sobota, 27 lutego 2016

Rozdział 9: Czy to koniec?

Rozdział dedykuję tym co skomentowali poprzedni :) Dziękuję za dawanie mi kopa dzięki któremu nabieram chęci na dalsze pisanie :)
 
 Czasem ludzie tylko się ranią... Chcą wszystko zakończyć, ale przecież jeżeli na początku się ranią później będzie tylko lepiej...

Wstałam gdzieś koło 6:30. Byłam totalnie niewyspana i trochę kiepsko się czułam. Zaczęłam się rozglądać żeby upewnić się, że to wszystko nie było snem. Na szczęście nie. Na sąsiednich łóżkach spali chłopcy i wyglądali uroczo. Zastanawiałam się czy wstać, czy nie. Z jednej strony nie lubię długo leżeć w łóżku, ale z drugiej byłam masakrycznie zmęczona i nie miałam na nic siły. Niestety zmuszona byłam wstać ponieważ zachciało mi się pić. Bardzo ciężko mi się wstawało. Czułam każdy mięsień. Ta... Zakwasy... Jak ja je "kocham". Gdy już udało mi się podnieść zaczęłam kierować się do stolika, na którym zobaczyłam butelkę z wodą. Jako, że byłam zaspana to strasznie plątały mi się nogi. Zaplątały się tak, że z hukiem upadłam na podłogę. Nie mogłam wstać ponieważ bardzo bolała mnie kostka. Przy upadku musiałam być tak głośna, że aż Charlie się zerwał.
- Alex?! Co ty robisz na podłodze?! - był wystraszony. Nie wiedział o co chodzi. W sumie to ja też nie do końca. 
- Nie drzyj się Leo śpi. A ja jak widać leżę.
- Jego nie da się bez słoika nutelli obudzić. A jak się na tej podłodze znalazłaś? - zapytał podchodząc do mnie.
- Chciałam się napić. Jedyną wodę widziałam na stoliku. Gdy do niego szłam poplątały mi się nogi i upadłam, ale nie mogę wstać. Strasznie boli mnie kostka - kucnął przy mnie i wziął na ręce.
- Nie wiem co z Twoją kostką, ale wiem, że musisz przytyć - stwierdził z wyraźnym wyrzutem.
- Wierz mi, że próbowałam nie raz, ale nie za bardzo mi wychodzi - Charlie położył mnie na łóżku i podszedł do swojej walizki. Po chwili był przy mnie i bandażował mi kostkę.
- To na razie powinno wystarczyć. Mam podejrzenie, że ją trochę nadwyrężyłaś, ale wolę obwiązać ją żeby mieć pewność, że wszystko będzie ok - uśmiechnął się w moją stronę - ale teraz powinnaś iść dalej spać. Jest dość wcześnie.
- A możesz podać mi wodę? - bez zastanowienia to zrobił. Widać, że zaspany. Za mało mówi.
- Dziękuję - serio byłam mu wdzięczna. Nawet nie wiem czemu. Kurde. To tylko woda. Gdy już skończyłam pić odłożyłam butelkę na szafkę. Chłopak pocałował mnie w czoło i zaczął kierować się do swojego łóżka - Charlie?
- Tak?
- Przytulisz mnie? - zapytałam z nadzieją w głosie. No co? Serio chciałam żeby mnie przytulił. Prawdę mówiąc jeszcze nigdy od tak się nie przytulaliśmy. Zawsze coś się "ciekawego" działo.
- Pewnie - podszedł do "mojego" łóżka od drugiej strony i położył się obok mnie. Obrócił się w moją stronę i mnie przytulił. Tak jak zawsze marzłam pod każdą kołdrą czy kocem tak teraz było mi ciepło. Wtuliłam się w niego bardzo mocno. Nie dość, że było mi wygodnie i ciepło to jeszcze czułam się bezpiecznie. Ta... I pomyśleć, że jak wrócimy do Bristolu to wszystko pójdzie w diabły... To szczęście... Ten spokój... One odejdą w niepamięć. Nie chcę wracać. Mogłabym tu już zostać. Z Charlie'm i Leo. Tak... Zdecydowanie... To by było życie idealne.
- Dziękuję.
- Za co?
- Za to, że jesteś przy mnie zawsze gdy Cię potrzebuję. 
- Alex nie masz za co dziękować. Jesteśmy przyjaciółmi, a na przyjaciół zawsze można liczyć - tylko pytanie czy my jesteśmy tylko przyjaciółmi... Bo się tak nie zachowujemy...
- Wiem - spojrzałam na jego twarz. Też mi się przyglądał. Poczułam się strasznie niezręcznie więc lekko spuściłam wzrok. Nie zniosłabym dłużej jego wzroku. Nie teraz... Przytuliłam się do niego jeszcze bardziej.
- Ej... Spokojnie. Nigdzie Ci nie ucieknę.
- Wiem to. Po prostu strasznie tu zimno - znowu to uczucie... Uczucie zimna wypalającego od środka. Skąd to się bierze? 
- Może chcesz drugą kołdrę? - zapytał zmartwiony.
- Nie. Możesz mnie tylko mocniej przytulić i będzie ok - zaśmiał się. No tak. I tak leżeliśmy tak ściśnięci, że normalni ludzie zaczęli by się dusić, ale nam to nie przeszkadzało. Z resztą na moją prośbę blondyn przytulił mnie jeszcze mocniej - teraz ok? - zapytał.
- Tak. Teraz jest idealnie... - poczułam jak całuje mnie w czubek głowy. Jakąś chwilę nie mogłam zasnąć. Charlie chyba to wyczuł, bo zaczął mruczeć pod nosem Breathe. On to robi specjalnie żebym zasnęła! Eh... W sumie ma rację. Powinnam jeszcze się położyć i zasnąć. Gdy tak słuchałam jak sobie pod nosem śpiewa zasnęłam.

Później
Gdy zaczęłam się budzić wyczułam, że nikogo obok mnie nie było. Otworzyłam oczy i na łóżku Charlie'go zobaczyłam siedzącą panią Victorię.
- Dzień dobry - przywitałam się zaspana.
- Cześć Alex. Wyspałaś się?
- Jak nigdy.
- To świetnie! Chłopcy nie mieli serca Cię budzić dlatego pojechali bez Ciebie. Charlie opowiedział mi co się stało. Obejrzałam Twoją kostkę i nie jest z nią nic poważnego, ale bandaż na wszelki wypadek zostawiłam. Ubieraj się. Za raz będziemy jechać.
- Co? Gdzie?
- Do studia. Jechałabyś z nimi, ale spałaś. Także wstawaj już i jedziemy. Czekam na dole - oznajmiła i wyszła. Zastanawia mnie skąd w tej kobiecie tyle energii. Nie ważne i tak ją uwielbiam. Powoli wyczołgałam się z łóżka i zaczęłam się ubierać. Nie wzięłam nic specjalnego. Jak zwykle na czarno-biało więc nie ma co dłużej opowiadać. Po jakiś 15 minutach byłam gotowa. Wyszłam z pokoju, a następnie z budynku i poszłam do samochodu. Zdziwiło mnie, że nie stałyśmy w żadnych korkach. Może to tylko plotka, że w Londynie zawsze są korki? Podczas drogi dużo się zastanawiałam. Co ja tu robię? Czym na to zasłużyłam? Nie wiem. Przecież nie jestem ich wielką fanką. Wiem o nich dużo, ale nie tyle ile wszyscy. Dlaczego akurat ja, a nie ktoś inny? Może to tylko kwestia przypadku? Na pewno... Takie coś nie zdarza się każdej sierocie, która chce coś zmienić. Zastanawia mnie tylko jaki jest cel tego, że ich poznałam. W końcu jakiś musi być. Nigdy nie poznajemy kogoś bez powodu więc teraz też jakiś musi być. A może nie? Może ja po prostu miałam trafić tu gdzie teraz jestem? Nie wiem... Nigdy wcześniej nie miałam takich problemów jak teraz. Znaczy się problemy to nie jest to słowo. Nigdy nie miałam takich dylematów? Tak... Tak to chyba mogę nazwać, ale pewności nie mam. Czas pokaże po co tu jestem. Chyba. Mam nadzieję, że to zrobi, bo jestem cholernie tego ciekawa.
Nawet nie zauważyłam kiedy z mamą Leo byłam pod studiem. Budynek był... No... Wiadomo. Jak studio muzyczne czy co to tam jest. Starałam się trzymać pani Victorii, bo znając moje szczęście zdążyłabym zgubić się z dziesięć razy. Szłyśmy w miarę szybko. W sumie byłam zdziwiona, że jesteśmy tu. To w końcu studio muzyczne, a tu nagrywa się piosenki, a z tego co kojarzę płyta chłopaków już wyszła. Może pracują nad czymś nowym? Nie wiem. Szczerze to obstawiam, że dogadują sprawy koncertów. A właśnie! Czy nie mają jakiegoś dzisiaj? Jak tak to niech sobie z łbów wybiją, że zostanę. Jutro szkoła i chcę się choć trochę ogarnąć. Wątpię, że dam radę to zrobić, ale nic nie zaszkodzi mi spróbować.
Idąc nie patrzyłam przed siebie tylko bardziej w podłogę. I gdy tak sobie ją podziwiałam poczułam, że na kogoś wpadam. Byłam przygotowana na zetknięcie z posadzką, ale to jednak się nie stało.
- Znowu chronię Cię od upadku - usłyszałam łagodny głos Charlie'go.
- I jestem Ci za to wdzięczna - pomógł mi wrócić do pozycji pionowej po czym mnie przytulił. Odwzajemniłam to.
- Jak noga?
- Trochę boli, ale nic jej nie jest.
- To najważniejsze - uśmiechnął się do mnie. Wziął mnie za rękę i zaczął ciągnąć w zupełnie innym kierunku.
- Gdzie ty mnie wleczesz?
- Do Simona.
- To on nie był tam - wskazałam na poprzedni kierunek marszu.
- Nie. Mama Leo miała Cię tam zaprowadzić żebyśmy później mogli pójść do niego.
- Ale po co?
- Mam kilka spraw do niego. Jedna będzie dla niego zaskoczeniem, a o drugiej wie - zaśmiał się.
- Charlie?
- Nie ważne - resztę drogi przeszliśmy w ciszy. Zastanawiałam się o co mu chodzi. Nawet nie pytałam, bo już trochę go znam i wiem, że by mi nawet rąbka tajemnicy nie uchylił.
Po chwili byliśmy  w sali do nagrywania piosenek, czy jak to tam się nazywa.
- Po co tu jesteśmy?
- Kazał tu na siebie zaczekać.
- Aha.
- Zagramy coś? - zapytał z błyskiem w oku.
- Czemu nie - usiadłam przy pianinie, które tam stało. Chłopak usiadł koło mnie. Zaczęłam się zastanawiać co możemy zaśpiewać, bo szczerze powiedziawszy nie chciałam sama.
- Wpadłaś już na coś geniuszu?
- A żebyś wiedział, że tak. Znasz może Just Give Me A Reason?
- Pewnie. A którą wersję chcesz? Bo znam dwie.
- Ja też, ale wolę wersję w której śpiewa Charlie Puth i Daphne Khoo.
- Też ją wolę. A kto co śpiewa?
- Tak jak jest tam. Ty śpiewasz część Charliego, a ja Daphne.
- Ok - zgodził się. Zaczęłam grać i praktycznie od razu on śpiewać. Uwielbiam tę piosenkę... Jest piękna... Nie musiałam nawet patrzyć na klawisze, bo znałam ją bardzo dobrze. Gdy doszliśmy do momentu, w którym mamy śpiewać razem spojrzałam na niego. Nasze spojrzenia się skrzyżowały. Zaczęłam śpiewać to co Daphne... Znów zaczęliśmy śpiewać refren. W moich oczach pojawiły się łzy. Bardzo lubię tę piosenkę. I doszliśmy do mojego ulubionego fragmentu. Kojarzy mi się on z początkowo spokojną, ale przygnębiającą rozmową przeradzającą się w kłótnie. Później znowu ja miałam śpiewać. I znów razem. Lubię z nim śpiewać. Nie brzmię tak tragicznie jak zwykle. Przy nim nie denerwuję się, że się pomylę. Jestem wręcz pewna, że nie popełnię błędu i dlatego nie patrzę co naciskam.
- Brawo dzieciaki. Bardzo ładnie wam to wyszło - usłyszałam czyjś głos. Gwałtownie odwróciłam się w jego stronę. No nie... To był Simon. Spojrzałam w panice na Charlie'go, który gdy tylko ujrzał moją minę zaczął się śmiać. Wstał, wziął mnie za rękę i podszedł wraz ze mną do mężczyzny.
- Simon to jest właśnie Alex.
- Dzień dobry - przywitałam się z nim.
- Pamiętasz? To o niej Ci opowiadałem.
- Pamiętam. Tylko nie wspominałeś, że to Twoja dziewczyna - zaśmiał się. Charlie się spiął i w sumie ja też.
- My nie jesteśmy razem - szybko zaprzeczył jakby trochę smutny. Nie... Wydawało mi się pewnie.
- Przepraszam po prostu tak trochę wyglądacie... I ta piosenka - mężczyzna znów się zaśmiał.
- A właśnie. Jak Ci się podobało.
- Było świetnie. Trzeba by było jeszcze troszkę doszlifować Twój głos Alex i będzie idealnie. Jeżeli byś chciała mogę się tym zająć - o nie... Ja już dobrze wiem o co chodzi! Czyli to Charlie miał na myśli mówiąc o sprawie, o której Simon wie.
- Ja... J-j-ja... - nie mogłam się wysłowić. Kurde! Nie codziennie ktoś proponuje zajmowanie mi się muzyką.  Spojrzałam błagalnie na mojego przyjaciela lekko kręcą do niego na nie.
- Na pewno? - zapytał blondyn dla pewności. Kiwnęłam głowy - Wybacz Simon, że ona Ci tego nie powie, ale nie jest w stanie się wysłowić. Alex na to nie idzie. Nie chce się jako tako zajmować muzyką. Ma w życiu inne marzenia i je chce spełniać.
- Dobrze rozumiem. W razie czego tu masz moją wizytówkę i dzwoń - powiedział podając mi karteczkę, którą od razu włożyłam do kieszeni.
- A właśnie Simon. Bo mam jeszcze jedną sprawę - o nie... Co on knuje... - chodzi  o to, że już za niedługo będziemy jechać w trasę i czy Alex mogła by jechać z nami - niech ja go tylko dorwę w swoje łapy. Przysięgam nawet jeden włosek z niego nie zostanie!
- Pewnie. Nie widzę przeciwwskazań - dzięki...
- Dziękuję.
- Coś jeszcze?
- Nie to wszystko.
- W takim razie do zobaczenia. I nie spóźnijcie się dzisiaj tak jak ostatnio.
- Postaramy się - powiedział przez śmiech Charlie, a Simon się ulotnił. Nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić. Rozpłakać się, rozszarpać go, czy siebie, czy po prostu uciec gdzie pieprz rośnie. W oczach miałam łzy bezradności - co jest?
- Nienawidzę Cię - powiedziałam w stu procentach spokojnie i wyszłam z pomieszczenia. Przez ułamek sekundy zobaczyłam, że był zdziwiony. Musiałam to powiedzieć. Inaczej nie miałabym jak stamtąd pójść. Gdy byłam już kawałek od pomieszczenia usłyszałam, że ktoś za mną biegnie. Chłopak stanął przede mną i próbował zatrzymać, ale ja nie chciałam ustąpić. Wtedy złapał mnie za ramiona.
- Co jest?
- Czemu ty zawsze wszystko musisz robić za moimi placami?
- Nie rozumiem.
- No jak Charlie? To wszystko było ukartowane. Celowo zabraliście mnie do Londynu. Macie gdzieś, czy zobaczę to miasto, czy nie.
- Nie Alex. Zabraliśmy Cię tu, bo chcieliśmy żebyś była tu z nami. To było tak przy okazji. Zaufaj mi.
- Dlaczego ja mam ufać Tobie skoro ty nie ufasz mi? - zdziwiłam go tym pytaniem.
- Przecież Ci ufam.
- Doprawdy? Chyba nie. Bynajmniej się tak nie zachowujesz. Traktujesz mnie jak małe dziecko, które samo sobie nie poradzi. Zapominasz co przeszłam, i że jakoś dałam radę.
- Nie zapomniałem. Po prostu chcę żebyś nie przechodziła tego po raz drugi.
- Nie przesadzaj! Czegoś takiego już nigdy nie przejdę. Nawet jeżeli Luke mnie dorwie - uśmiechnęłam się ponuro do niego - po prostu zrozum, że jestem silniejsza niż Ci się wydaje.
- Ale nie wystarczająco. Luke nie zawsze działa sam.
- Wiem. Mówiłeś mi. Ale uważasz, że oni robili to pojedynczo? Jeśli tak to się grubo mylisz - na te słowa z moich oczu zaczęły lecieć łzy. To wszystko zaczyna wracać... Przez tę rozmowę...
- Cholera - chłopka powiedział po czym mnie przytulił - proszę nie płacz... Twoje łzy są moją największą porażką, bo ostatnio płaczesz tylko przeze mnie - dodał smętnie. Świetnie... Wpędzam go w poczucie winy... Co ze mnie za przyjaciółka? Przeze mnie cierpi... Może powinniśmy to wszystko zakończyć? W końcu ciągle się ranimy...

