby ze mnie prawdopodobnie tylko mokra plama jak nie mniej. Będę musiała koniecznie z nimi pogadać. Chociaż obecnie zastanawia mnie jedna rzecz... Co ja mu takiego zrobiłam?! Ani razu go nie obraziłam, ani nic, a on się po prostu na mnie uwziął. Od tak! Bez żadnego powodu... W takim razie po co tu przyjeżdżałam? Po co trudziłam się żeby wszystko załatwić? Może to jest jakiś znak? Może to znak, że nie powinno mnie być na tym świecie? Nie! Na pewno nie. Na tyle mnie nie postrzeliło żeby chcieć się zabić. Znaczy... Jeszcze na tyle... Chociaż to że męczą mnie osoby, które kompletnie nic o mnie nie wiedzą to musi być jakiś znak. Tylko jaki? Dobry? A może zły? Z moim szczęściem to ten drugi. Co ja życiu takiego zrobiłam, że tak mnie kara? Jestem sierotą, która nikogo nie krzywdzi. Dlaczego inni krzywdzą mnie? Z jakiej paki? Czym sobie na to zasłużyłam? Za to, że od najmłodszych lat starałam się pomóc wszystkim w okół mnie? Chyba tak... Kolejny dowód na to, że nie ma czegoś takiego jak boża sprawiedliwość tu na ziemi. Może ona i jest, ale po śmierci dopiero nas spotyka. Nie rozumiem tylko dlaczego ludziom, którzy pomagają innym dzieją się rzeczy złe, a bezdusznym potworą wiedzie się bardzo dobrze... W takim razie nigdy nie uda mi się zaznać szczęścia. Już zawsze będę cierpieć. Czy to w Polsce, czy to w Anglii, czy gdzie indziej na świecie. 
Moje rozmyślania przerwał jeden z budzików. Spojrzałam na zegarek i zobaczyłam, że jest 7:00. Nie wierzę, że tak długo myślałam! Nigdy mi się to nie zdarzało! Co się zmieniło? Szybko zgarnęłam mój mundurek i pobiegłam do łazienki. Tam zrobiłam to co zwykle rano i po wyjściu z niej zaczęłam pakować do torby moje rzeczy. Gdy wszystko spakowałam spojrzałam na zegarek 7:20. Kurde nie! 10 minut to autobusu, a na przystanek spacerem idę 15. Nie! Wybiegłam z pokoju ile tylko miałam w nogach sił. Bez przywitania z przemiłą recepcjonistką wybiegłam z budynku. Po chwili biegu poczułam, że zaczyna brakować mi tlenu. Nie bez powodu mam zwolnienie lekarskie z w-f'u. Gdy zatrzymałam się przy przystanku w okół mnie było jeszcze sporo ludzi. Czyli autobus jeszcze nie przyjechał. Spojrzałam po raz kolejny na zegarek. 7:25. Nie spodziewałam się, że jestem aż tak szybka. Rozejrzałam się i postanowiłam usiąść pod murem parku i chwilę odpocząć. Gdy usiadłam z torby wyjęłam butelkę wody, z której zaczęłam pić. Trochę zakręciło mi się w głowie. Po uzupełnieniu płynów odłożyłam butelkę do torby. Przede mną nie wiadomo skąd wyrośli Charlie i Leo.
- Hej - przywitali się siadając koło mnie.
- Dzień dobry - odpowiedziałam im trochę nie pewnie. No co?! Zaskoczyli mnie tym, że chcą ze mną gadać.
- Zapomnieliśmy wczoraj zapytać jak się nazywasz - zwrócił się do mnie Charlie.
- Alex Czyż. Na drugie imię mam Vanessa.
- Jak nazwisko?! - zapytali zdziwieni. No tak... Moje nazwisko jest tak genialne, że obcokrajowcy mają niezłą zabawę za nim je wypowiedzą.
- Czyż. Normalne nazwisko stamtąd skąd jestem - zaśmiałam się.
- To skąd ty przyjechałaś? - tia... Leo jest ciekawski.
- Taki mały kraj koło Rosji. Kojarzycie może Polskę? Bo stamtąd właśnie jestem.
- Polska to piękny kraj - powiedział Leo. Że co? W jakiej on Polsce był?
- Skąd wiesz?
- Byłem kiedyś na wycieczce.
- A gdzie? 
- W Krakowie.
- A... Kraków to rzeczywiście piękne miasto. Gdy byłam malutka byłam tam.
- A ty z jakiego miasta jesteś? - zaciekawił się Charlie.
- Z bardzo małego, biednego miasteczka. Znaczy urodziłam się w Katowicach, ale później trafiłam tam.
- Aha - odpowiedział zamyślony blondyn.
- Sorki, że zapytam, ale czy wy czasem nie byliście pokłóceni?
- Ponoć nie jesteś Bambino - zaśmiali się złośliwie.
- Bo nie jestem! Ale w internecie jest o was bardzo, bardzo głośno.
- Nie powinnaś wierzyć temu co piszą w internecie - zachmurzył się Charlie. No kurde...
- Wiem. Przepraszam.
- Nic się nie stało - uśmiechnął się w moją stronę co odwzajemniłam.
- Ej gołąbeczki autobus już jest - usłyszałam głos Leo. Jak on nas nazwał? Zmroziłam go wzorkiem.
- A w łeb chcesz? - zapytałam wściekła wsiadając z nimi do pojazdu.
- Od Ciebie? Pewnie - o co mu chodzi?
- Raczej byś mu nic nie zrobiła - szepnął mi na ucho Charlie. 
W sumie to ma racje. Jestem za słaba nawet żeby kogoś z łokcia szturchnąć. Nie mam nawet po co oszukiwać samej siebie. Wyjęłam z torby telefon i słuchawki, i puściłam sobie jeszcze coś innego niż chłopaki, i to czego zwykle słucham. Była to moja stara, tworzona jeszcze wtedy gdy miałam źdźbło nadziei w sobie play lista na spotifach. Popatrzyłam co tam mam i kliknęłam w utwór Mroza "Miliony Monet". Tę piosenkę lubię do dziś. Włożyłam do uszu słuchawki i kliknęłam play. Nagle poczułam jak ktoś wyjmuje z mojego ucha słuchawkę. Był to Charlie.
- Pozwolił Ci ktoś? - zapytałam z udawaną irytacją.
- Sam sobie pozwoliłem - uśmiechnął się do mnie promiennie - co to za język? - na to pytanie zaczęłam się śmiać - No co?
- Nic nic. To Polski.
- Wydaje się trudny.
- Bo w sumie taki jest.
- A co to za piosenka? I kto ją wykonuje?
- Piosenka to "Miliony Monet", a wykonuje ją Mrozu. Powstała w 2009.
- Jaka ty dokładna. 
- Wiem to. Ale to w sumie jest łatwa piosenka. Z tego co kiedyś czytałam ciężkie dla obcokrajowców jest polskie wykonanie piosenki "This is meDemi Lovato i Joe Jonas'a.
- A jaki ma polski tytuł i kto ją wykonuje? - matko jaki on ciekawski...
- Tytuł "Oto ja" wykonują Ewa Farna i Kuba Molęda.
- A masz ją?
- Tak - powiedziałam i puściłam ją. Słuchaliśmy jej do końca drogi w kółko, bo Charliemu bardzo się polska wersja spodobała. Nie wiem w sumie dlaczego. Mi osobiście bardziej podoba się ta Angielska. Najśmieszniejsze w tym wszystkim było to, że Leo gdzieś nam zniknął. Najbardziej zdziwiło mnie to, że Charlie się tym nie przejął za bardzo mówiąc, że pewnie spotkał kolegów i poszedł z nimi. Coś nie bardzo chce mi się w to wierzyć, ale jak mus to mus. Pierwszą lekcje miałam w gabinecie 15. Charlie podprowadził mnie do samej ławki. Wydało mi się to trochę dziwne.
- Przyjdę po Ciebie po lekcji - powiedział stanowczo. Zaraz zaraz ile ja mam lat? 6 czy 16?
- Ok, ale po co?
- Po nic -przytulił mnie i od tak sobie poszedł. Na prawdę nie rozumiem jego zachowania... Nagle usłyszałam dzwonek na lekcję. Trochę się zmartwiłam, bo pierwszy był Angielski, czyli coś takiego jak w Polsce, polski. Coś czuję, że może być źle. Umiem angielski, ale nie na tyle. Słyszałam, że mieliśmy przeczytać jakiś tekst z podręcznika. Otworzyłam go na odpowiedniej stronie i zaczęłam czytać. Nie był ciekawy. Był pisany w starej angielszczyźnie więc nie zrozumiałam z niego za dużo. Otworzyłam zeszyt na ostatniej stronie i zaczęłam bazgrać po niej czekając aż reszta skończy czytać. Pisałam sobie tytuły moich ulubionych piosenek różnymi czcionkami. Nawet fajnie to wyglądało. Zaczęłam ozdabiać to nutkami i innymi wzorkami.
- Alex - usłyszałam głos nauczyciela - rozumiem, że lekcja może Cię nie interesować, ale słuchaj. Zwłaszcza, że tekst jest pisany starą angielszczyzną.
- Dobrze. Przepraszam - powiedziałam i otworzyłam zeszyt na odpowiedniej stronie i zaczęłam pisać analizę wiersza. Niby umiałam to, ale nie lubiłam. Ale tego nie da się lubić. To jest po prostu za nudne żeby dało się polubić. Biorąc pod uwagę, że nie rozumiałam z tej lekcji za wiele. No cóż... Z angielskiego orłem nie będę, ale przeżyję to. Gdy nauczyciel skończył kazał nam się czymś zająć. Otworzyłam zeszyt z powrotem na tył i zaczęłam kończyć bazgroły. Uwielbiam robić takie pierdoły. Pomagają mi się odstresować. Napisałam głównie tytuły moich ulubionych piosenek z poprzednich lat, na przykład "Dragostea din tei", "Angels", "Miliony Monet", "Whataya want from me", "Apologize", "How You Remind Me - LP Mix", "Oto ja", "This is me", "Gotta Find You", "Brand new day", "Wouldn't Change a Thing", "Nie zmieniajmy nic", "This i our song" i z tych co zdążyłam wypisać taka moja najulubieńsza "Introducing me". Wiem, że większość to piosenki z Camp Rock i Camp Rock 2, ale na prawdę lubiłam bardzo ten film. Właściwie dalej lubię. Pewnie dlatego, że miał w sobie dużo piosenek, a ja kocham muzykę.
- Alex - ktoś dotknął mojego ramienia, a ja aż podskoczyłam - nie chciałem Cię przestraszyć. Przepraszam - odezwał się w moją stronę Charlie.
- Ty serio nie żartowałeś mówiąc, że po mnie przyjdziesz - zaśmiałam się.
- Jeżeli sprawa jest poważna nie żartuję. Chodź - powiedział po czym ruszył w stronę wyjścia z klasy, a ja za nim. Tą poważną sprawą to mnie zmartwił. O co mu może chodzić? Po dotarciu pod jego klasę odłożył plecak i zwrócił się do mnie - gdzie masz lekcje?
- Obok.
- Ok - powiedział i się trochę rozluźnił.
- O co chodzi Charlie?
- Co? 
- Czemu tak dziwnie się zachowujesz?
- Nie zachowuję się dziwnie - speszył się.
- Przestań. Zachowujesz się jakbyś mnie pilnował.
- A nawet jeśli to, to coś złego?
- Tak.
- Dlaczego?
- Bo tak. Nienawidzę gdy ktoś traktuje mnie jak dziecko, bo już od dawna nim nie jestem - ok teraz się trochę wkurzyłam.
- Ej... Spokojnie.
- Jak mam być spokojna? Zastanów się Charlie. A teraz przepraszam, ale za raz mam lekcje - powiedziałam i chciałam odejść, ale mnie zatrzymał.
- Proszę nie idź tam sama.
- Czemu?
- Może Ci się coś stać. To niebezpieczne żebyś przebywała sama w pobliżu Luke'a.
- O czym ty znowu gadasz?
- O tym, że z nim sobie łatwo nie poradzisz, a patrząc na to jak wyglądasz Twoje szanse są znikome.
- Jakoś żyję - powiedziałam i odeszłam od niego. Lubię go, ale teraz mnie wkurzył. Ok. Martwi się o mnie. Nie dziwię mu się. Ale to nie znaczy, że musi traktować mnie jak dziecko. Już za długo nie jestem dzieckiem by być znowu tak traktowana. Z każdym krokiem coraz bardziej się uspokajałam aż na kogoś wpadłam. No błagam! 
- Alex? Wszystko ok? - usłyszałam głos Leo.
- Nie.
- Co jest?
- Charlie mnie wkurzył.
- Chyba nawet wiem czym. Alex wiem, że teraz może Ci się wydać wkurzający. On taki jest, ale chce Cię chronić. Wie jak Luke działa. Dlatego na prawdę powinnaś się go posłuchać.
- Kiedy on mi nic nie powiedział. Od tak sobie zaczął bawić się w moją opiekunkę.
- Pewnie nie było kiedy...
- A w autobusie? A na przystanku? A choćby przed chwilą na przerwie?
- Pewnie chciał Ci to powiedzieć na przerwie, na lunch. Nie gniewaj się na niego. 
- Tyle że wy nie wiecie co przeszłam i ile jestem w stanie znieść. Może na to nie wyglądam, ale mnie bardzo ciężko zagiąć. Zawsze walczę do końca. Może i robię dużo głupot, ale wiem, że nie mogę się poddać, bo chcę zapracować na swoje lepsze jutro - gdy skończyłam mówić zadzwonił dzwonek - a teraz przepraszam mam fizykę - powiedziałam z uśmiechem i udałam się do klasy.

