Post proszę przeczytać przy nagłym przyroście czasu możliwego do wykorzystania gdyż krótki on nie jest :) Miłego czytania Gwiazdeczki :)
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
Pierwsza historia
Rozdział 12: Zmartwienia i prawie cały dzień nudy.
Charlie
Wstałem dzisiaj o 6:40. Budziki mi zaczęły chyba szwankować. Wygrzebałem się z łóżka i z szafy wziąłem ciuchy. Poszedłem do łazienki gdzie umyłem zęby, uczesałem się i ubrałem. Następnie jak co rano poszedłem do do kuchni gdzie czekała moja mama.
- Cześć mamo.
- Cześć kochanie. - odpowiedziała moja rodzicielka stawiając przede mną talerz z goframi.
- Wiesz co mamo. Nie jestem głodny.
- Charlie. Coś się stało?
- Nie. Czemu pytasz.
- Bo nie jesz. A takie trzaski masz tylko gdy pokłócisz się z Jesy albo w piątek 13. O co chodzi?
- Martwię się.
- O co?
- O Leo.
- Ale dlaczego?
- Nie chce mi powiedzieć co się stało. Nie chce mi powiedzieć o niczym co wiąże się ze szkołą. Mam złe przeczucie.
- Kochanie spokojnie. Niedługo się spotkacie i wszystko sobie opowiecie. Będzie dobrze. Na pewno.
- Skoro tak mówisz. Ale to nie zmienia faktu, że nie jestem głodny. - powiedziałem i poszedłem do swojego pokoju.
Raczej nie warto robić lekcje. Nie opłaca mi się. Mimo że mamy środek kwietnia, jeździmy na wycieczki. Już tylko czekać na koniec roku.
Nagle usłyszałem dźwięk mojego telefonu. Wyjąłem go z kieszeni i spojrzałem na wyświetlacz. Zobaczyłem zdjęcie a pod nim imię mojej przyjaciółki. Szybko odebrałem.
- Hej Jesy. Co chcesz ode mnie o godzinie 7.
- Hej. Chcę zapytać czy nie chciałbyś pójść trochę wcześniej do szkoły.
- Po co?
- Bo nie chce mi się czekać na autobus.
- W sumie czemu nie...
- To wychodź. Już na Ciebie czekam.
- Wiedziałaś, że się zgodzę nie?
- Tak. Wyłaź! - krzyknęła i się rozłączyła. Zwlokłem się z łóżka i wziąłem plecak. Zszedłem na dół i pożegnałem się z mamą, która wręczyła mi pieniądze na wycieczkę. Wyszedłem na dwór i tam zobaczyłem Jesy.
- Hej Jesy.
- Hej Charlie. Idziemy.- zarządziła i ruszyliśmy w drogę.
Nie mogło się obyć bez naszych śpiewów. Uwielbiam to robić. Tradycyjnie zaszliśmy do naszego parku. Czemu naszego? Gdy chodziliśmy jeszcze do podstawówki zawsze tu przychodziliśmy się bawić. To miejsce budzi trochę wspomnień. Miłych jak i niemiłych... Budzi wspomnienia z Jesy, mamą, Brooke i najgorsze, że z moim ojcem też. Nigdy mu nie wybaczę, że nas zostawił.
Jesy chyba zobaczyła, że straciłem humor.
- Charlie co jest?
- Nic.
- Przecież widzę. O co chodzi? Znowu wspomnienia z ojcem?
- No...
- Charlie nie przejmuj się nim. Nie warto takim człowiekiem. Na prawdę. Myśl o tym co masz teraz. A nie o tym co było kiedyś.
- Wiem Jesy. Ale to dalej boli.
- Rozumiem Cię. Pamiętam jak ja przeżyłam rozwód rodziców. Ale jak widzisz już jest lepiej. Mieszkam z ojcem i jego narzeczoną i daję radę.
- Ale ty nie przeżyłaś tego co ja przed ich rozwodem.
- Masz rację... Ale to nie zmienia faktu że musisz przestać się nim interesować.
- Wiem Jesy. Ale nie umiem. Nie umiem przestać myśleć o tym co mi zrobił. Jeszcze Leo nie chce mi powiedzieć co mu się stało. Tak bardzo się o niego martwię...
- Przyznaj się. To przez Leo jesteś taki smutny.
- Czy ja wiem czy smutny. Martwię się. Nie widziałem go na oczy a jest dla mnie jak brat. Może to głupie, ale taka jest prawda.