~***~
Jestem! Miałam z rozdziałem czekać aż będzie jeszcze jeden pod poprzednim, ale mam dobry humor. Jak ktoś siedzi na yt to polecam trio Cry_Sis, Młotka i Kina w Terrari :) Jak się wam rozdział podoba? Wiem, że namieszałam i to jest w tym rozdziale piękne :) Prawda, że mnie zabijecie? Ja to w kościach czuję. Ale omówienie rozdziału być musi. Tajemnicza sprawa Charlie'go do Simona się rozwiązała i jak widać nie była niezwykła. Jak widać nie mieliście potrzeby tak brzydko na mnie krzyczeć. Ja wiem jak wy bardzo myślicie nad tym z kim będzie Leo i cisnę z was bekę. Ta osoba była już wspomniana, ale nie w rozdziałach :) Czytamy ze zrozumieniem :D  Alex chce zakończyć wszystko z Charlie'm. Jak myślicie zrobi to? To wiem tylko ja! Ha ha! Nie będę się dłużej na temat owy wypowiadać. Co do waszych blogów. Jak zauważyliście u niektórych już przestałam komentować, a u niektórych jeszcze nie. Uznałam ostatnio, że muszę odpocząć i nabrać inspiracji i weny. Jak się zbiorę do kupy to powrócę do komentowania. Nie będę już przedłużać. 
A na razie... Komentujcie. Obserwujcie. Niebieski magiczny guziczek. Ja się z wami żegnam. Dzięki. Cześć i na razie. Do następnego! Papa!
A teraz coś co ostatnio jest moją tradycją. Dzisiaj do posłuchania polecam pioseneczkę poniżej :) 

środa, 24 lutego 2016

Rozdział 8: Dzień pełen wrażeń... Co wtedy czułem...

W notatce jest informacja do rozdziału 9 :)
 
 Jeden dzień z perspektywy kogoś innego może wyglądać zupełnie inaczej...

- Będę miał do Simona jeszcze jedną sprawę... - dziewczyna spojrzała na mnie niezrozumiale.
- Wiesz co, chyba wolę nie wnikać - niezrozumienie zeszło z jej twarzy i zastąpił je śmiech.
- Słusznie. A teraz chodź. Z tego co słyszałem jest już mama Leo - wziąłem ją za rękę i skierowałem się do samochodu pani Victorii. Wsiadłem jako pierwszy.
- Dzień dobry - uśmiechnąłem się do kobiety.
- Cześć Charlie - odpowiedziała z uśmiechem. Po chwili poczułem jak Alex wsiada. Obróciłem głowę w tamtą stronę.
- Dzień dobry -przywitała się.
- Dzień dobry. Ty to pewnie Alex - uśmiechnęła się do niej.
- Tak.
- Leo mi o Tobie dużo opowiadał.
- Mamo! - mój przyjaciel się uniósł, a Alex znów się zaśmiała. Bardzo często to robi. Szczerze to nie chciało mi się dłużej ich słuchać. Pewnie mama Leo powypytuje dziewczynę o kilka rzeczy i tyle. Bez zastanowienia założyłem słuchawki. Słuchałem przeróżnych piosenek. I po francusku, i po angielsku... Zdarzały się jeszcze po włosku i hiszpańsku. Była nawet jedna po polsku. Ta... Fajny mają nawet język. Tylko strasznie trudny! Mają tak powalone litery. Jakieś "a" z kreską przyczepioną do ich dołu i tak samo "e". Były też jakieś z kreską nad sobą. To chyba były "n", "c", "s", "o" i "z". Jeszcze były tam jakieś udziwnienia. Skąd wiem? Leo po wycieczce do Krakowa coś tam mi pokazał i właśnie było tam pełno jakiś udziwnień. W sumie to trochę zabawne. Dla nich to nasz język może być dziwny. I poniekąd mają rację. W angielski jest mnóstwo czasów i czyta się trochę inaczej niż jest napisane. I pomyśleć, że takie coś jest możliwe. Wszyscy jesteśmy ludźmi,a jednak mówimy w wielu językach i nie zawsze się rozumiemy. Eh... Szkoda, że wszyscy nie mówimy jednym językiem. Wtedy byłoby dziwnie i zabawnie. Wszyscy by się rozumieli i w obcym kraju nie można by było mówić tego co się myśli.
Nagle poczułem, że ktoś wyciąga mi jedną słuchawkę z ucha. Domyśliłem się, że to Alex, bo w końcu pani Victoria prowadzi, a Leo na 100 procent śpi. Postanowiłem nie interweniować i czekać na to co dalej zrobi. Gdy wyjęła jedną słuchawkę zaczęła wyciągać drugą, co zajęło jej bardzo mało czasu.
- Nie ładnie tak bez pytania - powiedziałem przez śmiech gdy spojrzałem się na nią.
- Oj bo wyglądałeś jakbyś spał - zdziwiła się, że nie śpię. Czyżbym zamkną oczy podczas moich rozmyślań?
- Śpiącym ludziom nie zabiera się słuchawek. 
- Ok - posmutniała oddając mi je.
- Ale jedną możesz zachować - powiedziałem chcąc żeby uśmiech wrócił na jej twarz.
- Ależ dziękuję - odpowiedziała i włożyła sobie słuchawkę do ucha. Dziwnym zbiegiem okoliczności można było usłyszeć piosenkę, którą jakiś czas temu śpiewaliśmy. To była dziwna chwila. Poczułem,  że Alex opiera o mnie głowę. Spojrzałem na nią. Zamknęła oczy. Chciałem żeby zasnęła więc pod nosem zacząłem mruczeć piosenkę która brzmiała w słuchawkach. Objąłem ją ramieniem i po chwili już spała. Słodko w sumie wyglądała. Tak niewinnie. Gdyby ubrać ją na biało i dodać skrzydła wyglądałaby jak skrzywdzony i sponiewierany przez ludzi anioł. W sumie ona jest moim aniołem. Aniołem, którego trzeba obronić przed złem tego świata. I to zrobię. Choćby mi miało coś się stać nie zostawię jej i sprawię żeby była bezpieczna. Mogę nawet przypłacić życiem, ale to nie ważne... Ważne jest jej bezpieczeństwo. Nie ważne jakim kosztem.
- Zasnęła? -  usłyszałem głos mamy śpiącego bruneta.
- Tak.
- A mówiła, że nie zaśnie - kobieta się zaśmiała.
- Serio? Czemu?
- Jak ona to nazwała... A tak. Powiedziała, że ma taki defekt przez, który nie może zasnąć przed zachodem słońca.
- Już niedługo ją z tego wyleczę - oby dwoje się zaśmialiśmy.
- Na to wygląda. Ale ty też powinieneś iść już spać.
- Mam właśnie taki zamiar - kobieta nie odpowiedziała. Uśmiechnęła się tylko do mnie. Upewniłem się, że Alex śpi i wyjąłem jej słuchawkę z ucha. Wyłączyłem muzykę i schowałem telefon, i słuchawki. Chciała się przekręcić dlatego odpiąłem jej pas żeby mogła się wygodnie ułożyć. I to zrobiła. Głowę położyła na moich kolanach, a nogi na kolanach Leo. Widać, że nie jest przyzwyczajona do spania w samochodzie. Z jednej strony to dobrze, bo jest bardzo niewygodnie, a z drugiej źle, bo jeżeli mamy ją czasem zabierać do na przykład Londynu to musi się przyzwyczaić. No chyba, że to będzie trasa, to wtedy  warunki są lepsze. Zacząłem ją głaskać po głowie i pod nosem mruczeć Hopeful. Nawet nie wiem kiedy zasnąłem...