Przerwa na lunch
Właśnie zaczęła się przerwa na lunch. Od kiedy zostawiłam Charlie'go nie widziałam go. Pewnie go uraziłam... No trudno... Dam sobie radę. Dzień był piękny i słoneczny. Na niebie tylko od czasu do czasu widoczne było stado białych bardziej niż śnieg chmurek. Gdy już wychodziłam na płytę poiska ktoś pociągnął mnie w to samo miejsce, w którym znajdowałam się wczoraj. No nie... A już myślałam, że zaznam trochę spokoju.
- Co stęskniłaś się?
- Nie. Możesz mnie zostawić?
- Raczej nie. Dzisiaj nikt Ci nie pomoże. Nie ma tu Twoich obrońców - zaśmiał się złośliwie.
- Co ty im zrobiłeś? - zapytałam przerażona.
- Nic. Po prostu, że ich tu nie ma. Choć teraz mam lepszą zagwozdkę. Co by Ci zrobić - zastanawiał się zdzierając ze mnie marynarkę i rzucając mnie wraz z nią na ziemię. Byłam przerażona. On mógł zrobić wszystko. W Polsce wiedziałam czego mogłam się po nich spodziewać. W tej chwili nie wiem nic. Jestem zdana na niego. Ukucnął przy mnie i chwycił za krawat. Następnie podciągnął mnie za niego do góry jednocześnie rozluźniając go. Zamknęłam oczy i odwróciłam głowę. Oddech starałam się opanować. Znowu popchnął mnie na ziemię. Zastanawia mnie jedna rzecz... Czemu mnie jeszcze nie uderzył. Po raz kolejny ukucnął koło mnie. Tym razem zrobił to o czym pomyślałam wcześniej. Uderzył mnie z otwartej ręki w twarz. Na lekki ból byłam już odporna. Jednak on był silniejszy od tych z polski. Dużo silniejszy. Zaczęło kręcić mi się w głowie. Dostałam jeszcze 2 razy za nim straciłam przytomność..