- To nie jest głupie. To normalne. Przyjaźnicie się, a on jest jeszcze młodszy i coś mu się stało. Dziwne by było gdybyś się nie przejmował. A Leo na pewno Ci powie o co chodzi. Jestem pewna.
- A jak nie? Jak to coś poważnego? Jak ktoś go pobił i zabronił mówić? Z tego co wiem to nawet mamie nie powiedział.
- Spokojnie Charlie. To na pewno nic strasznego. A jak tak to na pewno komuś powie. Więc nie masz czym się martwić. Wszystko będzie dobrze.
- Skąd możesz być tego taka pewna?
- Po prostu. Zaufaj mi. - powiedziała patrząc mi prosto w oczy i szczerze się uśmiechając.
- Dzięki. A teraz chodź, bo nigdy nie dojdziemy. - po moich słowach ruszyliśmy w dalszą drogę.
W szkole nie działo się nic ciekawego. Oczywiście poza sprawdzianem z matmy, do którego się nie uczyłem. Nawet nic z niego nie pamiętam. Ale chyba był prosty. Cały czas myślałem co u Leo. Martwię się o niego. To mój przyjaciel. Znaczy chyba. Nie wiem już. Przyjaciele mówią sobie wszystko. A on nie chce mi powiedzieć co się dzieje. Mam nadzieję, że jak się spotkamy powie mi co się stało.
Dzisiaj Jesy musiała zostać dłużej w szkole więc zostałem sam. Nie chciało mi się samemu wracać na pieszo więc poszedłem na autobus. Jak miło że skończyłem o 15 i nie muszę na niego czekać.
Po jakiś 20 minutach byłem w domu. Nigdzie nie zlokalizowałem siostry ani mamy. Poszedłem do kuchni. Na lodówce był liścik.
"Kochanie obiad masz w lodówce. Mała jest w przedszkolu. Odbiorę ją jak będę wracać. Kocham Cię. Mama"
Poszedłem od razu do pokoju, bo nie byłem głodny. Włączyłem komputer, a następnie FaceBooka. Od razu napisałem do Leo.
Ja: Hej Leo. Co tam?
Leondre: Hej. Może być. A tam?
Ja: Też ok. Miałem sprawdzian z matmy ale szczerze to nie pamiętam co na nim było.
Leondre: Coś się stało?
Ja: Nie. Znaczy chyba.
Leondre: Jak chyba?
Ja: Normalnie.
Leondre: Mów. Leo wysłucha. Leo pocieszy. Leo doradzi.
Ja: Nie chcę o tym mówić. Pogadamy jak się zobaczymy. A właśnie. Powiedziałeś mamie o wycieczce?
Leondre: Za raz to zrobię.
Ja: Leo! Musisz jej powiedzieć.
Leondre: Poczekaj za raz wrócę.
Ja: Ok.
Nie mam pojęcia gdzie poszedł. Eh... Nie mogę się przejmować. Postanowiłem zrobić lekcje. W końcu jeszcze szkoła się nie skończyła. Niestety...
Leo
Boże jaka nuda. Jest 8 a ja już wstałem. Gr... Na szczęście nie byłem głodny więc wziąłem z szafki laptopa. W sumie nie opłaca mi się tak rano wchodzić na FaceBooka. Wszyscy w szkole. Gdy laptop się włączył włączyłem GTA V i tak wyglądał cały mój poranek i część po południa.
Około godziny 16 dostałem na FB wiadomość. To był Charlie.
Charlie: Hej Leo. Co tam?
Ja: Hej. Może być. A tam?
Charlie: Też ok. Miałem sprawdzian z matmy ale szczerze to nie pamiętam co na nim było.
Ja: Coś się stało?
Charlie: Nie. Znaczy chyba.
Ja: Jak chyba?
Charlie: Normalnie.
Ja: Mów. Leo wysłucha. Leo pocieszy. Leo doradzi.
Charlie: Nie chcę o tym mówić. Pogadamy jak się zobaczymy. A właśnie. Powiedziałeś mamie o wycieczce?
Ja: Za raz to zrobię.
Charlie: Leo! Musisz jej powiedzieć.
Ja: Poczekaj za raz wrócę.
Charlie: Ok.
Odłożyłem laptopa i wstałem. Zacząłem kuśtykać do kuchni. Jak normalnie pokonuję tą trasę w ciągu minuty tak teraz zajęło mi to ich 5.
W kuchni zobaczyłem moją mamę krzątającą się w niej.
- Mamo?
- Leo! Powinieneś być w łóżku.