Ciut później
Londyn
- Ej. Charlie wstawaj - usłyszałem głos Leo. Otworzyłem oczy i zobaczyłem, że samochód już stoi, a on zagląda do mnie przez otwarte drzwi.
- Co jest?
- Trzeba zanieść Alex do pokoju. Chyba, że masz serce ją budzić, bo ja nie - wytłumaczył mi i dopiero ogarnąłem, że dziewczyna nadal śpi na moich kolanach. Spojrzałem na chłopaka.
- Dobrze wiesz, że nie.
- Więc się rusz - powiedział, a ja zacząłem powoli wychodzić z samochodu. Gdy po kilku minutach udało mi się wyjść zacząłem zastanawiać jak mam ją wyjąć z tego samochodu. Postanowiłem ją po prostu z niego wyciągnąć. Chwilę mi to zajęło, ale po chwili już kierowałem się z nią do hotelu, a następnie do pokoju w nim. Wyglądała uroczo. Naprawdę uroczo. Wyglądała na szczęśliwą i spokojną. Szkoda, że to tak rzadki widok. Nie wiem czy ona tego nie widzi, ale bardzo często chodzi zestresowana i wystraszona. Nie lubię jej wtedy oglądać. Chciałbym z nią tu zostać żeby zawsze była taka jak teraz. Szczęśliwa i spokojna...
- Te panie blondas jesteś już w pokoju. Możesz ją odłożyć - zaczął machać mi ręką przed oczami. Zrobiłem to co zaproponował. Od razu wtuliła się w poduszkę - Charlie? Nie chcę Cię martwić ani nic, ale zachowujesz się jakbyś się zakochał.
-  Co?! W kim?!
- W Alex. I nie drzyj się.
- Co Ci strzeliło do łba?
- Nic. Tak się zachowujesz Charlie. Ciągle wgapiasz się w nią z błyskiem w oku. Może i się nie znam, ale to na prawdę wygląda tak jakbyś się w niej zakochał. Owszem ja też chcę żeby była bezpieczna, ale ty... Ty robisz coś czego nie podjął by się nikt kto nie jest zakochany.
- Przesadzasz Leo - usiedliśmy na swoich łóżkach.
- Nie. Nie przesadzam. Charlie... To widać. Bardzo widać.
- Przestań. Jestem dla niej takim samym przyjacielem jak ty. Tylko z tą różnicą, że ja jestem rok starszy, a ty rok młodszy.
- Jasne...
- Tak. I nie wmawiaj mi jakiś głupot, bo to nie prawda.
- Ok. Jak sobie uważasz, ale pamiętaj jesteśmy przyjaciółmi i jakbyś chciał pogadać to wiesz gdzie mnie szukać.
- Ta... - usłyszeliśmy, że Alex zaczyna się poruszać. Oby dwoje spojrzeliśmy w tamtą stronę.
- O wstałaś już - zauważył Leo.
- Serio? Nie domyśliłam się... Sorka. Nie wyspałam się, a wtedy jestem wredna.
- Tylko wtedy? - zaśmiałem się - ja bym powiedział, że zawsze - chyba się wkurzyła. Wzięła poduszkę i we mnie rzuciła. Trafiła! Leo zaczął się śmiać. Wzięła drugą i w niego też rzuciła. I też trafiła! Teraz to ona zaczęła się śmiać. Ja i Leo spojrzeliśmy na siebie porozumiewawczo i zaczęliśmy się do niej zbliżać.
- Nie! Nie! Nie! Nie! No weźcie! - zignorowaliśmy to i zaczęliśmy ją łaskotać. Łzy zaczęły jej ze śmiechu lecieć - Ej! Błagam was! Zostawcie! - Po chwili nie wyglądała na zadowoloną. Zaczęła przeraźliwe kaszleć. Nie wiedzieliśmy co się stało więc natychmiast przestaliśmy. Wyglądała jakby coś ją bolało. Gdy przestała podałem jej wodę.
- Wszystko ok? - zapytałem niepewnie.
- Tak - powiedziała szeptem. Chyba bolało ją gardło.
- Co jest? Czemu zaczęłaś się dusić? - dopytywał zmartwiony Leo.
- Myślałam, że wam mówiłam... Raz zostałam tak pobita, że gdy mam jakiś większy wysiłek, albo się długo śmieję zaczynam się dusić. Nie wiem czemu tak jest.
- Musisz nam mówić o takich rzeczach Alex! - było tak dobrze i musiała mnie wnerwić. Czy ona się kiedyś nauczy, że musi mówić nam o takich rzeczach, bo później wychodzi niezłe bagno?! - Mogło Ci się coś stać! Nie możesz bagatelizować takich rzeczy! To zbyt poważne!
- Zapomniałam... Przepraszam... - mówiła przez łzy, ale nie mogłem się uspokoić.
- Co nam po Twoim przepraszam! Myślisz, że gdyby coś Ci się stało to by coś dało?!
- Charlie! Uspokój się! Patrz. Płacze przez Ciebie głąbie - usiłowałem się uspokoić, ale nie byłem w stanie. Alex płakała. Nie wiem czy ze strachu, czy z czego. Nie wytrzymałem. Nerwy mi puściły i wyszedłem trzaskając drzwiami. Wyszedłem przed budynek. Boże jakim ja jestem debilem! Zostawiłem ją płaczącą. Super! Nie zdziwię się jak nie będzie chciała ze mną gadać. Cholera... Gdzie ja mam mózg!? Jak mogłem zrobić coś takiego wiedząc co przeszła?! No jak? Nie wierzę... Teraz ją stracę... Może Leo ma rację... Może ja naprawdę się w niej zakochałem? Nie! Na pewno nie. A może jednak...?
- Lenehan jesteś idiotą i skończonym debilem wiesz?
- Wiem...
- Nawet nie zdajesz sobie sprawy co jej zrobiłeś!
- Zdaję...
- Nie kłóć się ze mną!... Zaraz. Co?
- Wiem, że jestem debilem i zdaję sobie sprawę co jej zrobiłem.
- To czemu tu tak pacanie siedzisz?
- A co ja mogę? Zraniłem ją i jestem wstanie przyjąć do wiadomości to, że jedną z konsekwencji będzie to iż nie będzie chciała ze mną gadać. Wierz mi. Też bym nie chciał ze sobą gadać...
- A skąd taka pewność?
- A ty byś chciał?
- Nie. Ale ja to ja, a Alex to Alex. Ciebie i ją łączy silniejsza więź niż mnie z nią.
- Co?
- Nie udawaj, że nie wiesz.
- Nie wiem.
- Boże... Charlie ty jesteś jej dużo bliższy. Nawet nie wiem czemu, ale nie przeszkadza mi to. Ona jest moją przyjaciółką i wiem, że też jestem jej przyjacielem, ale was łączy coś czego nigdy nie zrozumiem. Albo zrozumiem jeżeli to jest to o czym wcześniej gadaliśmy.
- Leo...
- Przecież nic nie mówię. Po prostu zastanawiam się co was łączy.
- Przyjaźń.
- Skoro tak uważasz...
- Tak. Właśnie tak uważam. Em... Co z nią?
- W tej chwili nie wiem, ale gdy wychodziłem była już spokojna. Chyba.
- Chyba?!
- Charlie wyluzuj. Obiecała, że nie zrobi nic głupiego.
- To co obiecała, a co zrobi to dwie różne rzeczy! Nie pamiętasz co nam mówiła?!
- Pamiętam. Ale ufam jej. Ty też powinieneś jeżeli chcesz jej pomóc.
- Może masz rację...
- W czym?
- W tym, że powinienem jej bardziej zaufać... Jest dla mnie ważna. Wierz co się kiedyś stało... Nie zniósł bym gdyby to samo przytrafiło się Alex.
- Domyślam się. Tylko w tamtej dziewczynie byłeś zakochany, a o Alex martwisz się bardziej niż o tamtą. Nie rozumiem tego.
- Leo ja też nie. Ella była dla mnie bardzo ważna, a teraz prawdopodobnie mnie nienawidzi, bo nie pomogłem jej... Była najważniejsza... Z resztą... Wiesz jak było. Oby dwoje wiemy. Teraz... Z Alex to coś innego. Z Ellą było prosto. Ona była w normalnej rodzinie, miała przyjaciół i jej życie była dobre dopóki nie zjawił się Luke. Alex jest całkowicie inna niż ona. Z nią jest... Ciężej. Chcę jej pomóc, ale ona mnie odtrąca. Bagatelizuje to, że jest delikatna. Mimo to ja wiem, że się boi, ale nie chce żeby ktokolwiek wiedział. Często jej nie rozumiem...
- Powiedział bym coś, ale wiem, że się wściekniesz.
- Mów.
- Ale się nie obrazisz?
- Przysięgam.
- Słuchaj. Ja wiem może mam te 2 lata mniej, ale miłość nie jest łatwa i prosta. Może nam się wydawać, że łatwo jest kochać, ale to, że kogoś rozumiemy nie znaczy, że go kochamy. Miłość jest skomplikowana i nie jesteśmy w stanie jej zrozumieć.
- Do czego zmierzasz?
- Nie kojarzysz faktów, o których przed chwilą mówiłeś?
- Nie widzę związku Leondre.
- Sam powiedziałeś, że Ellę łatwo było kochać, a z Alex jest ciężej. Porównaj to do mojej poprzedniej wypowiedzi i zrozumiesz.
- Czyli według Ciebie wydawało mi się, że kocham Ellę i tak naprawdę kocham Alex?
- No.
- Nie...
- Może się mylę. Ale ja tylko staram się zrozumieć.
- Dziękuję Ci Leo.
- Za co?
- Za to, że mnie wspierasz.
- Nie przesadzaj... Nie ma za co. Jesteśmy braćmi i mamy misję. Musimy chronić Alex przed światem.
- Dokładnie, a teraz chodź, bo serio się o nią martwię - powiedziałem i ruszyliśmy w stronę wejścia do budynku. Z każdą chwilą byliśmy coraz bliżej. Gdy otworzyliśmy drzwi od pokoju doznaliśmy szoku. Alex nie było w pokoju. Nie! Nie! Nie!!! To nie jest możliwe! Cholera jasna! Spojrzałem na młodego. Był w jeszcze większym szoku. Pędem ruszyliśmy w stronę wyjścia z hotelu. Gdy ponownie z niego wyszliśmy rozbiegliśmy się w dwie różne strony. Osobno przeszukamy większą powierzchnię i gdy jeden jej nie znajdzie będzie nadzieja, że zrobi to ten drugi...

Później
Przeszukałem dość spory kawał i nie znalazłem jej. Mam nadzieję, że Leo ją odszukał i już jest bezpieczna w hotelu. Właśnie wracam. Smętny jak nigdy. Gdy szedłem przez Tower Bridge zobaczyłem ją. Patrzyła w górę i płakała. Podszedłem do niej od tyłu i mocno przytuliłem. Dopiero wtedy poczułem, że mogę być spokojny. Znalazłem ją. Całą i zdrową.
- Przepraszam - wyszeptałem jej wprost do ucha. Odwróciła się do mnie.
- A czy ja mówiłam, że się gniewam? - zapytała z uśmiechem na twarzy.
- Nie. Ale nie powinienem na Ciebie krzyczeć. Zachowałem się jak idiota, ale martwię się o Ciebie. Na prawdę. Chcę żebyś była bezpieczna, żeby nie działa Ci się krzywda. Przede wszystkim chcę żebyś była szczęśliwa.
- Jestem głupku szczęśliwa. Tyle szczęścia ile zaznałam od przyjazdu do Anglii nie miałam przez całe życie. A o moje bezpieczeństwo nie możesz tak panicznie dbać, bo się zamęczysz i Tobie się coś stanie - czy ona się o mnie martwi? Nie... Mimo to dzięki tym słowom zrobiło mi się ciepło na sercu.
- Nie mogę się o Ciebie nie bać. Wiesz...
- Tak wiem jaki jest Luke. Ale już się nie boję. Nie można się bać. Trzeba być silnym i mieć nadzieję na lepsze jutro, a dzięki wam ją zyskałam. Dziękuję - po tych słowach przytuliła mnie. Odwzajemniłem to. Lubię gdy mnie przytula. Wtedy robi mi się tak bardzo ciepło na sercu. Jeszcze bardziej niż gdy widzę jej uśmiech. Szczery uśmiech.
- Choć. Leo pewnie już wrócił, bo Cię nie znalazł.
- Po co mnie szukaliście? Przecież bym wróciła.
- Chyba za rok.
- Ej! Gdy mnie znalazłeś wracałam już.
- Właśnie widziałem.
-Oj! Tak ładnie tu było i w ogóle...
- Wiem, że tu ładnie. Ale mogłaś się zgubić. W końcu nie wiedziałaś gdzie dojdziesz.
- Mylisz się. Wiedziałam bardzo dobrze.
- Co?
- W jednym miejscu przy Tower of London mam zdjęcie z rodzicami. Wtedy jeszcze byłam malutkim dzieckiem. Mam do dzisiaj to zdjęcie. Noszę je przy sobie, bo na nim najlepiej widać rodziców.
- Mogę zobaczyć? - kiwnęła głową twierdząco. Wyjęła fotografię z kieszeni i mi ją podała.. Uśmiechnąłem się pod nosem. Była bardzo podobna do rodziców. Zrobiło mi się smutno. Wyobrażam sobie co musi czuć patrząc na to zdjęcie i co czuła gdy tam stanęła... Bez nich... - Jesteś bardzo do nich podobna. Do każdego po trochę. Tak pół na pół. Do żadnego bardziej czy mniej.
- Wiem. Słyszałam to już gdy byłam mała.
- Mam rozumieć, że to dzieciątko to ty.
- Tak.
- Cenna pamiątka. Pilnuj jej.
- To najcenniejsze co mam. Pilnuję ją bardziej niż cokolwiek inne.
- Słusznie. A teraz serio wracamy, bo tym razem Leo dostanie nerwicy - zaśmiała się na moje słowa. W sumie chciałem ją trochę rozbawić żeby zobaczyć jej promienny uśmiech. Niepewnie wyciągnąłem w jej stronę dłoń, którą ujęła. Bardzo powoli skierowaliśmy się do hotelu.
Cieszę się widząc ją całą i zdrową. Miałem w głowie setki nieprzyjemnych obrazów. Nie rozumiem nawet czemu. To jest dla mnie na prawdę dziwne. Zwykle myślę pozytywnie, ale to co się ze mną działo działo gdy zobaczyłem, że blondynki nie ma w pokoju było nie do opisania. Byłem wściekły i zdołowany jednocześnie. Nienawidzę tak się czuć. Najgorsze, że gdybym wtedy ją szybko znalazł, nie wiem co bym jej zrobił... Za bardzo targały mną emocje. Dlatego moim największym pragnieniem na dzisiaj jest pójście spać. Kątem oka zobaczyłem, że dziewczyna ziewa.
- Co zmęczona jesteś? -zaśmiałem się.
- No. Ale to jest mega dziwne. Ja nie chodzę zmęczona i nigdy nie ziewam.
- Kiedyś musi być ten pierwszy raz.
- No podobno, ale nie leży mi to, że ziewam -znów ziewnęła. Zabawnie wyglądało to jak się wkurza.
- Tylko mi tu nie padnij.
- Ha ha. Bardzo śmieszne wiesz.
- Wiem - uśmiechnąłem się. - Patrz już jesteśmy -oznajmiłem gdy doszliśmy do hotelu. Bardzo szybko nawet nie wiem jakim cudem znaleźliśmy się w pokoju, w którym już był Leo.
- Alex! Martwiłem się -podbiegł do niej i ją przytulił - Obiecałaś, że nie zrobisz nic głupiego.
- I nie zrobiłam. Byłam tylko się przejść -zaśmiała się i lekko zachwiała. Na szczęście mam bardzo dobry refleks i w sekundę byłem przy niej.
- Idziesz spać Alex. Bez dyskusji - oznajmiłem stanowczo.
- Ale....
- Jesteś zmęczona idź się przebrać, a później spać.
- No ok - uległa. Chociaż raz nie robi problemów. Wzięła z walizki piżamę i poszła do łazienki. Za nim wyszła sam zdążyłem się przebrać, a Leo jeszcze zasnąć. Po chwili leżała już w łóżku. Chciałbym położyć się obok niej i ją przytulić. Chronić ją także w nocy... Cóż... Może jak mi kiedyś bardziej zaufa... Ukucnąłem przy jej łóżku i pocałowałem ją w czoło. Ma bardzo delikatną skórę...
- Dobranoc.
- Dobranoc -odpowiedziała i po chwili zasnęła.

