Pobiegłem szybko do salonu. A nóż widelec moja mama jeszcze nie śpi. Zobaczyłem ją siedzącą na kanapie i pijącą herbatę.
- Cześć mamo. - powiedziałem, podszedłem do niej i przytuliłem.
- Cześć kochanie. Co było aż tak ważne, że nie słyszałeś jak Cię wołałam?
- A wołałaś?
- Tak. Jak przyszłam. Jakieś 2 godziny temu.
- Przepraszam...
- Możesz mi powiedzieć czemu Twoja siostra była smutna, a jak zapytałam się jej co się stało to zaczęła płakać i zaczęła mówić że jesteś na nią zły? O co chodzi? Poznałeś jakąś dziewczynę? Nawet ja zauważyłam, że ciągle przy komputerze siedzisz.
- Mamo nie poznałem żadnej dziewczyny!
- Nie krzycz, bo Brooke śpi. I skoro nie to co się dzieje?
- Poznałem przez FaceBooka kolegę, który mieszka w Walii, a wiesz, że mała jest zazdrosna o wszystkich moich znajomych. Na chwile poszedłem do łazienki, a akurat była w moim i napisała do niego czegoś czego nie powinna i jestem na nią zły.
- Ok. Nie gniewam się na Ciebie. Ale na drugi raz postaraj się jej to na spokojnie wytłumaczyć.
- Ale już nie raz jej tłumaczyłem, że nie ma być o co zazdrosna, ale ona dalej swoje.
- Zrozum ją skarbie. Przez rozwód mój i Twojego ojca nie miałam okazji z nią się związać z nią jak z Tobą. Wy macie o wiele lepszy kontakt. Więc proszę nie złość się na nią.
- Dobrze... - moja mama zawsze była na szczęście spokojna. Nigdy nie krzyczała ani nic.
- Porozmawiaj z nią jutro po szkole. Ok?
- Ok. - powiedziałem zrezygnowany.
- A teraz spać. Dobranoc synku.
- Dobranoc mamo. - pożegnałem się z nią i pobiegłem do mojego pokoju. Tam przebrałem się w piżamę i poszedłem spać. Po chwili zasnąłem...
Rano
Obudziłem się o 6:25. 5 minut przed budzikiem. Powoli wstałem i podszedłem do szafy. Wyjąłem z niej ciuchy na dziś i poszedłem do łazienki. Tam przebrałem się oraz wykonałem wszystkie poranne czynności. Gdy wyszedłem z łazienki była 6:50. Zszedłem na śniadanie.
- Cześć mamo. - przywitałem. Była zajęta krzątaniem się w kuchni.
- Cześć kochanie.
- Co dzisiaj na śniadanie? - na szczęście Brook jeszcze spała i nie musiałem z nią gadać.
- Naleśniki z dżemem albo z czekoladą. Z czym wolisz?
- A jaki dżem?
- Truskawkowy.
- To poproszę z dżemem. - powiedziałem a mama postawiła przede mną talerz z 5 naleśnikami. No co? Lubię jeść i to często dużo. Zwłaszcza jak są naleśniki. - Dziękuję. - powiedziałem i zabrałem się za posiłek. Gdy skończyłem była 7:10. Odłożyłem talerz do zlewu. - Dzięki było pycha.
- Odwieźć Cię czy pojedziesz sam?
- Sam pojadę. Pójdę obudzić małą a ty naszykuj jej naleśniki i szykuj się do pracy. - powiedziałem i poszedłem do pokoju siostry. Jeszcze słodko spała. Podszedłem do niej i zacząłem ją budzić. - Brooke... Wstawaj... - uchyliła swoje oczka, przetarła je rączaki i ziewnęła. Wstałem od jej łóżka i skierowałem się do drzwi.
- Charlie? - zatrzymała mnie. - Dalej się gniewasz?
- Pogadamy później Brook.
- Ale...
- Po szkole. Obiecuję. - odwróciłem się do niej i uśmiechnąłem. Znowu spojrzałem na zegarek. 7:25. CHOLERA! Spóźnię się na autobus. Pobiegłem szybko do pokoju po plecak. Zgarnąłem szybko jeszcze telefon, słuchawki i trochę kasy. Zbiegłem szybko na dół. Zatrzymałem się jeszcze przed drzwiami.