- Wiem. Ale chciałbym z Tobą porozmawiać. - powiedziałem i usiadłem na krześle. Mama zajęła miejsce obok mnie.
- O co chodzi? - zapytała z troską w głosie.
- Bo... Poznałem przez internet takiego kolegę. Tego co jak byłem w szpitalu odebrałaś od niego telefon. I on ma w przyszłym tygodniu wycieczkę klasową i przyjadą do Port Talbot. I Charlie się pyta czy mogę ich oprowadzić. Więc teraz ja się pytam o to samo.
- Leo. Posłuchaj. Możesz być na mnie zły i się wściekać, ale nie mogę Cię puścić ze złamaną nogą.
- Ale przecież to w przyszłym tygodniu.
- Wiem. Jeszcze zobaczymy co jutro lekarz powie. Jeżeli powie że możesz już wychodzić to jeszcze do tego wrócimy. Ok?
- Pewnie.
- A jeżeli mogę. Skąd jest ten Twój przyjaciel?
- Z Frampton Cotterell Bristol. A co?
- Nic. Idź już. Tylko mi się bardziej nie połam.
- Dobrze. - odpowiedziałem i skierowałem się do mojego pokoju.
Rozdział 13: (Ten nie miał nawet tytułu)
Leo
Minął tydzień. Dużo pisałem z Charlie'm. Lekarz na szczęście pozwolił mi ich oprowadzić, bo kość już się zrosła. Muszę nosić tylko szynę? Tak jakoś tak to było. Na szczęście mogę w niej chodzić. Trochę wolno, ale zawsze. Czekam już na nich pod hotelem. Nie mogę się doczekać naszego spotkania. Niby nic wielkiego, ale jednak.
Hotel, w którym się zatrzymają jest duży, jasny i nowoczesny. Jeden z ładniejszych w Port Talbot. Jednak ja wolę swoje własne łóżko niż hotele. Jest dokładnie 10. Już powinni być. Pewnie gdzieś był korek i mają opóźnienie.
Moja noga powoli zaczęła dawać się we znaki więc postanowiłem usiąść na ławce. Z kieszeni spodni wyjąłem telefon i zacząłem grać w jakąś durną grę.
- Hej Leo! - Ktoś krzyknął mi do ucha. Tym kimś okazała się Alex.
- Alex! Wystraszyłaś mnie!
- Przepraszam.
- Spoko. Ty nie w szkole?
- Jak widać nie.
- Będziesz miała kłopoty.
- Nie...
- Skoro tak uważasz... A jeżeli mogę wiedzieć po co przyszłaś?
- Myślisz, że dam Ci się szlajać bez opieki?
- Bez opieki? Na prawdę? Jakbyś nie zauważyła lada moment otoczy mnie grupa osób kończących 3 gimnazjum. Ty to nazywasz brakiem opieki? Mówisz serio?
- Tak. Martwię się o Ciebie.
- Ty też? Ludzie ile ja mam lat?! 5?!
- Nie. Ale Leo... Zostałeś pobity. Nie powiedziałeś o tym nikomu. Nie możesz tego bagatelizować.
- Alex proszę Cię... Na prawdę nie lubię o tym gadać. Tak jestem bity. Od dawna. Bardzo dawna. Ale nie jestem jedyny.
- Jesteś uparty gorzej niż osioł.
- Wiem. - Zaśmiałem się. - I możesz mi powiedzieć tak na serio po co przyszłaś?
- Mówiłam już.
- Alex. Nie uwierzę, że tylko po to. Gadaj.
- Ok. Moja przyjaciółka przyjeżdża dzisiaj na wycieczkę i chcę ją spotkać. Mają nocleg w tym hotelu.
- Jak się Twoja przyjaciółka nazywa? Bo wiesz... Z tego co wiem tylko klasa Charlie'go będzie w tym hotelu.
- Ma na imię Jesy.
- No nie gadaj?!
- Mówię serio. A co?
- To najlepsza przyjaciółka Charlie'go.
- Serio?
- No.
- W takim razie czekamy razem. - Uśmiechnęła się do mnie i dosiadła. Wyjąłem telefon i zacząłem grać w jakąś durną gierkę. Znowu
Po jakiś 2 godzinach usłyszałem głośną pracę silnika. Można było się domyślić że to autokar. Mimo to nie wstałem. Bo w sumie... To przecież może być jakaś inna wycieczka. Mogłem się przecież źle dowiedzieć i jeszcze jakaś szkoła mogła przyjechać do tego hotelu.Kątem zobaczyłem, że prawie wszyscy weszli do hotelu. Na zewnątrz zostałem tylko ja, Alex i jakieś dwa ktosie. Nagle moja przyjaciółka zerwała się i biegiem podbiegła do tej dziewczyny, która stała tam w towarzystwie jakiegoś chłopaka.