~***~
Jestem! Na starcie chciałam zawiadomić, że coś już jest, bo nie wszyscy chyba widzieli. Teraz rozdział. Podobał się? Tak wiem, że to tylko inna perspektywa, ale obrazuje to co w danej chwili czują dwie osoby więc chyba fajnie się prezentuje. Czy tylko uważam że Charlie jest debilem, bo zachowuje się jak zakochany, a się tego wypiera? No cóż... Ale to dopiero początek schodów. (mroczny śmiech złoczyńcy). Dodaję ten rozdział bez totalnego przygotowania, bo w tym tygodniu nie napisałam NIC. Sama w to nie wierzę, ale tak jakoś wyszło. Nawet nie wiem czy w najbliższym czasie coś naskrobię, bo od prawie dwóch tygodni zalegam w domu, a jutro czas do szkoły. I co tam czeka? Kartkóweczka z fizyki na, którą nic kompletnie nie umiem. Pozdrawiam osoby z trzeciej klasy gimnazjum, które mają co tydzień pierdyliard kartkówek przygotowawczych do sprawdzianu i nie mają czasu się uczyć. A tym co nie są w 3 gim powiem, że oni już za jakiś czas też będą to przeżywać. Szczerze nie polecam. Jako że wiem iż nie za ciekawy dla niektórych jest ten rozdział komunikuję, że jeżeli narąbiecie komentarzami przed środą dodam 9. Zwykle mało osób komentuje, a ja chcę to zmienić, bo komentarze dają mi mocnego kopa w żyć. Widzę, ze na zegarze jest 18 to się już żegnam. 
A na razie... Komentujcie. Obserwujcie. Niebieski magiczny guziczek. Ja się z wami żegnam. Dzięki. Cześć i na razie.
Do następnego!
Papa!
Dzisiaj za to do posłuchania polecam utwór promujący moją ukochaną bajkę disneya <3
 

niedziela, 21 lutego 2016

Coś...

Cosia dedykuję osobie, która rozmową ze mną przyczyniła się do jego powstania :) 

- Wiem, wiem. Jestem dziwna.
- Nie! Boże nie jesteś.
- Oj, bo ty bycie dziwnym postrzegasz jako coś złego.
- Nie, ale nadmierne mówienie tak, to zła rzecz.
- Wcale nie. Każdy jest dziwny na swój sposób.
- To się nazywa bycie wyjątkowym.
- Nie każdy jest wyjątkowy.
- Każdy.
- Nie. Wszyscy są dziwni, ale niektórzy są wyjątkowi.
- Nie!
- Tak. Ja jestem dziwna. Nie jem prawie nic, lubię jak jest ciepło, ale nie lubię słońca i boję się wody. Do tego śnią mi się głównie koszmary, a na dokładkę lubię matematykę. Ty jesteś wyjątkowy. Interesujesz się filmami, motorami, architekturą i wieloma innymi rzeczami. Masz cudownych przyjaciół no i oczywiście dziewczynę.
- Grrr... - na ten dźwięk zaśmiała się. Rozmawiała, ze swoim... Przyjacielem? Kolegą? Znajomym? Sama nie wiedziała jak ma go nazwać. Znała go już trochę. Poznali się przez przypadek. Może historia nudna, ale dla nich w miarę zabawna. Czy byli blisko? Sami nie wiedzieli. Mimo to mieli pewność, że mogą sobie ufać. Właśnie dzięki niemu potrafiła śmiać się kilka godzin bez przerwy nawet przy ich "sprzeczkach". Dziwne było to, że była młodsza od niego. Co prawda nie wiele, bo tylko, a może aż 6 lat. Była pesymistką. Nie miała czegoś takiego jak  pewność siebie. On wierzył w nią. Wierzył, że uda jej się to co planuje. Czy byli podobni? Nie. Ona była dość leniwa, on uwielbiał sport. Ona uwielbiała koty, on psy. Ale oby dwoje mieli cudowną cechę, która trzymała ich przy sobie. Lubili pomagać innym. Nie ważne jak dużo krzywdy ktoś im wyrządził. Zawsze pomogli tej osobie. W końcu każdy zasługuje na drugą szansę. Wkurzała go. Nie dało się tego ukryć, ale lubił ją. Miał ją za fajną osobę i w rzeczywistości taka była. Zdarzało się, ze powiedziała coś nieodpowiedniego, ale to normalne. Praktycznie wszystko umiała obrócić w żart, z którego oby dwoje się śmiali. Czy traktował ją serio? Nie miała pojęcia. Czuła, że chce jej pomóc, ale gdy mu się to nie uda ich kontakt się urwie. Wiedziała, że nie powinna się przywiązywać. Nie udało jej się. Nie chciała nic z tym robić. Przywiązała się. No i co? On jest dorosły, a ona jest dalej uczącym się dzieciakiem. On jednak tak nie myślał. Miał ją za naprawdę dojrzałą, jak na swój wiek, i mądrą osobę. Ona widziała siebie w lustrze, które zniekształciły lata w złym otoczeniu. Było dla niej abstrakcją, że ktoś mówi o niej dobrze i za wszelką cenę chciała przykryć to czymś złym. Nie rozumiała tego. Za każdym razem gdy ktoś prawił jej komplement chciało się jej płakać, bo wiedziała, że to tylko puste słowa wypowiedziane jedynie po to, żeby poprawić jej humor i podwyższyć jej samoocenę. Jednak on nie mówił ich od tak. Nienawidził kłamać i jak ktoś to robił. To co mówił zawsze było szczere i w rzeczy samej tak myślał. Chciał jej to udowodnić, ale była uparta jak osioł. On też, dlatego nie chciał dać za wygraną. Od siebie mieszkali całkiem daleko, ale nie jakoś kosmicznie. Właściwie w każdej chwili, któreś mogło wsiąść w pociąg, czy bus i przyjechać. Nie było im to potrzebne. Poza tym to byłoby dziwne. Dorosły i jakiś dzieciak. Co prawda dla nich to nie byłby problem, ale dla jej mamy pewnie tak. Z resztą... Wiadomo jak często przebiegają spotkania znajomych z internetu... Rozmowa nie jest ciekawa, są nieprzyjemne cisze i często ludzie się krępują. Najzabawniejsze, że ona też nienawidziła kłamać, ale czasem to było nieuniknione. Kontaktowali się raczej w nocy. Gdy on pytał czy jest zmęczona odpowiadała, że nie chociaż prawda była inna. Czemu to robiła? Czemu z własnej woli chodziła cały dzień przemęczona? W dzień on miał dużo zajęć. Tylko późne wieczory i noce im zostawały. Lubiła z nim rozmawiać czy też pisać. Jej zdaniem był jak na swój wiek mało poważny, chyba że akurat o coś się "kłócili", a on miał wrażenie, że często była, jak na swój wiek, za poważna. Nie było dnia żeby się nie kontaktowali. Starczyło im chociaż 20 minut, ale to zawsze było lepsze niż nic. Jednak kiedyś musi być ten pierwszy raz. Miała nadzieję, że to się jednak nie stanie. Za bardzo go polubiła żeby stracić z nim kontakt. Był jedyną osobą, której naprawdę umiała powiedzieć wszystko co jej leży na sercu. Opowiedziała mu nawet jak zawsze wyobrażała sobie jej nieżyjącego brata. Wiedział, że obecnie był rok młodszy niż on. Rozumiał co czuła. Chciał ją w tym wesprzeć. Nie chciała tego. To była jedyna rzecz z jaką nie umiała sobie radzić, a odrzucała wszelką pomoc. Nie chciał naciskać, bo wiedział, że to tylko rani. Przy nim była inna niż zwykle. Prawdziwa. Śmiała się, płakała ze śmiechu i czasem nawet przez to bolał ją brzuch. Na co dzień była ponura. Chodziła smutna, zdarzało jej się płakać i robiła coś... Głupiego. Dla niej to takie nie było, ale dla racjonalnie myślącego człowieka zapewne tak. Nie chwaliła się tym, ale jakoś specjalnie tego nie ukrywała. Wiecie co najbardziej w nim lubiła? Pisał albo mówił sporo i ciekawie. Zawsze ją to wciągało i gdy stało się coś zabawnego jeszcze bardziej się śmiała, a gdy przykrego przeżywała kilka razy bardziej. Taka już była. Pamiętał co napisała mu na początku ich znajomości gdy go przewiało. Dawała mu do zrozumienia, że wierzy w niego i w to, że da radę. Gdy to czytał robiło mu się milej na sercu, ale to było normalne. Mimo tego, że nie powinna tak myśleć miała go za przyjaciela. Niestety... Bała się, że on ma ją za osobę, która potrzebuje pomocy i później będzie można ją zostawić. Wtedy znowu została by sama. Niby w mieście, w którym mieszkała miała jakieś tam koleżanki, ale najbardziej ufała właśnie jemu. Osobie, która może olać ją w każdej chwili...

~***~
Cześć i czołem :) Co zdziwieni? Tak tak ja znowu nie trzymam się terminów, ale wam to chyba pasuje. Podobał się coś? Wiem, że krótki, ale taki miał być. Tak jakoś dopadło mnie już jakiś czas temu natchnienie i powstał owy coś. Jak mówiłam nie ma imion, opisów jest tylko podana różnica wieku i tyle tu wystarczy. Z góry powiem żebyście nie liczyli na więcej takich, bo raczej nie powstaną. To wyżej to taki mój przypływ natchnienia. Do tych co komentują to napiszcie mi jakąś opinie ciut dłuższą na temat cosia, bo ja prawdę mówiąc nie wiem co o tym sądzić. Także nie przedłużam, bo i nie ma co.
A na razie... Komentujcie. Obserwujcie. Niebieski magiczny guziczek. Ja się z wami żegnam. Dzięki. Cześć i na razie.
Do następnego, ale rozdziału!
Papa!

środa, 17 lutego 2016

Rozdział 7: Dzień pełen wrażeń...



Dni fajne i pełne wrażeń męczą najbardziej...

- Będę miał do Simona jeszcze jedną sprawę...

~***~
- Wiesz co chyba wolę nie wnikać - zaśmiałam się.
- Słusznie. A teraz chodź. Z tego co słyszałem jest już mama Leo - wziął mnie za rękę i zaczął kierować się ze mną w stronę samochodu pani Victorii. Gdy chłopak wsiadł ja się trochę zawahałam. No kurde... Przecież ona mnie nie zna. Co o mnie pomyśli...
- Alex wsiadaj - usłyszałam za moimi plecami Leo. Wiem, że i tak bym nie uciekła więc wsiadłam do środka.
- Dzień dobry - przywitałam się z kobietą.
- Dzień dobry. Ty to pewnie Alex - uśmiechnęła się do mnie.
- Tak.
- Leo mi o Tobie dużo opowiadał.
- Mamo! - uniósł się na co się zaśmiałam.
- Oj już dobrze, dobrze - powiedziała i ruszyła - powiedz Alex... Od ilu jesteś już w Bristolu?
- Em... Niedługo. Kilka tygodni. Za jakieś 2 tygodnie minie miesiąc odkąd tu jestem - ta... Miesiąc... Kiedy to minęło? 
- A skąd przyjechałaś?
- Z Polski.
- Bardzo piękny kraj. Byłam tam kilka razy. Leo był tam kiedyś na wyciecze.
- Tak wiem.
- Ale fajnie się składa, bo chłopcy w tym roku będą mieli 4 koncerty w Polsce.
- 4? Gdzie?
- W Poznaniu, we Wrocławiu, w Krakowie i Warszawie.
- Z opowiadań rodziców pamiętam, że to bardzo ładne miasta.
- Nie byłaś w nich nigdy?
- Nie. Jakoś nie bardzo ciągnęło mnie do podróży. Nie przepadam za samolotami, bo mam lęk wysokości. Statków też nie lubię, bo mam chorobę morską.
- To nie miło. 
- Da się przeżyć.
- To jak tu przyjechałaś?
- Samolotem. Jakoś dałam rade - zaśmiałam się i następnie ziewnęłam.
- Spróbuj zasnąć. Jeszcze kawał drogi przed nami.
- Nie zasnę.
- Dlaczego?
- Mam taki dziwny defekt, że dopóki słońce nie zniknie za horyzontem nie dane będzie mi zasnąć. Ale z przyjemnością trochę odpocznę - kobieta mi nie odpowiedziała. Uśmiechnęła się tylko do mnie. Spojrzałam na chłopaków. Leo spał co w sumie słodko wyglądało, a Charlie miał w uszach słuchawki i też wyglądał jakby spał. Skoro śpi, postanowiłam wyciągnąć mu je z uszu. Tak też zrobiłam. Pierwszą zabrałam mu bez problemu. Przy drugiej się podniósł.
- Nie ładnie tak bez pytania - powiedział przez śmiech.
- Oj bo wyglądałeś jakbyś spał.
- Śpiącym ludziom nie zabiera się słuchawek. 
- Ok - posmutniałam oddając mu je.
- Ale jedną możesz zachować.
- Ależ dziękuję - odpowiedziałam i włożyłam sobie słuchawkę do ucha. Nie wiem czy na złość mi, czy po co, ale usłyszałam piosenkę, którą jakiś czas temu z nim śpiewałam. Oparłam o niego głowę i zamknęłam oczy. Czułam tylko jak on obejmuje mnie ramieniem. Nie spodziewałam się tego, ale zasnęłam.