- Na razie mamo! - nie czekałem na jej odpowiedź tylko pobiegłem na autobus. Zdążyłem w ostatniej chwili...
Leo
Jestem w drodze do piekła... Znaczy szkoły. Po raz pierwszy od dawna boję się co dzisiaj mi zrobią. Nigdy nie grozili mi w taki sposób. Nie wiem co oni mogli wymyślić... Przecież dręczyli mnie już na każdy możliwy sposób. Chyba... Może wymyśli coś nowego... Nie! Myśl pozytywnie Leondre... Nic mi nie będzie. Wszystko będzie ok. Musi. Tak się zamyśliłem, że nawet nie zobaczyłem że już jestem przed szkołą. Skrzywiłem się lekko i wszedłem do budynku. Szybko skierowałem się pod klasę. Serce waliło mi mega mocno. Ciśnienia to miałem chyba z 300 tak się bałem. Zadzwonił dzwonek na lekcje. Dzięki bogu! Szybko wszedłem do klasy i usiadłem w ławce. Zaczęła się historia. Nauczyciel sprawdził obecność zapytał 2 osoby i zaczęła się lekcja o Króli Arturze... Zawsze lubiłem jego historię i te inne bzdety z nim związane ale dzisiaj nie mogłem się kompletnie na tym skupić.
- Devries! O czym tak rozmyślasz? Pomóc Ci? - zapytał mój historyk. Niby spoko gość nawet jak ktoś ma na jego przedmiot wylane, ale nie jak mowa o Królu Arturze...
- No. Ja. Emm...
- Eh... Chociaż udawaj, że Cię to interesuje... To jest najciekawszy rozdział w historii Anglii... - tu znowu się wyłączyłem. Nie mogę się skupić na lekcjach z myślą, że oni gdzieś są... Dobra normalnie jakoś sobie radzę, ale teraz jest gorzej! Zadzwonił dzwonek i pobiegłem do kolejnej klasy...
Pora obiadowa
Teraz mam długą przerwę... Czyli najprawdopodobniej czas mojej egzekucji. Szedłem przez boisko aż zatrzymał mnie mój koszmar. Denis. I jeszcze jego koledzy. Kevin, Vector i Frank. Cała 4... Będzie... TRAGICZNIE...
- Kogo my tu mamy. Czy to nie Leoś... - zaczął Denis. "Mózg" ich paczki.
- Czego chcecie? - zapytałem tak jak bym się nie bał.
- Grzeczniej. Masz kase? - zapytał ten łoś.
- Masz. 10 funtów. Więcej nie mam.
- Nie umiesz liczyć czy jak? Jak mamy się tym podzielić na 4. Jeszcze 30. - oznajmił Vector.
- Skąd ja mam wam tyle wziąć!? Do reszty wam rozumy odebrało?!
- Sam tego chciałeś. - powiedział Frank, a Kevin uderzył mi w brzuch. Zgiąłem się w pół. Denis mnie przewrócił. Zaczęli mnie kopać. W brzuch. W klatkę piersiową... Wszędzie. Po chwili, któryś z nich podciągną mnie za włosy do góry. Nie zważając na ból próbowałem się mu wyrwać. Niestety nie udało mi się. Obstawiam, że Kevin, bo jest najsilniejszy, przywalił mi pięścią w szczękę. Poczułem straszny ból... Miałem wrażenie że rozcięli mi wargę. Piekło niemiłosiernie. Dostałem jeszcze kilka razy mocnych uderzeń. Nie miałem już siły stać. Moje nogi były jak z waty a przed oczami pojawiały się czarne mroczki. Wszystko było mi już jedno.Upadłem. Znowu zaczęli mnie kopać, już i tak cały zbolały. Byłem na w pół przytomny. Wszystko było rozmazane. Wiem tylko że wokół mnie nie było żadnego widowiska. Nikt nie mógł mi pomóc uwolnić się od tych tyranów. W tej chwili jedynym wybawieniem może być dla mnie śmierć. Nikt mi w końcu nie pomoże. Nikogo nie ma w pobliżu. Jestem sam... Ale może ktoś jednak to zobaczy... Może pomoże... Gdy już zacząłem tracić resztki nadziei, że ktoś przyjdzie mi z pomocą usłyszałem czyjś krzyk. Zobaczyłem jak ktoś biegnie w stronę zdarzenia. Nie wiem kto to był, bo jak już wspomniałem widok był rozmyty, a głosy były zagłuszone szumem. Opadałem coraz bardziej z sił a najmniejszy ruch ręki czy nogi wywoływał ogromny grymas na mojej twarzy. Oczywiście bólu i cierpienia. Po chwili poczułem jak ktoś bierze mnie ostrożnie na ręce. Chyba zaniósł mnie do higienistki. Nie wiem za bardzo co się działo dalej. Nie straciłem przytomności... Ale nic nie widziałem i nie słyszałem.Wokół mnie panowała ciemność ale byłem świadomy tego, że ktoś mnie dotyka. Po jakimś czasie znów ktoś wziął mnie na ręce. Tym razem położył na noszach. Wiedziałem że to pogotowie...