- Jesy!! - Krzyknęła i bardzo mocno ją przytuliła.
- Alex! Nie powinnaś być w szkole?
- Powinnam. Ale chciałam Cię szybciej zobaczyć i nie puściła bym Leo samego. - Tu jakże moja nieoceniona przyjaciółka pokazała na mnie palcem. Schowałem telefon do kieszeni i poszedłem w stronę, w którą przed chwilą pobiegła Al. Stałem jak głupek. Nie umiem kompletnie się w takich chwilach zachować. Widziałem, że Charlie też nie czuje się komfortowo. No, bo ludzie. Co innego gadać z kimś przez internet, a co innego na żywo. Twarzą w twarz jest ciężej.
- Boże jedyny. Ale wy nudni i sztywni jesteście. - Zaczęła Jesy. - Na prawdę żaden się nie odezwie tylko będziecie patrzyć w ziemię? Nie wiem jak było z Tobą Leo, ale Charlie ty ciągle byłeś albo zdołowany, bo się o niego martwiłeś, albo byłeś tak upierdliwy, że miałam ochotę Cię udusić. A teraz co? Nawet głupki cześć sobie nie powiecie. - Wow... Jesy jest... Emm... Otwarta. - No! Jeżeli w ciągu 10 sekund któryś nie powie chociaż cześć do drugiego oby dwóch skrzywdzę. - Spojrzałem na Charlie'go, a on na mnie i w tym samym momencie oby dwoje się zaśmialiśmy. - Eh... Alex chodź. Panienki się przy ludziach boją. - Zaśmiała się i w raz z moją przyjaciółką skierowały się do hotelu.
- Em... - Zacząłem, ale kompletnie nie umiałem się wysłowić.
- Hej. - Powiedział niepewnie mój przyjaciel. Charlie okazał się być dość wysokim blondynem o błękitnych oczach. - Jesteśmy głupki. Tyle Ci powiem. - Zaśmiał się.
- To wiem. A możesz mi powiedzieć czemu ty tak uważasz?
- Bo tyle czekaliśmy na to spotkanie, a nie umiemy się nawet przywitać. - Oby dwoje zaczęliśmy śmiać się jak opętani.
- Coś w tym jest. A teraz chodź. Wszyscy się zaraz rozpakują a ty nawet do pokoju nie dojdziesz. - Powiedziałem i oby dwoje skierowaliśmy się do jego pokoju w hotelu.
Nawet się nie spostrzegłem, a już byliśmy przed drzwiami pokoju. Zdziwiło mnie to, że nie wziął klucza. Pewnie wziął go ktoś z kim ma pokój. W środku był już jakiś chłopak. Brunet. Piwne oczy. Rysy twarzy miał dość przyjazne. Był też niższy od blondyna.
- Will to jest właśnie Leo. Leo to jest mój przyjaciel Will.
- Siema. To ty jesteś tym ktosiem przez, którego Charlie był taki upierdliwy? - Przytaknąłem. Ale on musiał być nieznośny skoro wszyscy się na niego skarżą. - To... Panie przewodniku. Co zaplanowałeś?
- Nie na pan. W szpitalu żyć mi nie dawali z tym panem. A nic ciekawego nie przygotowałem. Jakieś 2 - 3 zabytki i tyle. Jutro to samo, a po jutrze nic.
- Mi pasuje. - Uśmiechnął się tamten.
- Pro po szpitala. - Zaczął Charlie. - Będziemy musieli sobie pogadać.
- Skoro tak uważasz...
- Ja się zmywam. Widzimy się później. - Powiedział Will i się oddalił.
- Teraz gadaj. Co Ci się stało, że trafiłeś do szpitala.
- Charlie... Ja na prawdę nie lubię o tym mówić. Nawet nie za bardzo mogę.
- Leo... Jesteśmy przyjaciółmi. Może to i debilne, ale jesteś dla mnie jak młodszy brat. Na prawdę chcę wiedzieć.
- Kiedy indziej Ci opowiem. Teraz chodź. - Wstałem. On również.
Historia która miała być publikowana po Together We Can Do More
Prolog "Lost Girl"
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
Pierwsza historia
Rozdział 12: Zmartwienia i prawie cały dzień nudy.