Ciut później
Londyn
Zaczęłam się budzić. Nie miałam pojęcia, która jest godzina. Gdy otworzyłam oczy oszacowałam, że jest jakoś po 15. Zaczęłam się rozglądać. Nie byłam w samochodzie. Co się do cholery stało?! Podniosłam się. Leżałam na pojedynczym łóżku w dość sporawym pokoju z 3 łóżkami. Był on w odcieniach brązu. Były w nim dwie pary drzwi. Jedne za pewne były wyjściem z pomieszczenia, a drugie to pewnie łazienka. To i tak mnie nie uspokajało. Spojrzałam na pozostałe łóżka. Na nich siedzieli chłopcy.
- O wstałaś już - zauważył Leo.
- Serio? Nie domyśliłam się - czyli się nie wyspałam - Sorka. Nie wyspałam się, a wtedy jestem wredna.
- Tylko wtedy? - zaśmiał się Charlie - ja bym powiedział, że zawsze - ej teraz mnie wkurzył! Wzięłam poduszkę i w niego rzuciłam. Trafiłam! Leo zaczął się śmiać. Wzięłam drugą i w niego rzuciłam. Też trafiłam! Teraz to ja się śmiałam. Spojrzeli porozumiewawczo na siebie. Zaczęli się do mnie zbliżać. No nie!
- Nie! Nie! Nie! Nie! No weźcie! - zignorowali to i oby dwoje zaczęli mnie łaskotać. Kurde! Tak nie wolno! Zaczęłam płakać ze śmiechu - Ej! Błagam was! Zostawcie! - łzy śmiechu przerodziły się w łzy bólu. Zamiast śmiać się zaczęłam przeraźliwie kaszleć. Chłopcy przestali. Po jakiś pięciu minutach przestałam. Charlie podał mi wodę.
- Wszystko ok? - zapytał niepewnie.
- Tak - powiedziałam szeptem. Strasznie boli mnie gardło.
- Co jest? Czemu zaczęłaś się dusić? - dopytywał zmartwiony Leo.
- Myślałam, że wam mówiłam... Raz zostałam tak pobita, że gdy mam jakiś większy wysiłek, albo się długo śmieję zaczynam się dusić. Nie wiem czemu tak jest.
- Musisz nam mówić o takich rzeczach Alex! - no nie... Charlie znowu się wkurza... - Mogło Ci się coś stać! Nie możesz bagatelizować takich rzeczy! To zbyt poważne!
- Zapomniałam... Przepraszam... - mówiłam przez łzy.
- Co nam po Twoim przepraszam! Myślisz, że gdyby coś Ci się stało to by coś dało?!
- Charlie! Uspokój się! Patrz. Płacze przez Ciebie głąbie - zrobił to co młody mu kazał. Nie wytrzymał. Wyszedł trzaskając drzwiami - Matko... Wybacz za niego on tak ma - powiedział łagodnie brunet.
- Możesz mnie przytulić?
- Chodź - rozłożył ręce, a ja się w niego wtuliłam. Czułam się przy Leo bezpiecznie, ale nie tak jak przy Charlie'm. Nie wiem czemu... Oby dwaj to moi najlepsi i jedyni przyjaciele, ale przy blondynie czuję się inaczej niż przy brunecie i nie umiem tego wytłumaczyć - obrazisz się na mnie jak pójdę szukać tego głupka?
- Nie, idź - odpowiedziałam już bardziej spokojna.
- Nie rób nic głupiego.
- Ok.
- Obiecujesz?
- Tak - uśmiechnęłam się do niego. Odwzajemnił to i wyszedł.
Zostałam sama... Miałam totalny mętlik w głowie. Czemu tak się zdenerwował? Przecież ja tylko zapomniałam im powiedzieć, że mam problemy z oddychaniem, a on zareagował jakby to było coś poważnego. Nie rozumiem. Gdy już byłam całkowicie spokojna wstałam z łóżka, ubrałam buty i skierowałam się do wyjścia. Obiecałam mu, że nie zrobię nic głupiego, ale nie obiecywałam, że będę siedzieć w pokoju. Jakoś nie specjalnie się śpieszyłam. Właściwie to powinnam, bo gdy chłopaki wrócą, a mnie nie będzie za mili oni nie będą. Charlie dostanie apopleksji nerwowej, ale Leo z nim zwariuje. Zaśmiałam się pod nosem na tę myśl. Gdy wyszłam z hotelu ujrzałam piękne i ogromne miasto. Po prostu wow... Niby nowoczesne, ale jednak nie do końca. Budynek, w którym się zatrzymaliśmy był w miejscu, które znał każdy dlatego ujrzałam rozciągającą się przede mną  Tamizę, za nią Tower of London, a rzekę dzielił Tower Bridge. To wszystko otaczały budynki... Mniejsze, większe, mieszkalne i bardziej... Em... Gospodarcze? Biznesowe? Jakoś tak będzie. Postanowiłam przejść na drugą stronę rzeki i pójść pozwiedzać okolice Tower of London. Ze zdjęć, które mi rodzice pokazywali pamiętam, że to piękne miejsce. Najciekawsze, że jako bardzo malutka dziewczynka byłam tu. Mam nawet zdjęcie. Rodzice stali w jakimś miejscu, w którym było widać twierdzę i trzymali mnie na rękach. Nie pamiętam z tego nic, ale nie ma co się dziwić. Byłam wtedy maleńka. Ile ja miałam? Rok? Może dwa. Nie więcej. Chciałabym żeby żyli. Chciałabym być tu z nimi. Stanąć w tamtym miejscu i zrobić zdjęcie na porównanie tego co by było teraz z tym co było kiedyś... Niestety to nie możliwe... Nawet nie zauważyłam gdy doszłam na miejsce. Tu jest zdecydowanie ładniej niż na zdjęciach. Było dość cicho i spokojnie. Tak idealnie by pobyć samej... Chodziłam... Oglądałam wszystko bardzo dokładnie. Chciałam jak najwięcej zapamiętać, bo w końcu nie wiadomo kiedy znów tutaj wrócę. Nie wiem ile tam siedziałam. Minuty? Może godziny? Nie mam pojęcia. Wiem tylko, że było cudownie. Niestety trzeba już wracać. Szłam bardzo bardzo powoli. Gdy byłam na Tower Bridge zatrzymałam się. Podeszłam do barierki i spojrzałam w dół. Było strasznie wysoko, ale o dziwo nie bałam się. Pewnie dlatego że od wpadnięcia do wody chroniła mnie barierka. Wyjęłam z kieszeni telefon i słuchawki. Gdy już zamontowałam cały sprzęt puściłam sobie Stay Strong. Ta piosenka doprowadza mnie do łez podobnie jak Hopeful. Tylko... Ona... Jest trochę inna. Nie wiem jak to wytłumaczyć. Uwielbiam je obie. Obie obejmują tematy dotyczące mnie w sposób bezpośredni. Mimo to są inne... Każda inna i wyjątkowa na swój własny, prywatny sposób. A przecież napisały ją te same osoby. Nie chodzi mi już tylko o melodię i tekst. Nawet nie o teledysk. One są wyjątkowe jak... Nie wiem... Po prostu są. Mimo lekko podobnych tematów są kompletnie inne. Może to trochę bez sensu, ale to właśnie czuję. Gdy Stay Strong się skończyło w moich uszach rozbrzmiał początek Hopeful. Zaczęłam się kiwać do rytmu. Pewnie dziwnie to wyglądało, ale na to nic nie poradzę. Jestem po prostu bardzo dziwnym człowiekiem, którego nie da się ogarnąć. Nagle poczułam jak ktoś od tyłu mnie przytula i wyjmuje z uszu słuchawki.
- Przepraszam - domyśliłam się, że to Charlie. Odwróciłam się do niego.
- A czy ja mówiłam, że się gniewam?
- Nie. Ale nie powinienem na Ciebie krzyczeć. Zachowałem się jak idiota, ale martwię się o Ciebie. Na prawdę. Chcę żebyś była bezpieczna, żeby nie działa Ci się krzywda. Przede wszystkim chcę żebyś była szczęśliwa.
- Jestem głupku szczęśliwa. Tyle szczęścia ile zaznałam od przyjazdu do Anglii nie miałam przez całe życie. A o moje bezpieczeństwo nie możesz tak panicznie dbać, bo się zamęczysz i Tobie się coś stanie.
- Nie mogę się o Ciebie nie bać. Wiesz...
- Tak wiem jaki jest Luke. Ale już się nie boję. Nie można się bać. Trzeba być silnym i mieć nadzieję na lepsze jutro, a dzięki wam to zyskałam. Dziękuję - po tych słowach przytuliłam go. Odwzajemnił uścisk.
- Choć. Leo pewnie już wrócił, bo Cię nie znalazł.
- Po co mnie szukaliście? Przecież bym wróciła.
- Chyba za rok.
- Ej! Gdy mnie znalazłeś wracałam już.
- Właśnie widziałem.
-Oj! Tak ładnie tu było i w ogóle...
- Wiem, że tu ładnie. Ale mogłaś się zgubić. W końcu nie wiedziałaś gdzie dojdziesz.
- Mylisz się. Wiedziałam bardzo dobrze.
- Co?
- W jednym miejscu przy Tower of London mam zdjęcie z rodzicami. Wtedy jeszcze byłam malutkim dzieckiem. Mam do dzisiaj to zdjęcie. Noszę je przy sobie, bo na nim najlepiej widać rodziców.
- Mogę zobaczyć? - kiwnęłam twierdząco głową i wyjęłam fotografię z kieszeni, i podałam chłopakowi. Uśmiechnął się pod nosem. Nie dziwię się... Gdy ją widzę moja reakcja jest podobna tyle, że z oczu leją się łzy - Jesteś bardzo do nich podobna. Do każdego po trochę. Tak pół na pół. Do żadnego bardziej czy mniej.
- Wiem. Słyszałam to już gdy byłam mała.
- Mam rozumieć, że to dzieciątko to ty.
- Tak.
- Cenna pamiątka. Pilnuj jej.
- To najcenniejsze co mam. Pilnuję ją bardziej niż cokolwiek inne.
- Słusznie. A teraz serio wracamy, bo tym razem Leo dostanie nerwicy - zaśmiałam się na  jego słowa. Blondyn wyciągnął w moją stronę dłoń, którą ujęłam. Bardzo powoli skierowaliśmy się w stronę hotelu.
Szczerze to cieszę się, że mnie znalazł. Dał mi kolejny dowód, że mu na mnie zależy. Niestety z drugiej strony męczy mnie straszne poczucie winy. Bo w końcu to przeze mnie był w takim stanie. To ja go zdenerwowałam. Ale czy to na pewno moja wina? Nie wiem już sama! Niby spałam, ale dalej jestem zmęczona. Nie lubię być zmęczona. I nigdy nie jestem. Dzisiaj to normalnie wyjątek. Za dużo wrażeń jak na jeden dzień. Zdecydowanie za dużo. Jak dla mnie dzisiejszy dzień mógłby już się zakończyć. Moim marzeniem jest przebranie się w piżamę ułożenie na poduszce, przykrycie się kołdrą i pójście spać. Niespodziewanie poczułam, że ziewam. Zaraz zaraz! Ja nigdy nie ziewam!
- Co zmęczona jesteś? - zaśmiał się Charlie.
- No. Ale to jest mega dziwne. Ja nie chodzę zmęczona i nigdy nie ziewam.
- Kiedyś musi być ten pierwszy raz.
- No podobno, ale nie leży mi to, że ziewam - znów ziewnęłam. No kurde!
- Tylko mi tu nie padnij.
- Haha. Bardzo śmieszne wiesz.
- Wiem - uśmiechnął się szeroko. Nie miałam siły nawet żeby go zabić wzrokiem - patrz już jesteśmy - oznajmił gdy dotarliśmy do hotelu. Bardzo szybko znaleźliśmy się w pokoju, a tam czekał już brunet.
- Alex! Martwiłem się - podbiegł do mnie i mnie przytulił - Obiecałaś, że nie zrobisz nic głupiego.
- I nie zrobiłam. Byłam tylko się przejść - zaśmiałam się i przy okazji zachwiałam. Charlie w sekundę zjawił się przy mnie.
- Idziesz spać Alex. Bez dyskusji - oznajmił mój holownik.
- Ale....
- Jesteś zmęczona idź się przebrać, a później spać.
- No ok - uległam, bo w sumie byłam bardzo zmęczona. Wzięłam z walizki piżamę i poszłam do łazienki. Tam wykonałam wieczorne czynności i przebrałam się. Gdy wyszłam od razu położyłam się do łóżka. Jak zauważyłam Leo spał. Charlie kucną przy mnie i pocałował w czoło.
- Dobranoc.
- Dobranoc - odpowiedziałam i po chwili już spałam.