Chwilę później
Gdy uchyliłam uczy leżałam w tym samym miejscu co poprzednio. Strasznie kręciło mi się w głowie. Nie ruszałam się jednak. Wolałam być nie ruchomo na wypadek gdyby on tu dalej był. Po chwili miałam pewność, że go nie ma i zaczęłam się podnosić. Byłam sama. Dotknęłam swojej wargi i spojrzałam na rękę. Super... Krew... Eh... Mam już tego dość. Czułam się strasznie i wiedziałam, że wyglądam strasznie. Gdy wstałam wzięłam swoje rzeczy i udałam się do miejsca do którego miałam iść poprzednio. Słyszałam cichy śmiech uczniów w okół mnie. Ta, ta... Znam już to. Zostałam pobita i wyglądam śmiesznie. W sumie to prawda. Nie nałożyłam marynarki i było widać, że jestem bardzo wychudzona. I z tego co sama zauważyłam na przedramieniu mam rozerwaną koszule. Super... Gdy doszłam do miejsca, w którym chciałam być usiadłam. Było przyjemnie. Siedziałam na trawie pod murem odgradzającym szkołę od reszty świata, a obok mnie rosła już spora brzoza. Idealne miejsca. Skuliłam się i zaczęłam cicho płakać. Tak żeby nie zwracać na siebie uwagi.
- Alex? - usłyszałam i podniosłam głowę. Super tylko Charliego mi tu brakowało. Gdy zobaczył jak wyglądam nic nie powiedział. Usiadł tylko obok mnie i mocno mnie przytulił - Już nigdy więcej nie dam Ci się samej szwendać - powiedział bardzo cicho. Pewnie chciał żebym nie usłyszała. Nie wyszło mu to za bardzo...

~***~
Witam was już pod rozdziałem 3! Jak już zauważyliście moje umiłowanie do tragedii daje się we znaki. Czym? Luke'iem! Tak wiem, że go nienawidzicie. Tym razem pobił naszą Alex do nieprzytomności, ale Charlie jak zwykle się nią opiekuje. To takie urocze... Chociaż mam gdzieś jeszcze bardziej uroczy rozdział, ale ci... Ja tego nie napisałam. Nie! Wracając. Najbardziej ciekawi mnie co sądzicie o akcji na przystanku i w autobusie. Mi się ona strasznie podoba. Jakby ktoś się interesował czemu akurat te piosenki to odpowiedź jest banalna. Lubię je. I dla tych, którzy nie znają Dragostea din tei. Jest to piosenka, która obowiązkowo musiała być na każdej imprezie, ale to w takich starych zamierzchłych czasach gdzie dzieci bawiły się jeszcze na dworze i nie chciały wracać do domu, chyba że na obiad. W skrócie mówiąc były to czasy mojego dzieciństwa. Macie tu link do niej: https://www.youtube.com/watch?v=jRx5PrAlUdY . Jakby co to nie trudźcie się i nie szukajcie lepszej jakości, bo jej po prostu nie znajdziecie. Jak widzieliście tam gdzieś z boku pojawiła się informacja o dodawaniu rozdziałów. Może w przyszłości (bardzo dalekiej) przeznaczę na dodawanie rozdziałów jeszcze jeden dzień, ale to takie może. Co do starej historii. Nie będzie ona już nigdy, przenigdy kontynuowana. Jest tylko takie, ale. Jeżeli chcecie to mogę napisać taki mega długi epilog. Nie dam wam dokładnej daty kiedy będzie, ale wiedzcie, że nie prędko. O ile będziecie chcieli takie coś przeczytać. Jeżeli w rozdziale są jakieś błędy, literówki, powtórzenia to bardzo za nie przepraszam. Od jakiegoś czasu mam problemy ze snem i nie jestem w stanie wszystkiego poprawić. To chyba będzie na tyle...
A na razie... Komentujcie. Obserwujcie. Niebieski magiczny guziczek. Ja się z wami żegnam. Dzięki. Cześć i na razie.
Do następnego!
AsiaAri <3

środa, 20 stycznia 2016

Rozdział 2: Muszę jej pomóc...

W notatce są 2 sprawy organizacyjne. Zainteresowanych zachęcam do czytania :)

 Gdy mamy okazję komuś pomóc, a nie wykorzystamy jej będziemy żałować do końca życia...
Jednak gdy pojawi się kolejna okazja niesienia pomocy nie zmarnujemy jej...

Moje rozmyślenia przerwało dość mocne zderzenie z jakimś kolesiem. Było na tyle silne, że się przewróciłam. Podniosłam na niego wzrok. No nie! To znowu był ten gość! Czy dzisiaj jest piątek trzynastego czy jak?
- Znowu wchodzisz mi w drogę - wziął mnie za ramię i podciągną do góry tak, że ledwo dotykałam stopami ziemi.
- Puść mnie! - krzyknęłam.
- Zamknij się i tak nikt Cię nie usłyszy - uścisk stał się jeszcze silniejszy. Do moich oczu naszły łzy.
- Co ja Ci zrobiłam, że tak mnie męczysz? - zapytałam ledwo słyszalnie.
- Za dużo razy weszłaś mi w drogę - rzucił mnie na ziemię po czym wziął za włosy i z powrotem podciągną do góry.
- Zostaw ją! - usłyszałam za plecami.
- Młody nie przeszkadzaj starszym - odezwał się mój oprawca.
- To ją zostaw. Nic Ci nie zrobiła.
- Słuchaj jesteś straszne wnerwiający.
- Luke! Odpuść - usłyszałam kolejny głos.
- Lenehan spadaj skąd.
- Nie. Daj już spokój.
- No proszę. Dwóch wielkich wybawców się znalazło - po raz kolejny popchnął mnie na ziemię - z Tobą pokrako jeszcze nie skończyłem - w te słowa przelał całą swoją złość. Byłam przerażona. Łzy, które wcześniej zebrały się w moich oczach wypłynęły. Chwilę później już go nie było.
- Nic Ci nie jest? - zapytał jeden z chłopaków. Wtedy dopiero podniosłam na nich wzrok. Przetarłam dla pewności oczy. Przecież to nie mogą być oni. Pomogli mi wstać.
- Jest ok - uśmiechnęłam się do nich w podzięce.
- Jestem Leo, a to mój przyjaciel Charlie.
- Wiem kim jesteście - odpowiedziałam powoli się uspokajając.
- Czyli jesteś Bambino? - zapytał blondyn.
- Nie do końca. Lubię waszą muzykę, ale jakąś wielką fanką nie jestem.
- Czy to nie ty siedziałaś taka smutna dzisiaj na parapecie? - dopytywał Leo.
- Tak.
- Obstawiam, że przez Luke'a - zaśmiał się Charlie. Jakby to było zabawne.
- Można tak powiedzieć. A teraz przepraszam chłopaki, ale muszę iść.
- Może Cię odprowadzimy? - zapytali na raz. Zaśmiałam się na to.
- Nie. Poradzę sobie. Do tej pory sama sobie radziłam więc teraz też dam radę.
- To do jutra - pożegnali się.
- Tak. Do jutra - uśmiechnęłam się serdecznie i skierowałam w miarę szybko do internatu.
Gdy byłam już w środku budynku podeszłam do recepcjonistki. Na szczęście od wczoraj się nie zmieniła.
- Dzień dobry.
- Dzień dobry Alex. Jakiś problem?
- Nie. Mogłaby mi pani powiedzieć czy mieszka tu jakiś Luke? - zaczęła coś sprawdzać w systemie.
- Nie. Nie widzę żadnego Luke'a.
- Ok. Dziękuję - po tym poszłam do siebie do pokoju.
Na szczęście tu mam od niego spokój. Gdyby tu mieszkał byłoby nie najlepiej. Będę musiała zapytać się Charlie'go skąd go zna. W końcu zwracał się do niego jakby mieli już jakąś większą styczność... Znaczy się... Zapytam jak jeszcze kiedyś będę miała okazję z nim porozmawiać. W sumie fajnie się z nimi gadało, ale z tego co słyszałam są pokłóceni. Nie wiem ile w tym jest prawdy, ale sądząc po tym co widziałam w szkole może jej być dość sporo. Nie myśląc o tym dłużej wzięłam się za odrabianie lekcji. 