Charlie
Wstałem dzisiaj o 6:40. Budziki mi zaczęły chyba szwankować. Wygrzebałem się z łóżka i z szafy wziąłem ciuchy. Poszedłem do łazienki gdzie umyłem zęby, uczesałem się i ubrałem. Następnie jak co rano poszedłem do do kuchni gdzie czekała moja mama.
- Cześć mamo.
- Cześć kochanie. - odpowiedziała moja rodzicielka stawiając przede mną talerz z goframi.
- Wiesz co mamo. Nie jestem głodny.
- Charlie. Coś się stało?
- Nie. Czemu pytasz.
- Bo nie jesz. A takie trzaski masz tylko gdy pokłócisz się z Jesy albo w piątek 13. O co chodzi?
- Martwię się.
- O co?
- O Leo.
- Ale dlaczego?
- Nie chce mi powiedzieć co się stało. Nie chce mi powiedzieć o niczym co wiąże się ze szkołą. Mam złe przeczucie.
- Kochanie spokojnie. Niedługo się spotkacie i wszystko sobie opowiecie. Będzie dobrze. Na pewno.
- Skoro tak mówisz. Ale to nie zmienia faktu, że nie jestem głodny. - powiedziałem i poszedłem do swojego pokoju.
Raczej nie warto robić lekcje. Nie opłaca mi się. Mimo że mamy środek kwietnia, jeździmy na wycieczki. Już tylko czekać na koniec roku.
Nagle usłyszałem dźwięk mojego telefonu. Wyjąłem go z kieszeni i spojrzałem na wyświetlacz. Zobaczyłem zdjęcie a pod nim imię mojej przyjaciółki. Szybko odebrałem.
- Hej Jesy. Co chcesz ode mnie o godzinie 7.
- Hej. Chcę zapytać czy nie chciałbyś pójść trochę wcześniej do szkoły.
- Po co?
- Bo nie chce mi się czekać na autobus.
- W sumie czemu nie...
- To wychodź. Już na Ciebie czekam.
- Wiedziałaś, że się zgodzę nie?
- Tak. Wyłaź! - krzyknęła i się rozłączyła. Zwlokłem się z łóżka i wziąłem plecak. Zszedłem na dół i pożegnałem się z mamą, która wręczyła mi pieniądze na wycieczkę. Wyszedłem na dwór i tam zobaczyłem Jesy.
- Hej Jesy.
- Hej Charlie. Idziemy.- zarządziła i ruszyliśmy w drogę.
Nie mogło się obyć bez naszych śpiewów. Uwielbiam to robić. Tradycyjnie zaszliśmy do naszego parku. Czemu naszego? Gdy chodziliśmy jeszcze do podstawówki zawsze tu przychodziliśmy się bawić. To miejsce budzi trochę wspomnień. Miłych jak i niemiłych... Budzi wspomnienia z Jesy, mamą, Brooke i najgorsze, że z moim ojcem też. Nigdy mu nie wybaczę, że nas zostawił.
Jesy chyba zobaczyła, że straciłem humor.
- Charlie co jest?
- Nic.
- Przecież widzę. O co chodzi? Znowu wspomnienia z ojcem?
- No...
- Charlie nie przejmuj się nim. Nie warto takim człowiekiem. Na prawdę. Myśl o tym co masz teraz. A nie o tym co było kiedyś.
- Wiem Jesy. Ale to dalej boli.
- Rozumiem Cię. Pamiętam jak ja przeżyłam rozwód rodziców. Ale jak widzisz już jest lepiej. Mieszkam z ojcem i jego narzeczoną i daję radę.
- Ale ty nie przeżyłaś tego co ja przed ich rozwodem.
- Masz rację... Ale to nie zmienia faktu że musisz przestać się nim interesować.
- Wiem Jesy. Ale nie umiem. Nie umiem przestać myśleć o tym co mi zrobił. Jeszcze Leo nie chce mi powiedzieć co mu się stało. Tak bardzo się o niego martwię...
- Przyznaj się. To przez Leo jesteś taki smutny.
- Czy ja wiem czy smutny. Martwię się. Nie widziałem go na oczy a jest dla mnie jak brat. Może to głupie, ale taka jest prawda.
- To nie jest głupie. To normalne. Przyjaźnicie się, a on jest jeszcze młodszy i coś mu się stało. Dziwne by było gdybyś się nie przejmował. A Leo na pewno Ci powie o co chodzi. Jestem pewna.