~***~
Jestem! I jak się rozdział podobał? Mi tak nawet. Jest prawie fajny :) Mówię prawie, bo pisałam już lepsze przykładem jest 13 przy którym... Piiiip! Cenzura. Jak widzicie Charlie i Alex się pokłócili i pogodzili. Czy im się to kiedyś znudzi? Od razu wam powiem, że nie. Tutaj jest coś mało akcji z Leo, ale po prosu on nie miał nic do roboty w tym rozdziale. Bywa. Jak mogliście zauważyć zrobiłam coś czego sama tak bardzo nie lubię. Dałam opis i to bardzo długi. Wybaczcie mi go, ale tu był odpowiedni. Nie uważacie, że coś im tak za łatwo w życiu? Ok, ok jest Luke, ale jakoś spokojny z niego człek. Ale spokojnie już za 6 rozdziałów utrudnię im trochę, ale to tak jedno rozdziałowo więc szału nie ma. I taka rada. Nie spodziewajcie się szybko jakiegokolwiek związku, bo ja jestem temu anty i przedłużałam jak tylko mogłam. To do rozdziałów tyle. SPRAWA DOTYCZĄCA COSIA. Chcecie go w jakiś losowy dzień tygodnia, czy w środę zamiast rozdziału, czy może w środę jakoś koło 20? Od was zależy. Znaczy tych co chcieli cosia ujrzeć :) A teraz już nie przedłużam. Zapraszam do wypowiedzi w sekcji komentarzy gdyż ostatnie nie mam totalnie weny, a komentarze dają na prawdę dużego kopa w dupę :)
A na razie... Komentujcie. Obserwujcie. Niebieski magiczny guziczek. Ja się z wami żegnam. Dzięki. Cześć i na razie.
Do następnego!
Papa!
A piosenka warta dziś do posłuchania to oczywiście wspomniane wyżej Stay Strong :) Ostatnio zyskuję dzięki niej wiarę, że będzie lepiej mimo że szanse i tak są znikome :) Nawet nie pytajcie czemu.
 

sobota, 13 lutego 2016

Rozdział 6: Pierwszy śpiew, pierwsza gra...

Rozdział dedykuję tym, którzy pod ostatnim tak bardzo na mnie krzyczeli ;) Tak tak wiem, że nie jest środa :)

 To co człowiek gra i śpiewa mówi o nim więcej niż on sam odważy się o sobie powiedzieć...

Mimo wielkiego strachu cofnęłam się jeszcze bardziej. Czułam jak tracę równowagę i już nigdy jej nie odzyskam... Nagle poczułam jak ktoś łapie mnie w talii, przyciąga do siebie i mocna przytula. Czułam, że to Charlie. Również go objęłam. Zaczęłam płakać. Osunęliśmy się razem na most. Nic nie mówił. W sumie to nawet lepiej, bo nie umiałabym mu na nic odpowiedzieć. Czułam jak z każdą sekundą jego oddech się wyrównuje. Nie wiedziałam po co to zrobił... Mimo to wiedziałam, że mam już dla kogo żyć. Mocniej go objęłam.
- Dlaczego? - zapytał. Pokręciłam tylko głową. Westchnął głośno - Alex powiedz mi. Proszę. Zasługuję na odrobinę szczerości. 
- Gdyby to było takie proste jak Ci się wydaje - wyszeptałam. Znów westchnął. Wstał biorąc mnie na ręce - Charlie?
- Cicho. Idziemy do Leo. Kazałem mu zostać - uśmiechnął się do mnie. 
Szliśmy w ciszy. Przyjemnej ciszy. Najgorsze było to, że nie mogłam się uspokoić. Byłam roztrzęsiona i nie byłam w stanie przestać płakać. Gdy doszliśmy do domu czułam tylko jak Charlie otwiera drzwi, wchodzi ze mną po schodach i siada ze mną na rękach na łóżku Leo.
- Teraz nikt nie usłyszy Alex. Jestem tylko ja, Leo i ty. Powiedz w końcu. Alex jesteśmy Twoimi przyjaciółmi. Nie zostawimy Cię. Nigdy. Jesteś dla nas zbyt ważna i zbyt bardzo Cię kochamy - wtedy poczułam się pewna. Czy to było tego czego potrzebowałam? Zapewnienia, że jestem dla nich ważna? 
- Urodziłam się jak już wiecie w Polsce, w całkiem sporym mieście. Gdy miałam 3 lata rodzice wraz ze mną przeprowadzili się do małej wioski. Nie wiem nawet po co. Mieli swój biznes i dość sporo na nim zarabiali. Kiedyś zostawili mnie u swoich przyjaciół, a sami pojechali coś załatwić. Miałam wtedy 6 lat. 2 dni później dowiedziałam się, że rodzice zginęli w wypadku. Ich przyjaciele to było małżeństwo bez dzieci więc wiadomo, że pieniądze były dla nich najważniejsze. Mężczyzna dość porządnie mnie pobił, a kobieta oddała do najbiedniejszego domu dziecka jaki tylko był. Tam nie zaznawałam spokoju. Byłam bardzo często bita i katowana. Zdążyłam się do tego przyzwyczaić. Pamiętam, że gdy byłam ledwo przytomna podawali mi różne tabletki. Budziłam się zwykle po minimum 2 dniach cała obolała. Zaczęłam się ciąć. Próbowałam sobie kilka razy podciąć żyły niestety na marne... Gdy miałam 13 lat wpadłam w rutynę. Wstaję, ubieram się, idę do szkoły, po drodze i w niej jestem bita, wracam, po drodze mnie biją, robię lekcje i idę spać. Pewnie zastanawia was gdzie miejsce na jedzenie... Jadłam przy dobrych wiatrach jeden posiłek dziennie i bardzo rzadko piłam. Przeważnie nie dosypiałam. Gdy skończyłam 14 lat postanowiłam wyjechać. Niestety dowiedziałam się, że mogę to zrobić najwcześniej gdy ukończę 16 lat. Gdy to się stało dokładnie 3 dni przed wyjazdem zostałam ciężko pobita. I tu przyjechałam. Niby nic strasznego, ale jednak mam jeszcze ślady pierwszego pobicia - nie wiedzieli co powiedzieć. Patrzyli to na siebie, to na mnie. Spuściłam wzrok. Uznałam, że nie chcą ze mną gadać więc wstałam. Zaczęłam iść w stronę drzwi. Wtedy Charlie zerwał się z łóżka i zagrodził mi drogę. Spojrzał mi głęboko w oczy. Ujął moje ręce i podwiną rękawy bluzy. Spojrzał na nie. Również to zrobiłam. Były widoczne blizny po ostatnim cięciu się i z kilku ostatnich pobić. Zamknął na chwile oczy. Gdy je otworzył podniósł moje nadgarstki na wysokość ust i każdy pocałował. Po tym opuścił je, a mnie mocno przytulił.
- Jeżeli jeszcze kiedykolwiek ktoś Cię skrzywdzi przysięgam, że będę gotów nawet go zabić. Jeżeli ty jeszcze raz się skrzywdzisz to nie wiem co Ci zrobię - nie wytrzymałam i wybuchnęłam jeszcze większym płaczem. Czy naprawdę byłam dla niego aż tak ważna żeby mógł dla mnie zabić? Czy na prawdę by to zrobił? Nie mam pojęcia... Nawet nie wiem czy chcę je mieć. Nagle mnie puścił i otarł moje łzy - a teraz nie ma płaczu. Chodź. Z Leo zabieramy Cię dzisiaj do Londynu.
- Co?! Po co?!
- Bo chcemy Ci go pokazać, a sami mamy sprawę do Simona odnośnie najbliższego koncertu, który jest jutro - wytłumaczył mi Leo.
- A gdzie?
- W Londynie - brunet uśmiechnął się do mnie.
- Zaraz zaraz. To jak macie zamiar mnie odwieść tu?
- A czy ktoś powiedział, że to zrobimy? - odpowiedział pytaniem na pytanie blondyn.
- A nie?
- Nie - odpowiedzieli równocześnie.
- Ej no! Wy to już planowaliście wcześniej! To nie fair.
- No może trochę, ale wolimy Cię tu nie zostawiać - skomentował Charlie.
- Ale wy jesteście irytujący. Poza tym waszych mam tu nie ma. Kto nas odwiezie?
- Mama Leo za jakąś godzinę powinna już być. Ja już jestem spakowany, Leo też.
- A ja to co?
- Właśnie teraz Leo idzie z Tobą do domu, a ja po swoją walizkę i do was dojdę.
- Może lepiej my pójdziemy do Ciebie Charlie. Wiesz nie wiadomo kiedy Alex się spakuje. Ja z nią pójdę, a ty sobie odpoczniesz w domu.
- No ok. Idziemy - wyszliśmy z pokoju Leo. Spojrzałam na niego w podzięce. Nie wiem czy Charlie się domyślił gdzie mieszkam, czy nie, ale wolę żeby ode mnie się o tym nie dowiedział. Nie wpadł na żaden genialny pomysł więc sądzę, że się nie domyślił. Dobrze, że żeby dojść do internatu trzeba iść do skrzyżowania przy parku, a akurat tam się rozstajemy. Znaczy... Jest krótsza droga od Leo do mnie, ale lepiej żeby Charlie nie widział, że tam idziemy bo ona prowadzi prościutko do mojego miejsca zamieszkania. Gdy doszliśmy do bramy parku rozłączyliśmy się. Poczekaliśmy aż Charlie zniknie za zakrętem i udaliśmy się "do mnie"...

~***~
Gdy doszliśmy wszyscy do skrzyżowania rozdzieliliśmy się. Czy ja na prawdę muszę mieszkać tak daleko od nich? To obecnie jest trochę upierdliwe. No ale mówi się trudno i żyje się dalej. Szedłem wolnym krokiem myśląc nad tym co się dzisiaj wydarzyło. Dalej nie mogę uwierzyć w to, że gdybym spóźnił się nawet 2 sekundy ona by spadła. I to jeszcze z mojej winy! Muszę przestać o tym myśleć i zadręczać się tym. Dałem radę. To najważniejsze. Najbardziej przerażające jest to jak ludzie mogą robić coś takiego. I to jeszcze dziecku! Polska to tak piękny kraj, a Bambino z Polski są bardzo mili i uprzejmi. Jakim człowiekiem trzeba być... Ale teraz jest już bezpieczna... Znaczy jest Luke ale wystarczy, że będę jej pilnował, a nic się jej nie stanie. Największym problemem jest tylko to, że niedługo jedziemy w trasę i będziemy musieli ją zostawić. Ale właśnie po to jedziemy już dzisiaj do Londynu. Chcemy zapytać się Simona czy ona może jechać z nami. Na prawdę nie chcę jej zostawiać. Boję się o nią. Jeżeli Luke zobaczy ją samą wolę nie wiedzieć co z nią zrobi. Nie mogę tak myśleć! Simon się zgodzi i nic się jej nie stanie. Będzie bezpieczna...
Nawet nie zobaczyłem kiedy doszedłem do domu. Było w nim tak cicho, bez Brooke i mamy. Na szczęście już niedługo znów je zobaczę. Jestem ciekaw jak mała zareaguje na Alex. Pamiętam, że nie za dobrze zniosła to, że poznałem Leo. Była o niego tak bardzo zazdrosna, ale na koniec go polubiła i również stał się dla niej jak brat. Ciekawi mnie też trochę reakcja mamy. Nawet nie sama reakcja, ale późniejszy wywiad kim dziewczyna jest. To może być bardzo zabawne.
Gdy byłem w środku usiadłem przy pianinie. Miałem już zacząć grać, ale przerwał mi mój telefon.
- Dzień dobry Charlie - usłyszałem głos pani Victorii.
- Dzień dobry.
- Nie mogę się dodzwonić do Leo. Powiedz mi gdzie mam po was przyjechać?
- Może pani do mnie, ale z góry mówię, że jeszcze go nie ma. Za ile pani będzie?
- Nie wiem. Stoję w korku dlatego dzwonię. Czyli do was do domu?
- Tak.
- Dobra. Dziękuję. Do zobaczenia.
- Do zobaczenia - pożegnałem się i rozłączyłem.
Bardzo lubię mamę Leo. Jest dla mnie jak ciocia, ale jakoś nie umiałbym tak do niej mówić.  Nie wiem czemu. Tak po prostu jest. I to jest niewytłumaczalne. Schowałem telefon z powrotem do kieszeni i zacząłem zastanawiać się co by zagrać. Jakoś nie miałem pomysłu. Co nigdy mi się nie zdarza. Zacząłem wyliczać piosenki jakie znam, ale nie mogłem nic wymyślić.
- Może Ci pomóc? - usłyszałem mówiącą przez śmiech Alex.
- Co?
- Chyba nie możesz zdecydować się co zagrać.
- No nie.
- To ja mam pomysł - uśmiechnęła się do mnie.  Chwilę pomyślała. Gdy dotknęła klawiszy usłyszałem pierwsze nuty Read All About It Pt.III Emeli Sande. Grała bardzo płynnie jakby robiła to od wielu lat. Po chwili usłyszałem jak śpiewa. Oddawała emocję każdego słowa. To było niezwykłe. W jej oczach zebrały się łzy. Widać, że bardzo lubi tę piosenkę. Śpiewała idealnie. Trafiała w każdą nutę, a grała nawet nie patrząc na to, który klawisz naciska. To było niezwykłe. Gdy zaczęła drugi refren dołączyłem do niej, a ona na mnie spojrzała. Uśmiechnąłem się do niej. Spojrzałem na jej palce. Dotykała klawiatury bardzo pewnie. Na pewno nie grała po raz pierwszy. Spojrzałem w jej oczy. Były bardzo smutne. Poczułem ten smutek. Nie rozumiałem go. Gdy piosenka się skończyła otarła łzy.
- Przepraszam, ale zawsze reaguję tak na tę piosenkę. Nie wiem czemu, ale kojarzy mi się z rodzicami.
- Nie przepraszaj. Śpiewasz pięknie. Zresztą grasz tak samo.
- Śpiewać to ja nie umiem i nie wmówisz mi tego, a co do gry to nie robię tego długo. Maksymalnie 6 lat.
- Przecież byłaś w domu dziecka.
- W szkole było pianino i pani od muzyki pokazywała mi jak grać. I tak jakoś wyszło, że umiem.
- To dobrze - uśmiechnąłem się do niej.
- Co jest?
- Będę miał do Simona jeszcze jedną sprawę...