Trochę później
Jestem już od jakiegoś czasu w szpitalu. Jest dobra wiadomość jaki te złe. Dobra to taka że już wszystko widzę i słyszę. Złe... Mam złamaną nogę, wybity bark, rozciętą brew i wargę i chyba jeszcze nadpękła mi czaszka. Na dokładkę zadzwonili do mojej mamy. Nie udało mi się tego jednak ukryć... Niestety. Ale może teraz będzie lepiej? Może mama przeniesie mnie do innej szkoły. Fajnie by było. Ale nie mogę jej prawdy powiedzieć... Nie. Muszę ją znowu okłamać. Jeżeli tego nie zrobię oni mnie znajdą i będzie jeszcze gorzej...
~***~
Heja! Witam was w ten niestety słoneczny poniedziałek. Rozdział jest. I jest... Fajny. Możecie mnie zabić, ale ja się będę bronić. Nożyczki mi pomogą. Leo został pobity. I ma duuuuże obrażenia. Cóż... Bywa. Em... Wiem że scena tej powiedzmy bójki jest opisana źle tragicznie bo nie ma opisanego rozlewu krwi. Ale po pierwsze jak miałam opisać rozlew krwi skoro była perspektywa Leo a on nic nie widział. Po drugie... Jest po prostu źle opisana i tyle. Ale to pierwszy rozdział w którym akcja na prawdę się mam nadzieję rozkręca. Ze strony Charlie'go znowu wiało nudą. Ale co ja poradzę? No nic. Charlie jest po prostu spokojny i tyle. Ale później u niego też będzie się coś dziać. A jeżeli nie to możecie mnie ubić. W następnym zdaje się rozdziale już wejdzie w życie jedna nowa postać z zakładki "Bohaterowie". A mianowicie Jesy :D Więc jak ktoś jeszcze nie wie kto to to zapraszam Bohaterów. I zauważyłam spadek waszej aktywności. I nie mam pojęcia czemu. Mam nadzieję że pod tym rozdziałem będzie ta średnia ilość komentarzy czyli 3 :D Ale dobra. Ja już spadam.
A na razie... Komentujcie. Obserwujcie. Niebieski magiczny guziczek. Ja się z wami żegnam. Dzięki. Cześć i na razie!
Asia Ari <3
P.S. Ciekawe kto rozpoznał to zniekształcone pożegnanie :D
No więc... rozdział jest zajebisty i więcej uwag nie mam XD ❤xx
OdpowiedzUsuńSuper odrazu jak się obudziłam weszłam na twojego bloga. Super roździał czekam na next :)
OdpowiedzUsuńWitam.
OdpowiedzUsuńNa blogu pojawiła się ocena.
Zapraszam,
Calla
http://recenzje--blogow.blogspot.com/2015/07/03-nie-poddawaj-sie-bo-zawsze-jestem.html
Biedny Leo. Historia się rozkręca. Pospiesz się z tymi rozdziałami xD Naprawdę mega czekam na następny :*
OdpowiedzUsuńNie ma!
UsuńRozdziały tylko w poniedziałki :D
I wiem że Leo biedny, ale co zrobisz jak nic nie zrobisz?
Asia Ari <3
Super
OdpowiedzUsuńJak będzie 3000 wejść to wstawisz szybciej rozdział ?
OdpowiedzUsuńNie wiem :D
UsuńJak dokończę 13 to się nad tym zastanowię :D
Asia Ari <3