~***~
Właśnie wraz z Leo chodzimy po parku. Po tym co ostatnio między nami było to i tak duży postęp. Nie wiem jak on, ale ja rozmyślam nad tą dziewczyną do, której Luke się doczepił. Współczuję jej. Wiem jaki on jest i łatwo jej nie odpuści. Szkoda tylko, że żaden z nas nie zapytał się jak ma na imię. Zaciekawiła mnie. To pierwsza dziewczyna jaką spotkałem od bardzo dawna, która mimo tego, że nas zna nie jest jakąś wielką fanką. Nie mam zamiaru jej przekonywać żeby się nią stała. Widocznie nie interesuje się nami na tyle. Zdziwiły mnie trochę jej słowa "Do tej pory sama sobie radziłam, więc teraz też dam radę". O co jej mogło wtedy chodzić. Czyżby Luke już wcześniej wziął ją sobie na celownik? Raczej nie... Jestem osobą dość spostrzegawczą i po raz pierwszy widziałem ją na oczy. Więc skoro była w szkole dopiero pierwszy dzień, co mogła takiego zrobić temu tępakowi?
- Charlie? - spojrzałem na mojego przyjaciela. Wydawał się być bardzo smuty. Z resztą ja tak samo. Niestety tego nie mogę mu wybaczyć... Nie tym razem - Ja Cię na prawdę przepraszam. Wiesz jaki jestem...
- Wiem. Ale sam przyznaj, że teraz przegiąłeś. 
- No wiem...
- Słuchaj... Ciężko mi to mówić, ale nie kłóćmy się publicznie - nie wierzę w swoje słowa...
- Co?
- To. Oficjalnie mogę Ci wybaczyć, ale prywatnie będzie ciężko. Ok?
- Ok - powiedział i lekko się uśmiechnął. 
Po wyjściu z parku nasze drogi rozeszły się. Wróciłem myślami do zdarzenia w parku. Znam Luke'a już dobrych kilka lat i wiem, że od tak nic by jej nie zrobił. Zwykle wybierał sobie osoby, które na niego wpadły czy coś takiego, ale przecież ona nic takiego nie zrobiła. Nawet gdyby na niego wpadła to nawet by nie poczuł. Jak zauważyłem dziewczyna jest bardzo chuda. Nie boję się w sumie stwierdzić, że wychudzona. Gdy wstawała zobaczyłem, że bardzo się krzywi. Coś mi tu nie gra. Skąd ona mogła przyjechać, że tak wygląda? Jestem tego bardzo, ale to bardzo ciekawy. Podczas rozmowy z nami wydała się bardzo wystraszona. Nie dziwię się. Jest większy od niej i silniejszy, a ona ma jeszcze mniejsze szanse biorąc pod uwagę fakt, że jest on od niej starszy o rok. Chciałbym jej pomóc, ale wątpię żeby ona tego chciała. Ale nie poradzi sobie sama z nim. Taka jest prawda. Gdyby chciał mógłby ją zabić jednym ciosem. Nienawidzę patrzyć na cierpienie innych. Nie ma, jutro ją znajdę i z nią pogadam. Ktoś musi ją ostrzec żeby zmieniła szkołę albo znalazła kogoś kto mógłby jej na przerwach pilnować, bo sama jest łatwym celem.
Byłem tak głęboko zamyślony, że nawet nie zauważyłem kiedy doszedłem do domu. Moja mama z siostrą pojechały do cioci do Londynu. Szczerze to nie wiem po co, ale średnio mnie to interesuje. Dzisiaj nauczyciele byli tak wredni, że o dziwo najmniej zadała pani od matematyki. Tylko cztery zadania, każde z 5 podpunktów. Super... Zapowiada się ciekawy dzień.

Później 
Jest godzina 21, a ja dopiero skończyłem robić lekcje. Dzisiaj nauczyciele zdecydowanie przegięli. My też mamy swoje życie! Ja rozumiem, że szkoła jest ważna, ale nie aż tak! Czasem mam wrażenie, że nauczyciele są po to żeby utrudniać nam życie. Eh... Widocznie tak musi być. W końcu każdy musi przez to przejść. Nawet oni. Ale skoro też tak mieli dlaczego zapominają, że uczniowie też mają swoje życie? No, ale mówi się trudno i żyje się dalej... Nie? Postanowiłem się jeszcze dzisiaj spakować. Nie zajęło mi to długo, bo książki i zeszyty mam na wierzchu. Uznałem, że to bez sensu trzymać je w szafce. Gdy wykonałem tę czynność wziąłem piżamę i wszedłem do łazienki. Tam wziąłem prysznic i ubrałem się we wcześniej przygotowane rzeczy. Nie pozostało mi nic innego do roboty niż pójście spać. Niestety.... Od kilku dni mam problemy z zaśnięciem. Nie wiem co mam z tym zrobić. Nie śpię do późna, a potem chodzę niewyspany. Tak jak zwykle próbuję zasnąć, tak teraz olałem to w stu procentach. Sen w końcu sam przyjdzie czy będę starał się zasnąć, czy nie. Na prawdę muszę wymyślić jak pomóc tej dziewczynie... Martwię się o nią. Dopóki Luke nie zbierze swoich ziomków może sobie poradzić, ale jak już przyjdą mu z pomocą ma marne szanse. Pamiętam, że kiedyś przyszła do mojej klasy jedna dziewczyna, na którą chłopak się uwziął. Nie było z nią tak łatwo. Zebrał swoją ekipę i z tego co słyszałem ledwo uszła z życiem. Najgorsze, że miałem okazję jej pomóc... Niestety w pojedynkę nie dałbym rady... A może bym dał? Nie wiem... Wiem tylko to, że mogłem zrobić cokolwiek, ale wtedy jeszcze się go bałem. Dziś już nie jest mi straszny. Dlatego tym razem nie dopuszczę do tego by komuś coś zrobił... Jeżeli coś jej się stanie nie wybaczę sobie tego, bo wiem, że jestem w stanie ją obronić...