~***~
Co tu się dzieje?! Nie. To nie podróbka to cała ja publikuję ten rozdział. Mam nadzieję, że odkupiłam tak swoje winy za poprzedni rozdział :) Co tam, że jest tak bardzo chamska końcówka. Powinniście się cieszyć, że wam go daję, bo 26 nie jest nawet w połowie. Na starcie mówię, że taki sobotni upominek się już więcej nie powtórzy. Ale wracając. Jak widać Alex uratował Charlie. Ale zaraz zaraz. Skąd on się tam wziął? Nie wiem. Uznajmy, że Blondi (z czasem ogarniecie czemu takie przezwisko, a ma to związek z przyszłością) jest nieuważna i go nie widziała. Co to za sprawa, którą Charlie ma do Simona? Jedną znacie, ale drugiej nie. Tak was uprzedzę na starcie. Dwa najbliższe rozdziały będą miały tę samą akcję, ale z dwóch różnych perspektyw. Dlatego nie dziwcie się, że dialogi między dwoma albo trzema osobami będą takie same. Tak tylko uprzedzam. Nie wiem czy dam radę w środę opublikować rozdział. Czemu? Chora jestem i po prostu mogę szybciej zasnąć, albo nie mieć siły. Głównie dlatego ten dzisiaj publikuję. Opinie na temat tego wyżej dawajcie w komentarzach. I takie zakładkowe info. Jeżeli do końca przyszłego tygodnia w zakładce zapytaj bohatera nic się nie zadzieje to ją usunę. Niech nie będzie zalegać, a jeżeli byście chcieli coś na jej miejsce to dawajcie propozycje w komentarzach :)
A na razie... Komentujcie. Obserwujcie. Niebieski magiczny guziczek. Ja się z wami żegnam. Dzięki. Cześć i na razie.
Do następnego!
Papa!
A tu macie piosenkę, którą śpiewali Alex i Charlie. Warta przesłuchania :)

środa, 10 lutego 2016

Rozdział 5: Niepotrzebna...


 Po co żyć skoro nie ma się żadnego celu?

- Nie obiecuj niczego czego nie będziesz w stanie dotrzymać. Leo wy jesteście sławni. Wy i wasza muzyka uratowaliście wiele dziewczyn. Każda marzy o tym żeby was poznać, przytulić was i powiedzieć co dla niej zrobiliście. Zawsze może się pojawić ktoś inny. Ktoś kogo też polubicie. A wtedy ja zostanę sama - o cholera... Tym to mnie zagięła....

~***~
- My nigdy nie zostawiamy przyjaciół. 

Kilka dni później
Od pamiętnego dnia, w którym Leo mnie odprowadzał minęło kilka dni. Z chłopakami mam na prawdę bardzo dobry kontakt. Charlie dalej zachowuje się dziwnie. Znaczy on myśli, że ja tego nie widzę, ale jest w błędzie. Wiem, że zależy mu na tym abym była bezpieczna więc nawet się nie wypowiadam na ten temat. Oboje z Leo pilnują mnie jak psy pasterskie owiec. Momentami mnie irytują, ale staram się to ukrywać. Są mi bliscy. Tylko brunet wie, że mieszam w internacie. Nie pozwoliłam mu mówić o tym Charliemu, bo wpadłby jeszcze na pomysł abym się do niego wprowadziła pod pretekstem, że tu nie ma mnie kto bronić. Eh... Wolę żeby nie wiedział jak najdłużej się da. Dopóki nie wie ja mam święty spokój, a on większy spokój ducha i wszyscy są szczęśliwi. Dzisiaj jest sobota. Drugi weekend już tu jestem i pomimo, że Luke traktuje mnie jak lalkę, którą można pomiatać jestem szczęśliwa. Jednak przyjazd tu był dobrym pomysłem Znalazłam w końcu przyjaciół. I Leo ciągle zapewnia mnie, że zawsze przy mnie będą. Niby mu wierzę, ale jednak nie do końca. No kurde oni są sławni, a ja to co? Jestem niczym. Tylko jedną z wielu dziewczyn na całym świecie.
Dzisiaj rano zobaczyłam, że w końcu zniknęły mi siniaki. Niestety... Blizny już zostały. Muszę bardzo pilnować, żeby żaden z nich nie zobaczył mojego nadgarstka albo brzucha, czy w sumie czegokolwiek. Choć najbardziej boję się co by było gdyby zobaczyli te na nadgarstkach. Jestem z nich dumna. Nie wstydzę się ich. Tworzenie ich już nie raz dało mi ukojenie. Ostatnio zaprzestałam się ciąć. Nie miałam ku temu powodu. Mimo to wiem, że to zostanie ze mną na zawsze. Czy boję się tego? Nie. To co robię jest sztuką... Moją własną pomyloną sztuką, której nie zrozumie nikt inny.
Właśnie idę do Leo. Tak. Mam się dzisiaj z chłopakami spotkać. Umówiliśmy się właśnie u niego. Pewnie spotkalibyśmy się już w zeszły weekend, ale chłopcy mieli gdzieś koncert. Proponowali mi żebym jechała z nimi, ale to nie moje klimaty. Wolę raczej spokój i ciszę niż wrzaski wielu dziewczyn. To nie dla mnie. Zawsze ciekawi mnie to jak mieszkają ludzie, których muzyki słucham. W końcu mają dużo kasy i pewnie mają wielkie domy. No cóż... Nie wiem czy umiałabym odnaleźć się w takim miejscu. W końcu większość życia spędziłam w biedzie. Nie wiem jak trzeba się zachować w takich miejscach. Bardzo ciekawi mnie jak mieszka Leo, bo nie mieszka jakoś super daleko ode mnie. Na prawdę mam nadzieję, że nie jest to jakaś ogromna willa, bo nie dam rady odnaleźć się tam.
Nawet nie spostrzegłam się, a już byłam na miejscu. Dom nie był ani duży, ani mały. Był idealny. Średniej wielkości, typowy angielski dom. Nie sądziłam, że któryś z nich może mieszkać w takim miejscu. Chwilę się zastanawiałam za nim weszłam na posesje. Podeszłam do drzwi i zapukałam. Drzwi otworzył mi uśmiechnięty brunet.
- Hej Alex! - przywitał się promiennie.
- Hej Leo. Charlie już jest?
- Nie. On ma trochę dalej niż ty. Wchodź - zaprosił mnie do środka. W domu było bardzo przytulnie. Przede mną rozciągał się średniej wielkości salon. Był urzekający. W odcieniach brązu. Na środku był duży dywan, przy ścianie stała dość spora kanapa, a pod kątem prostym do niej po dwóch stronach fotele. Przy ścianie był kominek nad, którym wisiał telewizor. Kuchnia była oddzielona od salonu pół ścianką. Nie wyróżniała się bardzo, bo była w odcieniach żółci. Taka typowa - żyjesz? - powiedział pstrykając mi palcami przed oczami.
- Tak - odpowiedziałam zamyślona.
- Coś się stało?
- Nie po prostu dawno nie byłam w tak przytulnym domu - chłopak się zdziwił. O kurde! Muszę z tego wybrnąć... - chodzi o to, że... Dom moich rodziców jest bardziej nowoczesny - zasmuciłam się trochę.
- Ok... Załóżmy, że Ci wierzę.
- I prawidłowo - zaśmiałam się.
- Dobra chodź na górę. Charlie ma klucze to sobie otworzy.
- Ma klucze od Twojego domu?
- No. A to jest jakieś dziwne?
- Tak. Czemu je ma?
- Jak nasze mamy wyjeżdżają to wtedy mama Charlie'go daje mi swoje klucze, a moja jemu. Tak żeby było nam weselej.
- Nie wnikam.
- I dobrze. A teraz chodź - powiedział i skierowaliśmy się na górę. Jego pokój był... Em... Niby typowy, ale jednak nie do końca. Bo widziałam dużo razy pokój w odcieniach bieli, czerni i czerwieni, ale jakoś do Leo mi nie pasował. Nie był duży. Było w nim jedno okno, średniej wielkości łóżko, kilka szafek i regał na książki. Biurko było na lekkim podwyższeniu. Na przeciwko niego także na podeście stało krzesło otoczone poduszkami, a za nim kolejny regał z książkami. Na jednej z szafek stał odtwarzacz muzyki. Zapomniałam też wspomnieć, że nad biurkiem były dwie półki również z książkami!
- Lubisz czytać? - zapytałam.
- Trochę. A co?
- Nic. To widać - zaśmiałam się. Wtedy zobaczyłam, że przy drzwiach stała gitara - grasz?
- To Charlie'go.
- Co jego gitara robi u Ciebie?
- Ma dwie. Jedna jest u niego, a druga u mnie. Na wypadek gdyby zachciało nam się śpiewać, albo coś to przytargał tu kiedyś jedną i tak tu już została. A ty grasz?
- Nie do końca.
- Jak to?
- Oj... Uczyłam się bardzo dawno temu grać. Z tego co pamiętam szło mi nawet dobrze, ale miałam wtedy jakieś 5 - 6 lat - musiałam skłamać. W końcu nie powiem mu, że nauczyłam się grać w domu dziecka...
- Mogę o coś zapytać?
- Pewnie.
- Dlaczego większość rzeczy robiłaś w przedziale od 4 do 6 lat? - o nie...
-  Wtedy... Byłam bardzo ciekawa wszystkiego. Wiem dziwnie to brzmi, ale to prawda - nienawidzę kłamać.
- Tym razem Ci nie wierzę Alex. Każde dziecko jest ciekawskie w tym okresie, ale to logiczne, że w 2 lata tyle się nie nauczy.
- Leo nie dopytuj. Domyślam się jak według Ciebie mogło wyglądać moje dzieciństwo i okres dorastania, ale było zupełnie inaczej.
- A jak było Alex? - usłyszałam głos Charlie'go.
- Charlie? - zapytałam zdziwiona.
- Tak - mówił wchodząc do pokoju - jak było Alex? Znamy się już jakiś czas i dobrze wiesz, że możesz nam zaufać.
- Wiem, że mogę. Ale to nie jest takie proste.
- Bardzo proste. Powiedz po prostu prawdę - spojrzał w moje oczy... W jego dostrzegłam smutek...
- Nie mogę. Wy nic nie zrozumiecie, bo nie przeszliście tego co ja!
- Przeszliśmy dużo więcej niż Ci się wydaje - tłumaczył Leo.
- Wiem co przeszliście. Zdaję sobie ze wszystkiego sprawę. Ale wy nie! - nie wytrzymałam... Uciekłam... Zaczęłam kierować się w stronę mostu, który jest wyłącznie dla pociągów. Gdy już na nim byłam usiadłam na jego brzegu. Był on stary i miejscami zardzewiały, ale bardo solidny. Znajdował się nad rzeką wysoko nad taflą wody. Moje łzy spadały prosto w dół... Wtedy zaczęłam się zastanawiać po co jeszcze żyję... Myślałam, że dla chłopaków, ale... Nie wyszli mnie szukać. Nie ma ich. Doszło do mnie, że nie powinnam żyć... Nie mam żadnego celu w życiu. Wstałam i zbliżyłam się jak najbardziej mogłam do krawędzi mostu. Odwróciłam się tyłem do przepaści. Rozejrzałam się jeszcze. Nie zobaczyłam nic szczególnego. Spojrzałam w niebo i w dół. Zamknęłam oczy i przesunęłam się bardziej do tyłu. Czułam jak tracę równowagę, ale nie na tyle by nie móc jej odzyskać. Mimo wielkiego strachu cofnęłam się jeszcze bardziej. Czułam jak tracę równowagę i już nigdy jej nie odzyskam...

~***~
Jestem! Mam nadzieję, że przeżyję do następnej środy, bo po tym co przeczytaliście nie jest to pewne. Czo ta Alex? Już było dobrze. Już coś było, a nagle się zrąbało. Czyli co wprowadziłam? Tragedie! Pewnie już wiecie, że bardzo lubię tragedie i dramaty :) I to nie tylko w opowiadaniach, bo w literaturze też są ok. Taka Balladyna na przykład (powodzenia dla gimnazjalistów bo jest to lektura). Wracając. Nikogo nie ma do pomocy Alex. Czy to będzie koniec? A może ona zniknie na jakiś czas? To wiem już tylko ja i Fiona :) Ale powiem wam, że tego co będzie dalej się nie spodziewacie :) Mimo takowego zakończenia mam nadzieję, że się wam podoba. Od razu mówię, że jest jeden bardziej tragiczny rozdział i pisząc go uroniłam parę łez, a czemu będę taka chamska i nie powiem. I tak. Wiem, że jest masakrycznie krótki, ale im dalej tym będzie dłużej. Taki największy przełom będzie od rozdziału 20 bodajże także nie za prędko. Nie wiem czy w następną środę pojawi się rozdział. Mam takie małe postanowienie, że na jeden opublikowany rozdział przypada jeden napisany. Nie mam ostatnio natchnienia. Siedzę nad otwartą kartą rozdziału i nic nie mogę z siebie wydusić, ale to penie przez to, że jestem przemęczona i ogólnie nie jest ze mną najlepiej. I tak już złamałam dzisiaj to postanowienie. To jest już chyba na tyle. Nie przedłużam już.
A na razie... Komentujcie. Obserwujcie. Niebieski magiczny guziczek. Ja się z wami żegnam. Dzięki. Cześć i na razie.
Do następnego!
Papa!
Polecam przesłuchać sobie piosenkę Sary Pach na dole wam podam :)

 

środa, 3 lutego 2016

Rozdział 4: Znowu będę sama...


Pesymizm jest łatwiejszą wersją optymizmu...