~***~
Jestem! I jak się rozdział podoba? Możecie mnie zabić za jego długość i chyba wam nawet pomogę. Ale wracając. Jak widzie nasza Alex po raz kolejny wpadła na Luke'a. Tia... Tego można było się domyślić, ale tym razem ktoś jej pomógł. I to nie byle kto, bo nasi chłopcy! Kto się cieszy? Ja! I zgadujcie kto ma ferie? Ja mam ferie! (Lubuskie pozdrawia :D). A wy kiedy ferie zaczynacie, czy może już je macie? Mam kilka spraw organizacyjnych. Pierwsza. Nie wiem czy wiecie (raczej nie), ale ja mam dość sporo napisane na zapas i dalej piszę, bo wiadomo, że jakiś wyjazd może mi wyskoczyć i na pisanie czasu nie znajdę. Wiem, że jeden rozdział na tydzień to dość mało, ale mam takie postanowienie, że na tydzień muszę napisać co najmniej 1 rozdział. Wiadomo, że czasem (na przykład teraz) mam więcej czasu to może udać mi się napisać więcej rozdziałów. Powiedziałam też sobie, że jeżeli wyprzedzę czas o dużo (35-40 rozdziałów do przodu) zacznę dodawać 2 rozdziały na tydzień. I tu wchodzicie wy. Woleli byście czekać aż ja aż tak całą akcję wyprzedzę, czy żeby zrównać tygodniową liczbę rozdziałów napisanych z dodanymi (chodzi o to, że napiszę 2 rozdziały, w tygodniu też dodam 2, napiszę 3 dodam 3 itd.) Decyzję pozostawiam wam. Tylko pamiętajcie, że nie zobowiązuje mnie to do pisania tych dwóch rozdziałów tygodniowo gdyż jednak też mam swoje życie. Może nie towarzyskie, ale takie, które odbywa się z dala od bloggera. Druga i ostatnia sprawa dotyczy zakładki zapytaj bohatera. Jest ona nadal czynna jakby co. Uważacie, że powinnam ją usunąć, czy zostawić? Jeżeli wy jej nie chcecie to mi usunięcie jej nie robi problemu tak samo jak jej zostawienie. Więc to chyba na tyle będzie mojego biadolenia... A! Chciałabym przeprosić komentatorów ostatniego rozdziału za to że nie odpowiedziałam. Widziałam je, ale miałam problemik z netem... Nie ważne! Nie będę już przedłużać...
A na razie... Komentujcie. Obserwujcie. Niebieski magiczny guziczek. Ja się z wami żegnam. Dzięki. Cześć i na razie.
Do następnego!
Asia Ari <3

środa, 13 stycznia 2016

Rozdział 1: Myślałam, że będzie lepiej...

Rozdział dedykuję Natusi Bambino. Jeżeli jeszcze was tam nie było to zapraszam obowiązkowo na jej bloga (O TU!)

Czemu musiałam trafić tu gdzie teraz... Przecież miało być lepiej...


To już dziś... Dziś są moje urodziny. Cieszę się z nich po raz pierwszy od wielu lat... Od tygodnia byłam spakowana. Szybko wstałam, wzięłam przyszykowane dzień wcześniej ubrania i pobiegłam do łazienki. Tam umyłam zęby, zdjęłam piżamę i spojrzałam na wszystkie blizny, i siniaki... Z obrzydzeniem ubrałam się. Wzięłam z szafki szczotkę i zaczęłam rozczesywać moje włosy. O dziwo szybko mi poszło. Spojrzałam jeszcze w lustro. Skrzywiłam się na swój widok. Byłam wychudzoną dziewczyną o błękitnych oczach. Moje włosy były co prawda długie, ale miały rozdwojone końcówki i były bardzo rzadkie. Ubrana byłam nie najlepiej, ale na nic innego nie było mnie stać. Nie byłam niska, choć dużo ludzi mnie przerastało... Dotknęłam ręką brzucha i skrzywiłam się z bólu. No tak... Nie dalej niż 3 dni temu zostałam na pożegnanie pobita... Wzięłam piżamę, którą po wyjściu z łazienki wrzuciłam do walizki, a właściwie jakiejś starej, strasznej torby. To tu spędziłam 10 lat mojego nic nie wartego życia. W tym obskurnym, paskudnym, sypiącym się budynku dorastałam. Ten okres był dla mnie straszny. Powinien być wypełniony radością, śmiechem i szczęściem, a był wypełniony bólem, smutkiem i łzami. Miałam jedną przyjaciółkę. Która wyjeżdża ze mną. W mojej walizce. Owinęłam ją folią i kilkoma innymi rzeczami więc na lotnisku nie dadzą rady jej wykryć. Spojrzałam jeszcze na zegarek. 7:20. Za 2 godziny mam samolot prosto do mojego nowego życia. Nie ma co zwlekać...

4 godziny później
Lot był spokojny. Mieliśmy dobrego pilota. Teraz stoję przed lotniskiem i czekam na autokar. Mam zamieszkać w internacie w Bristolu. Z tego co wiem w pokoju będę sama. Właściwie to się z tego cieszę. Im dalej od ludzi tym lepiej. Mam nadzieję, że chociaż tu będzie lepiej. Może w końcu znajdę prawdziwych przyjaciół i ludzi, którzy zaakceptują mnie taką jaką jestem... Widzę pojazd. Kierunek Bristol!

Później
Właśnie wchodzę do mojego obecnego lokum. Nie jest to może 5 gwiazdkowy hotel, ale jest dużo lepszy niż dom dziecka na zapomnianym zadupiu. Podeszłam do recepty i zastałam tam wysoką, szczupłą, młodą brunetkę.
- Dzień dobry - przywitałam się po angielsku.
- Dzień dobry - odpowiedziała z uśmiechem.
- Jakiś czas temu mówiłam, że przyjadę i prosiłam o znalezienie pokoju.
- Podaj proszę pełne imię i nazwisko.
- Alex Vanessa Czyż.
- A tak! Pokój numer 314. Piętro 4.
- Dziękuję - odpowiedziałam i skierowałam się w stronę schodów. 
Po zastanowieniu muszę stwierdzić, że to miejsce nie jest takie złe. Jest tu całkiem przytulnie. Miło by było gdyby ludzie tu mieszkający byli tacy jak ta miła pani z recepcji.  Gdy szłam taka zamyślona wpadłam na kogoś.
- Uważaj jak chodzisz pokrako - usłyszałam fuknięcie jakiegoś chłopaka. Czyli jednak nie będzie tak spokojnie...
Po jakiejś chwili byłam już w moim własnym prywatnym pokoju. Był... Ładny. Ściany kremowe, podłoga wyłożona ciemnymi panelami. A szafki z biurkiem jasne. Było przytulnie. Chciałabym żeby ludzie nie byli tacy jak ten kołek, na którego wpadłam. Nie rozpakowując się wyszłam z pokoju, który następnie zamknęłam i skierowałam się w stronę parku. Jak mogę się po szlajać bez przeszkód to wiadomo, że skorzystam. Niby już wrzesień, a pogoda jest piękna i słoneczna. Gdy tak sobie spacerowałam zobaczyłam, że w środku parku jest nieduży staw. Podeszłam bliżej i było przy nim kilka ławek. Usiadłam na jednej z nich i zaczęłam przyglądać się tafli wody. Niby trochę mi smutno, że wyjechałam z Polski, ale... Czuję, że tu będzie lepiej. Tylko nie wiem kiedy... Wyjęłam z kieszeni telefon i słuchawki, które do niego podłączyłam. Postanowiłam posłuchać czegoś innego... Włączyłam "Hopeful" jednego z fajniejszych brytyjskich zespołów. Później nie wiedziałam co się w okół mnie działo. Oddałam się muzyce...

Później
Czas minął mi bardzo szybko. Nawet nie zauważyłam, że się ściemniło. Powiem szczerze, że nie chce mi się wracać. Jest ciepło i cicho. Wręcz idealnie. No, ale jak trzeba to trzeba. W końcu jutro szkoła. Dobrze, że niedawno się zaczęła. Nie mam dużo zaległości. Najbardziej martwię się moimi językowymi umiejętnościami. W szkole nauczycielka mówiła mi, że jeżeli chodzi o języki jestem zdolna i w sumie ma rację. Ale nie wiem czy dogadam się z anglikiem na dłuższą metę. Niby z recepcjonistką się dogadałam, ale to jednak coś innego niż dogadanie się w szkole. W końcu do tego nas nie przygotowują. Chciałabym też żeby ludzie nie byli tacy jak w Polsce. Niestety nie mogę być tego pewna, bo w końcu przemoc jest na całym świecie. Może dopaść każdego gdziekolwiek by nie był. Jeżeli będę tu miała to samo co w Polsce to nie wiem co zrobię. Obawiam się, że tego już nie wytrzymam. To byłoby dla biernego obserwatora zabawne. Wyjechała żeby przestali się nad nią znęcać, a robią to dalej tyle, że w nowym miejscu. Szczerze nie zdziwiłoby mnie to. Jestem jakoś pechowo urodzona. Najpierw umarli moi rodzice, później Ci, którzy się mną zajmowali, a na sam koniec trafiłam do domu dziecka i życie stało się dla mnie koszmarem albo i piekłem.

Byłam tak zamyślona, że nawet nie zauważyłam, że już doszłam do internatu. Szybko się umyłam i ubrałam w piżamę. Nie miałam czym się zająć więc po prostu poszłam spać...

Następnego dnia
Rano obudził mnie mój upierdliwy budzik. Spojrzałam na niego i zobaczyłam, że jest godzina 6:45. Czyli idealnie żeby przygotować się do szkoły. Ostatnio jak rozmawiałam przez telefon z dyrektorem szkoły to powiedział żebym nie przejmowała się brakiem książek, bo wszystkie będą czekać na mnie w szafce. Miło z jego strony biorąc pod uwagę fakt, że nie stać mnie na nie. Bez namysłu wstałam, wzięłam mundurek i poszłam do łazienki. Nie patrząc na siebie przebrałam się. W tym mundurku nie było nawet widać jaka jestem wychudzona. Tylko trochę nogi, ale to nie jest ważne. Następnie wzięłam się za rozczesywanie moich włosów. Jak na nie patrzę to aż żal mi się ich robi. Wyglądają na prawdę mizernie, ale jak będę miała trochę więcej pieniędzy to o nie zadbam. Gdy wykonałam ową czynność wszyłam z łazienki i do mojej torby, kupionej celowo do szkoły, spakowałam ołówek, gumkę, temperówkę, linijkę i długopis. Gdy miałam wychodzić przypomniałam sobie, że nie wzięłam mojego zeszytu do wszystkiego. Szybko się po niego wróciłam i wyszłam z mojego obecnego lokum. Przywitałam się z recepcjonistką i od razu pożegnałam po czym wyszłam z całego budynku. Skierowałam się w stronę przystanku autobusowego. Na pojazd na szczęście długo nie czekałam. Gdy do niego weszłam pośpiesznie usiadłam starając się być jak najmniej widoczna. Było strasznie głośno. Wyciągnęłam z torby telefon i słuchawki i oddałam się muzyce...

Nawet się nie spostrzegłam, a już byłam w szkole. Strasznie dużej i jasnej, angielskiej szkole. Z tego co pamiętam miałam się zgłosić do dyrektora. Udałam się gdzieś. Wolałam błądzić po szkole niż zacząć z kimś rozmowę. Po jakiejś chwili znalazłam gabinet dyrektora do którego zapukałam. Drzwi otworzył mi mężczyzna w średnim wieku. Miał czarne włosy, niebieskie oczy. Twarz miał lekko pomarszczoną, ale rysy przyjazne.
- Dzień dobry. Jestem Alex Czyż.
- Ach! Zapraszam - powiedział wesoło i wpuścił mnie do środka - słyszałem, że już przyjechałaś, ale powiem szczerze, że nie sądziłem, że dzisiaj przyjdziesz. Byłem kiedyś w Polsce i pamiętam jak źle przeszedłem zmianę klimatu - zaśmiał się.
- Jak miałam 5 lat byłam już w Anglii. Z tego co pamiętam zmiana klimatu mi nie zaszkodziła. Poza tym nie chciałabym mieć większych zaległości.
- Widzę, że jesteś dobrą uczennicą.
- Czy ja wiem czy dobrą. Często się nudzę i przez to dużo się uczę.
- Mało kto tak robi. Dobrze... Nie będę Cię dłużej męczył. Proszę oto plan lekcji Twojej klasy i kluczyk do szafki. Gdyby coś się działo wiesz gdzie mnie szukać.
- Ok. Dziękuję. Do widzenia - pożegnałam się z nim i wyszłam z jego gabinetu. Spojrzałam na plan. Mam w gabinecie numer 13. Czy to coś znaczy? Jak dla mnie tak i  wiem, że to nic dobrego. Jak zdążyłam zauważyć jest tutaj gimnazjum i liceum. Dość nietypowe połączenie. Zwykle spotykałam się z połączeniem podstawówki i gimnazjum. Ewentualnie podstawówki, gimnazjum i liceum, czasem technikum, ale żeby gimnazjum i liceum to nigdy. W sumie może być zabawnie.

Gdy tak sobie rozmyślałam szukałam odpowiedniej klasy, którą po chwili znalazłam. Zdziwiłam się trochę, że była otwarta i wszyscy siedzieli już na swoich miejscach. Gdy do niej weszłam oczy wszystkich skierowały się na mnie. Starałam się ich ignorować rozglądając się za wolną ławką gdy nagle usłyszałam czyjś głos.
- Patrzcie! Mamy jakąś pokrakę w klasie! - obróciłam głowę w tamtą stronę i zobaczyłam tego samego chłopaka, na którego wpadłam w internacie dzień wcześniej - nie pomyliłaś czasem klas?! - zignorowałam go i udałam się na sam koniec pomieszczenia, ponieważ tam zlokalizowałam jedyną wolną ławkę. Niestety żeby do niej dojść musiałam przejść obok tamtego gościa. On tylko wstał i się nade mną nachylił. Niby jest w tej samej klasie, a wyższy o ponad głowę.
- Mnie się nie ignoruje... - zaczął, ale przerwał mu dzwonek, a wraz z nim wchodząca do klasy nauczycielka - pogadamy sobie na przerwie - dodał, a ja bardzo szybko poszłam do swojej ławki.
- Jak słyszałam od dyrektora mamy w klasie nową koleżankę. Alex wstań proszę - czyli to moja wychowawczyni. Niby wygląda przyjaźnie. Jest szczupła, wysoka, ma brązowe włosy i piwne oczy. Nosi również okulary. Mimo wszystko wiem, że przez to, że kazała mi wstać nie polubię jej - przedstaw się proszę.
- Nazywam się Alex Czyż. Na drugie imię mam Vanessa.
- Skąd przyjechałaś?
- Z Polski.
- To trochę daleko. Przyjechałaś sama czy z rodzicami? - cholera jasna! Co ja mam jej powiedzieć. Myśl Alex...
- Sama.
- A gdzie Twoi rodzice? - no co za upierdliwy babsztyl! Nie mam zamiaru mówić jej prawdy. Co to, to nie. Gdybym była z nią sam na sam, powiedziałabym jej to bez chwili zastanowienie, ale nie przy całej klasie!
- Również są w Anglii. Tylko w innym mieście.
- Ok. Siadaj - nareszcie! - mimo, że rok szkolny niedawno się zaczął to masz trochę do nadrobienia. A teraz przejdźmy do tematu...