- Alex? - usłyszałam i podniosłam głowę. Super tylko Charliego mi tu brakowało. Gdy zobaczył jak wyglądam nic nie powiedział. Usiadł tylko obok mnie i mocno mnie przytulił - Już nigdy więcej nie dam Ci się samej szwendać - powiedział bardzo cicho. Pewnie chciał żebym nie usłyszała. Nie wyszło mu to za bardzo.
- Przepraszam.
- Nie masz za co. 
- Mam. Chciałeś mi pomóc, a ja to zignorowałam. Myślałam, że sobie poradzę. W końcu to nie jest dla mnie nowe. Ale on jest silniejszy niż inni.
- Wiem to. Znam go już trochę. Skrzywdził moją starą przyjaciółkę. Przez to wyjechała i z tego co słyszałem jeździ na wózku. Miałem okazję coś zrobić. Pomóc jej... Ale się bałem... Nie chcę żeby takie coś przytrafiło się Tobie. Proszę uważaj na siebie.
- Postaram się. Ale nawet gdyby coś się stało i tak nie mogłabym wyjechać. Nie mam takiej możliwości.
- Zawsze jakaś jest. Twoi rodzice... - przerwałam mu.
- Nie Charlie. U mnie nie ma. Jestem tu sama. Nie będę Ci opowiadać szczegółów, ale na nie mam możliwości wyjazdu.
- Ok. Rozumiem - raczej w to wątpię. Ważne, że nie chce na siłę drążyć tego tematu. Nagle chłopak wstał - Chodź - powiedział i wyciągnął w moją stronę rękę.
- Gdzie?
- Do budynku.
- Po co?
- Chyba nie chcesz do końca dnia chodzić w podartej koszuli - zaśmiał się.
- Nie bardzo. Ale nie mam innej.
- Eh... Chodź i nie marudź - wstałam i nie chętnie udałam się z nim do szkoły. Podeszliśmy do jego szafki. Co on knuje? Nagle otworzył ją i wyjął białą koszulę - masz i idź się przebrać.
- Charlie nie.
- Alex tak.
- Nie! Nie ma głupich. Choćbyś nie wiem czym mi groził moja odpowiedź brzmi nie! Poza tym ubiorę marynarkę i nie będzie widać. Także dziękuję za chęć pomocy, ale nie.
- Dobra. Spokojnie.
- Póki co jestem spokojna.
- Właśnie widzę - zaśmiał się i włożył koszulę z powrotem do szafki - to co robimy? - zapytał a ja wzruszyłam ramionami - Ta... 
- Może poszukamy Leo? - Charlie się spiął - Co jest?
- Nic. Ale mówił mi, że na tej przerwie idzie gdzieś na obiad, ale poza szkołę.
- To można wychodzić poza teren?
- No. A co?
- Nic nic. Idziemy gdzieś usiąść?
- Tak. Nawet mam pomysł gdzie. Będzie cicho i spokojnie - zaśmiał się. Najbardziej zdziwił mnie fakt, że wcale nie chciał wyjść na boisko tylko zszedł na niższy poziom budynku - słuchaj. Zaraz powierzę Ci mój sekrety sekret. Musisz mi jednak przysiąc, że nikomu się nie wygadasz.
- Przysięgam.
- Ok. To moją tajemną tajemnicą jest to, że... Pani od muzyki dała mi kiedyś zapasowy klucz do sali muzycznej - uśmiechnął się i otworzył kluczem drzwi - chodź - powiedział i wpuścił mnie do środka.
To zdecydowanie największa sala od muzyki jaką kiedykolwiek widziałam! Było tu pełno instrumentów. Wszystkich. Normalnie raj nie klasa. Nie no tu to ja bym nawet zamieszkać mogła.
- Wow... - tylko tyle udało mi się z siebie wydusić.
- Niezła nie?
- No.
- Siadamy? - kiwnęłam głową. Podeszliśmy do jednej ze ścian i pod nią usiedliśmy. Było cicho i spokojnie. Odważę się powiedzieć, że wręcz za cicho i za spokojnie. Mimo to było przyjemnie. A to już coś jak mówię to ja. Nienawidzę ciszy. Spokój lubię, ale ciszy nie.
 - Mogę Cię o coś zapytać? - zwróciłam się do niego.
- Pewnie. Pytaj śmiało.
- Skąd znasz Luke'a?
- To dość długa historia.
- Mamy czas - uśmiechnęłam się.
- Serio chcesz wiedzieć?
- Tak.
- No ok - westchnął - a więc los tak chciał, że z Luke'iem znam się od pierwszej klasy podstawówki. Tak wiem. Tu jest tylko gimnazjum i liceum, ale my się spotkaliśmy już w podstawówce. Był moim przyjacielem. Miał wtedy coś takiego jak uczucia. Gdy poszliśmy do gimnazjum wdał się w em... Złe towarzystwo. Zaczął palić i chyba też palić. Wiesz... Typowe objawy. Oni go zmienili. Jest z Tobą w klasie bo w pierwszej gimnazjum nie zdał. Wtedy olał totalnie naukę. Zaczął pakować i w ogóle... Przez różne gówna stał się bardzo nerwowy. Teraz wiesz jaki jest. Wystarczy, że raz na niego wpadniesz już masz przerąbane. Dlatego zastanawiam się dlaczego się Ciebie uczepił. Nawet gdybyś go lekko szturchnęła nie poczułby.
- Właśnie chodzi o to, że na niego wpadłam. I to nie raz, bo zdarzyło mi się nie więcej niż trzy i nie mniej niż dwa.
- O matko... - wziął mnie w ramiona co wydało mi się dziwne - nawet nie chcę wiedzieć co Ci zrobi jak Cię dorwie. Alex błagam Cię. Uważaj. Jeżeli coś Ci się stanie nie wybaczę sobie tego,
- Spokojnie. Radziłam sobie nie raz...
- Ale nie z nim. Parz co Ci zrobił. Jesteś za delikatna na niego.
- Możesz przestać. Wiele przeszłam. Dam sobie z nim radę. Nie wiesz przez co przeszłam, ale skoro mówię, że dam radę to dam. Uwierz mi.
- Może dasz, ale na pewno nie sama. Alex pozwól sobie pomóc.
- Nie. Obiecałam, że będę uważać, ale nie potrzebuję pomocy. Zaufaj mi. Wiem co robię.
- Tak wiesz, że zostałaś pobita.
- Tak. Im bardziej będę uciekać tym bardziej będzie mnie szukał. W końcu mu się znudzi - zaśmiałam się. On tylko pokręcił głową i jeszcze mocniej mnie przytulił. Skrzywiłam się. Jeszcze moje rany z polski się nie wygoiły. Mimo to nie odepchnęłam go. Powiedziałabym mu, ale znamy się zaledwie półtora dnia. Nie mogę być aż tak nieodpowiedzialna. Chociaż... Nie wierzę żeby wykorzystał to przeciwko mnie. Ale nie mogę mu tego powiedzieć. Nie dość, że mnie wyśmieje to jeszcze nie będzie chciał ze mną rozmawiać... A ja go polubiłam...

~***~
Nie mam bladego pojęcia gdzie zniknęli Alex i Charlie. Szukałem ich prawie wszędzie i nie znalazłem. Do sprawdzenia została mi tylko sala od muzyki. Szczerze powiem, że jestem pewny tego, że tam są. No kurde. Charlie zawsze siedzi tam na przerwach. Gdy zszedłem zbliżyłem się do pomieszczenia, które było otwarte. Przy ścianie równoległej do drzwi siedzieli oni przytulając się. Matko jak słodko wyglądali! Charlie podniósł wzrok i bardzo się zdziwił gdy mnie zobaczył. Uśmiechnąłem się w jego stronę, z rąk ułożyłem serce i mrugnąłem do niego. On wystawił mi język i delikatnie pokręcił przecząco głową po czym spojrzał na dziewczynę. Ten widok był rozczulający. Najzabawniejsze, że Alex wyglądała jakby spała. Nie chciałem im przerywać więc tylko przymknąłem drzwi i opuściłem piwnice. Będzie mi się Lenehan tłumaczyć. Z resztą Alex też. Dorwę ich po kolei i wyciągnę co tam się stało. Gdy wychodziłem na płytę boiska zatrzymał mnie Luke.
- Widziałeś gdzieś tą nową? - zapytał zirytowany.
- Nawet jeśli to co Ci do tego.
- Nie Twoja sprawa - wnerwił się. On serio myśli, że się go boję. Zabawne.
- Słuchaj mnie. Nie boję się Ciebie. A to co robisz Alex... Jesteś po prostu idiotą.
- I kto to mówi. Nędzny raperek, rapujący o jakiś głupotach.
- A słuchałeś, że wiesz? Raczej wątpię. Ale skoro przemoc jest według Ciebie głupotą to się zgadzam. I powiem Ci, że jestem z tego dumny - zatkało go. Po prostu od niego odszedłem. Nie wiem w sumie skąd u mnie się wzięła ta odwaga. W sumie to pasuje mi ona.

Później
Właśnie skończyłem lekcje. Z tego co pamiętam to Charlie kończy za godzinę. Wolałem się jeszcze upewnić więc podszedłem pod klasę, w której teraz będzie miał lekcje. Akurat już tam był.
- Coś ty taki nerwowy?
- O jesteś!
- Jak widać - zaśmiałem się.
- To nie jest śmieszne. Mógłbyś odprowadzić Alex do domu? Proszę.
- Ok ok. Spokojnie. Odprowadzę. Czyli ty kończysz za godzinę.
- Tak! Pytałem czy zaczeka, ale nie chce - posmutniał.
- Dobra. Idę. Ale będziemy musieli jeszcze pogadać - powiedziałem i pobiegłem w stronę wyjścia ze szkoły. Z tego co kojarzę Alex nie chodzi na autobus żeby wrócić do domu. Może to nawet lepiej. Większe szanse, że ją złapię. Gdy dobiegałem do wejścia do parku zobaczyłem ją.
- Alex! Czekaj! - musiała mnie usłyszeć, bo się obróciła.
- Hej Leo - uśmiechnęła się gdy ją dogoniłem - pewnie Charlie Cię wysłał.
- Tak - przekręciła oczami - to źle?
- Tak. Wkurzać mnie już zaczął.
- Ta... Jasne...
- O co chodzi?
- Widziałem w sali od muzyki.
- I co? Nie robiliśmy nic dziwnego.
- Ale nie wyglądałaś na wkurzoną.
- A czy ja mówiłam, że cały czas mnie wkurza? - znowu się zaśmiała.
- No nie. Wybacz, że zapytam, ale co Ci się stało?
- W jakim sensie.
- Alex umiem poznać rozcięcie wargi.
- Nie ważne - zasmuciła się.
- Ok. Tylko mi się nie smuć. A tak w ogóle gdzie mieszkasz? Łatwiej byłoby mi Cię odprowadzić gdybym wiedział.
- A nie możesz tylko do wyjścia z parku.
- Nie.
- Ugh... Mieszkam w internacie Leo.
- Co? Czemu?
- Przyjechałam do Anglii sama.
- Ale przecież... Nie można osobą poniżej osiemnastego roku życia samodzielnie latać samolotem.
- Poprawka. Gdy nie ma się 18 lat nie można lecieć z osobami poniżej chyba 16 roku życia. Jeżeli mam ukończone 16 lat mogę sama latać.
- Dobra, ale jaki normalny rodzić pozwoliłby dziecku przylecieć do szkoły, która jest oddalona aż tyle od kraju?
- To nie jest dla mnie łatwy temat. Bardzo nie lubię o tym gadać - w jej oczach zebrały się łzy.
- Ej... Co jest?
- Nie wiesz o mnie nic. Taka prawda. Nie umiem o tym mówić ludziom, bo wiem, że prędzej czy później mnie zostawią i będą przeciwko mnie. Myślisz, że czemu jeszcze tego wam nie powiedziałam? Jesteście dla mnie jak prawdziwi przyjaciele. Jak bracia, których nigdy nie miałam.
- Alex my Cię nigdy nie zostawimy. Ja Cię bardzo polubiłem i z tego co widziałem Charlie też.
- Nie obiecuj niczego czego nie będziesz w stanie dotrzymać. Leo wy jesteście sławni. Wy i wasza muzyka uratowaliście wiele dziewczyn. Każda marzy o tym żeby was poznać, przytulić i powiedzieć co dla niej zrobiliście. Zawsze może się pojawić ktoś inny. Ktoś kogo też polubicie. A wtedy ja zostanę sama - o cholera... Tym to mnie zagięła....

~***~
Hakuna Matata!  Jak widać rozdział jest, ale na opóźnieniu, które mi nie pasuje. Przyznam wam się, że po prostu zapomniałam o tym, że dzisiaj środa. Ale wracając. Jak się podoba? Coś się tam dziać zaczyna, ale nie do końca. Nie licznie na paring Alex-Charlie. Bynajmniej jeszcze nie :) Jak widzimy Leo więcej wie niż Charlie. Czemu? Bo nie jest upierdliwy. Tylko dlatego. Ona oby dwóch lubi tak samo. INFO DOTYCZĄCE COSIA. Będzie on publikowany, ale nie wiem kiedy. Postaram się do końca miesiąca, ale nie obiecuję. Przepraszam was jeszcze raz za opóźnienie i za to, że nie było u was pod rozdziałami (na blogach, które regularnie komentuję) moich komentarzy. Jak wiecie wróciłam do szkoły i to jest 3 gimnazjum. Mam problem się ogarnąć z nauką, ale obiecuję poprawę. Teraz nie będę już przedłużać.
A na razie... Komentujcie. Obserwujcie. Niebieski magiczny guziczek. Ja się z wami żegnam. Dzięki. Cześć i na razie.
Do następnego!
Papa!