Po lekcji
Lekcja na reszcie się skończyła. Okazało się, że moja jakże "cudowna" nauczycielka uczy historii. Lepiej trafić nie mogłam! W trakcie lekcji prosiła mnie żebym została u niej na chwilę. Nie wiem czy powinnam się cieszyć. Raczej wątpię. Miałam w planach szybko się ulotnić z klasy, zaszyć w jakimś kącie i przeczekać całą przerwę. Cóż... Jak widać coś mi nie pykło.
- Chciała pani żebym została - zaczęłam gdy ostatnia osoba wyszła z klasy zamykając drzwi.
- Tak. Możesz mi powiedzieć czemu mnie okłamałaś?
- Nie rozumiem.
- Alex... Wiem, że nie powinnam wypytywać Cię o Twoich rodziców przy klasie, ale to nie był powód żeby mnie okłamywać.
- Skoro wie pani jak jest to po co pani zadawała głupie pytania?
- Żeby sprawdzić co powiesz.
- Z całym szacunkiem nie często ktoś wypytuje mnie o moich rodziców, których nie mam.
- Wiem, źle zrobiłam, ale mam do Ciebie prośbę.
- Jaką?
- To właściwie rada. Inni nauczyciele też mogą Cię o to pytać. Nie wiem czy przy klasie, czy kiedy już uczniowie wyjdą, ale gdyby robili to przy nich, to nie okłamuj ich. Powiedz, że nie chcesz mówić o tym publicznie.
- Ok.
- Możesz iść.
- Dziękuję. Do widzenia - pożegnałam się z nią i wyszłam. Siadając przy ławce na lekcji, która dobiegła już końca sprawdziłam gdzie mamy obecnie zajęcia. Miały one być w sali 26. No świetnie! Podwójna trzynastka. Gorzej chyba nie można trafić? Gdy powoli zbliżałam się do gabinetu ktoś pociągnął mnie za rękę. Za nim się zorientowałam stałam w zacienionym miejscu poza szkołą przyciśnięta do ściany.
- Słuchaj rozprawiłem się już z wieloma osobami w tej szkole ty nie jesteś wyzwaniem - o nie... Znowu ten gość... - zapamiętaj sobie coś raz na zawsze. Jeżeli jeszcze raz mnie zignorujesz pożałujesz. Na moje pytania masz odpowiadać, bo inaczej będzie źle. Pamiętaj. Ze mną nie wygrasz - zakończył swój wywód i popchnął mnie na ziemię. Zabrał mi torebkę i wszystko z niej wysypał. Po chwili już go nie było. Super... Czyli wcale nie będę miała tu spokoju. Czemu on na mnie się uwziął? Co ja mu do cholery zrobiłam!? Jestem pierwszy dzień w szkole, a już takie coś. Świetnie... Podniesienie się zajęło mi trochę. Nie doszłam do siebie po ostatnim pobiciu. Coś czuję, że będę miała coraz więcej ran i siniaków. Gdy już udało mi się wstać zaczęłam zbierać swoje rzeczy. Dużo mnie kosztowało żeby się w tej chwili nie rozpłakać. Pozbierałam swoje rzeczy i weszłam z powrotem do budynku szkoły. Resztę lekcji i przerw przesiedziałam jak na szpilkach. Strach znowu powrócił tylko tym razem w angielskim stylu.

Po lekcjach
Uznałam, że nie chcę wracać do internatu autobusem. Nie chcę się natknąć ta tamtego chłopaka. Nie wiem czemu wydaje mi się za silny. Oczywiście gdyby był w moim wieku. Jak zapamiętałam patrząc, podczas jazdy do szkoły, przez okno autobusu to żeby dojść do miejsca, które zamieszkuje muszę przejść przez park, do którego się wczoraj wybrałam. Było mi to bardzo na rękę, ponieważ tak czy siak miałam tam pójść. Gdy byłam w drodze do parku rozmyślałam nad dzisiejszym dniem. Nie patrząc na to co się rano wydarzyło dzisiejszy dzień był dość przyjemny. Gdy siedziałam na jednej z przerw na parapecie okna wydawało mi się, że widziałam chłopaków z Bars And Melody. Nie gadali jednak ze sobą. Leo siedział zdołowany pod gabinetem 17, a Charlie pod 19 i również zdołowany. Nie wiedziałam jednak dlaczego. Niestety nie mam sto procent pewności, że to oni. Nie jestem jakąś super wielką Bambino. Nawet nie wiem czy w ogóle nią jestem. Lubię ich twórczość, ale jakoś nie interesuję się ich życiem prywatnym. Wiem tylko tyle, że mieszkają gdzieś w Anglii, i że Leo jest z Walii. Czyli tyle ile praktycznie każdy. Moje rozmyślenia przerwało dość mocne zderzenie z jakimś kolesiem. Było na tyle silne, że się przewróciłam. Podniosłam na niego wzrok. No nie!

 ~***~
Jestem misie! Przepraszam za tak ogromne opóźnienie. Dzisiaj miałam ciężki dzień w szkole i po niej. Ostrzegam, że rozdział jest nie sprawdzony, ale jakoś jutro to zrobię :D A czemu ciężki? Byłam na angielskim i zawoziłam koty do weterynarza. Wierzcie mi to nic miłego. I tak jakoś mi czas uciekł. Ale ostrzegałam, że mogą być obsuwki w czasie. Wracając do rozdziału. Jak widzicie Alex  można powiedzieć trafiła z deszczu pod rynnę. I już ktoś się tam pojawia. Tak! Pojawia się Leo, Charlie i tajemniczy szkolny dręczyciel. Coś na jego temat znajdziecie w zakładce z bohaterami :)  Co się stało w parku? A to będzie niespodzianka :D Ci co się domyślili proszę o zachowanie ciszy. Bez spoilerów! I kłótnia chłopaków dalej jest! I jeszcze długo będzie się wlec, aż do... Nie! Nie powiem :D A teraz już kończę. Trzeba w końcu opublikować :)
A na razie... Komentujcie. Obserwujcie. Niebieski magiczny guziczek. Ja się z wami żegnam. Dzięki. Cześć i na razie.
Do następnego!
Asia Ari <3

środa, 6 stycznia 2016

Prolog

Rozdział dedykuję Mariannie za wsparcie gdy zwątpiłam w tę historię oraz moim kochanym siostrą Fionie i Pati. Dziękuję za wsparcie w pisaniu tej historii <3 Dzięki wam dziewczyny wszyscy mogą przeczytać to niżej <3
Zapraszam do czytania i następnie do zajrzenia na notkę :)


Life is Strange...

Czy mogłam trafić gorzej? Chyba nie. Jestem porażką. Nic nie wartym śmieciem. Bezwartościowym czymś, które według innych nie ma prawa do życia. W tej chwili nie rozumiem sensu mojego istnienia. Nikomu nie jestem potrzebna. Nie mam przyjaciół... Zostałam na świecie sama. Stałam się wyrzutkiem... Wszyscy mnie krzywdzą. Przecież nic takiego nikomu nie zrobiłam.. Moja wina, że moi rodzice nie żyją? Moja wina, że mieszkam w domu dziecka? Moja wina, że nie mam na nic pieniędzy? Nie rozumiem czemu jeszcze żyję. Moje życie od lat opiera się na bólu i samotności. Jaki jest więc jego sens ... Znów siedzę sama w ciemnym pokoju najbiedniejszego domu dziecka w całym województwie z żyletką w rękach. W słuchawkach rozbrzmiewa "Plus i minus". Po chwili znów nasuwa się pytanie: "Dlaczego? Czy coś Ci zrobiłam? Dlaczego mi ich zabrałeś?!". Krzyczę tak głośno jak tylko umiem, ale jak zwykle nikt mnie nie słyszy. Płaczę gorzkimi łzami bólu i strachu, których także nikt nigdy nie zauważa. Mojego strachu nikt nie rozumie. Nikt nie chce rozumieć. Boli mnie to, ale nikt nic nie wie. Z dnia na dzień jest coraz gorzej. Bez względu co się stanie nie będzie lepiej... A może? Już niedługo moje 16 urodziny. Ten dzień będzie dniem wielkich zmian. Na lepsze? Na gorsze? To się jeszcze okaże. Czy zmiany, które planuję pomogą mi w życiu, czy je jeszcze utrudnią, nie wiem. Wiem tylko że wtedy zmieni się moje życie...

~***~


 Life is Strange...

Dzisiaj przeżyłem najnudniejszy dzień jaki miałem. To ostatnio norma u mnie... Odkąd pokłóciłem się z Charlie'm nie mogę spokojnie spać. Koszmary znów powróciły. Wszystko się skomplikowało. Nic nie jest takie jakie powinno być... Nie widziałem go od tygodnia. Nawet nie mam jak go przeprosić... Znów te pytania: "Dlaczego? Czemu zawsze ja? Czemu jestem taki głupi?!". Nie umiem zrozumieć czemu się tak zachowałem... Zraniłem go. Wszystko zniszczyłem. Nawet nie wiem gdzie jest i co się z nim dzieje. Nie odbiera, nie odpisuje... Nic! Zniszczyłem to co zbudowaliśmy razem. Wszystko przez głupią kłótnie! Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś mi wybaczy... Wątpię żeby to było dzisiaj, jutro albo chociaż w tym tygodniu. Sam bym sobie tak szybko tego je wybaczył. Ale co zrobię, że gdy się z kimś kłócę mówię wszystko co mi ślina na język przyniesie. Tak go zraniłem, a to mój brat... Moja podpora w życiu...

~***~

Life is Strange...

Mimo że wiem jaki jest teraz tak szybko mu nie wybaczę. Nie... Przegiął tym razem. Ja rozumiem jest nerwowy. Ja też, ale czegoś takiego bym mu nie powiedział. Mam trochę wyczucia. Nie raz już mu wybaczałem mimo że nikt normalny by tego nie zrobił. Cóż... Tym razem zaliczę się do normalnych i tak łatwo się nie dam... Po raz kolejny te pytania: "Dlaczego? Czemu? Co ja takiego zrobiłem?!".  Nie widziałem się z nim tydzień jak nie więcej... Leondre dzwoni, pisze... A ja nic. Po raz kolejny pokłóciliśmy się o głupotę i jak zwykle wyszło z tego niezłe bagno... Eh... Mam tego powoli dość... Ale to mój brat... Pomogłem mu gdy mnie potrzebował tak jak on pomógł mi... Mimo że często mam ochotę go rozszarpać jest moją podporą, a ja jego... Nie jestem w stanie powiedzieć, czy będę w stanie mu wybaczyć... A jak będę to i tak nie wiem kiedy...

~***~
Cześć moi drodzy :) Witam was w nowym roku i nowej historii. Do głównego tematu notki przejdziemy na koniec teraz coś o tym wyżej. Jak wam się podoba? Mi bardzo. Z fabułą pomogła mi moja siostrzyczka Fiona, której jestem bardzo wdzięczna, bo gdyby nie ona nie pisała bym teraz do was. Jak widzicie dość bardzo odbiegłam od poprzedniej historii. Pierwszą i najwidoczniejszą zmianą jest to, że jest dziewczyna. Wiem, że duża część z was lubiła moją historię za to, że głównie chodziło o chłopców. Chciałabym pisać dalej poprzednią historię, ale nie byłam w stanie. Chciałam najpierw ją kontynuować, ale nie wychodziło mi to. I tak wraz z Fioną powstało to. Ona napisała większą część perspektywy głównej bohaterki. Ja tam tylko trochę dodałam i napisałam coś od chłopców. Mam nadzieję, że nie macie mi tego za złe. Teraz tak. Czemu wróciłam? Po co to zrobiłam? Pewnie za raz znowu odejdę i was wszystkich oleję. Otóż nie. Teraz będę wytrwała i tu zostanę. Rozdziały mam do przodu więc wy będziecie mieli co czytać przez najbliższe 19 tygodni. Bardzo wam dziękuję za to, że zostaliście tu. Wiem to, bo przez ostatni miesiąc nabiliście ponad 4 tysiące wyświetleń. Gdzieś po drodze stuknęło chyba pół roku bloga. Pewnie zastanawiacie się dlaczego akurat doszło do tego, że wracam w święto 3 króli. Nie jest to przypadkowa data. Tego dnia mam dwa ważne wydarzenia. Pierwszym są urodziny kotów mojej babci. Drugą rzeczą jest to, że dokładnie rok temu otworzyłam swojego pierwszego bloga na bloggerze. Do dziś pamiętam ten dzień. W samym styczniu rozdziały dodawałam prawie codziennie, a nawet dwa razy dziennie. Nie wiem właściwie czemu. Nie był to żaden trick żeby nabić sobie wyświetleń. Chyba byłam tym tak podekscytowana, że nie mogłam doczekać się kolejnej publikacji. Teraz też tak będzie. Nie z tym, że cały styczeń rozdział będzie codziennie tylko z tym, że nie będę mogła doczekać się kolejnej publikacji rozdziału. Nie chcę wam robić spoilerów ani nic i tego nie zrobię. Dla tych co mają mi za złe, że odeszłam tak z dnia na dzień to rozumiem was w pełni. Sama bym była na taką osobę zła, ale już po prostu nie wyrabiałam. Miałam na głowie za dużo blogów i myślałam, że podołam. Cóż... Myliłam się. Teraz będzie inaczej. Mam inne blogowe zobowiązania, ale ten blog staje się moim oczkiem w głowie. Możecie mi pisać czy pasuje wam środa o 18. Jeżeli nie piszcie na dole w komentarzu propozycje godziny i dnia tygodnia. Ta która padnie najwięcej razy będzie datą publikacji. A! Jeżeli zostanie środa to czasem będą opóźnia gdyż wracam późno do domu. I teraz stało się coś czego chciałam uniknąć. Spóźniłam się. Chyba mi wybaczycie tę minutkę czy dwie. Em... No także nie będę przedłużać. Albo jeszcze chwila. Każdy kto to przeczytał proszę żeby w komentarzu napisał przynajmniej "jestem", albo chociaż ".". To będzie dla mnie bardzo wiele. A teraz coś za czym tęskniłam najbardziej...
A na razie... Komentujcie. Obserwujcie. Niebieski magiczny guziczek. Ja się z wami żegnam. Dzięki. Cześć i na razie.
Do następnego!
Asia Ari <3