- A jak nie? Jak to coś poważnego? Jak ktoś go pobił i zabronił mówić? Z tego co wiem to nawet mamie nie powiedział.
- Spokojnie Charlie. To na pewno nic strasznego. A jak tak to na pewno komuś powie. Więc nie masz czym się martwić. Wszystko będzie dobrze.
- Skąd możesz być tego taka pewna?
- Po prostu. Zaufaj mi. - powiedziała patrząc mi prosto w oczy i szczerze się uśmiechając.
- Dzięki. A teraz chodź, bo nigdy nie dojdziemy. - po moich słowach ruszyliśmy w dalszą drogę.
W szkole nie działo się nic ciekawego. Oczywiście poza sprawdzianem z matmy, do którego się nie uczyłem. Nawet nic z niego nie pamiętam. Ale chyba był prosty. Cały czas myślałem co u Leo. Martwię się o niego. To mój przyjaciel. Znaczy chyba. Nie wiem już. Przyjaciele mówią sobie wszystko. A on nie chce mi powiedzieć co się dzieje. Mam nadzieję, że jak się spotkamy powie mi co się stało.
Dzisiaj Jesy musiała zostać dłużej w szkole więc zostałem sam. Nie chciało mi się samemu wracać na pieszo więc poszedłem na autobus. Jak miło że skończyłem o 15 i nie muszę na niego czekać.
Po jakiś 20 minutach byłem w domu. Nigdzie nie zlokalizowałem siostry ani mamy. Poszedłem do kuchni. Na lodówce był liścik.
"Kochanie obiad masz w lodówce. Mała jest w przedszkolu. Odbiorę ją jak będę wracać. Kocham Cię. Mama"
Poszedłem od razu do pokoju, bo nie byłem głodny. Włączyłem komputer, a następnie FaceBooka. Od razu napisałem do Leo.
Ja: Hej Leo. Co tam?
Leondre: Hej. Może być. A tam?
Ja: Też ok. Miałem sprawdzian z matmy ale szczerze to nie pamiętam co na nim było.
Leondre: Coś się stało?
Ja: Nie. Znaczy chyba.
Leondre: Jak chyba?
Ja: Normalnie.
Leondre: Mów. Leo wysłucha. Leo pocieszy. Leo doradzi.
Ja: Nie chcę o tym mówić. Pogadamy jak się zobaczymy. A właśnie. Powiedziałeś mamie o wycieczce?
Leondre: Za raz to zrobię.
Ja: Leo! Musisz jej powiedzieć.
Leondre: Poczekaj za raz wrócę.
Ja: Ok.
Nie mam pojęcia gdzie poszedł. Eh... Nie mogę się przejmować. Postanowiłem zrobić lekcje. W końcu jeszcze szkoła się nie skończyła. Niestety...
Leo
Boże jaka nuda. Jest 8 a ja już wstałem. Gr... Na szczęście nie byłem głodny więc wziąłem z szafki laptopa. W sumie nie opłaca mi się tak rano wchodzić na FaceBooka. Wszyscy w szkole. Gdy laptop się włączył włączyłem GTA V i tak wyglądał cały mój poranek i część po południa.
Około godziny 16 dostałem na FB wiadomość. To był Charlie.
Charlie: Hej Leo. Co tam?
Ja: Hej. Może być. A tam?
Charlie: Też ok. Miałem sprawdzian z matmy ale szczerze to nie pamiętam co na nim było.
Ja: Coś się stało?
Charlie: Nie. Znaczy chyba.
Ja: Jak chyba?
Charlie: Normalnie.
Ja: Mów. Leo wysłucha. Leo pocieszy. Leo doradzi.
Charlie: Nie chcę o tym mówić. Pogadamy jak się zobaczymy. A właśnie. Powiedziałeś mamie o wycieczce?
Ja: Za raz to zrobię.
Charlie: Leo! Musisz jej powiedzieć.
Ja: Poczekaj za raz wrócę.
Charlie: Ok.
Odłożyłem laptopa i wstałem. Zacząłem kuśtykać do kuchni. Jak normalnie pokonuję tą trasę w ciągu minuty tak teraz zajęło mi to ich 5.
W kuchni zobaczyłem moją mamę krzątającą się w niej.
- Mamo?
- Leo! Powinieneś być w łóżku.
- Wiem. Ale chciałbym z Tobą porozmawiać. - powiedziałem i usiadłem na krześle. Mama zajęła miejsce obok mnie.
- O co chodzi? - zapytała z troską w głosie.
- Bo... Poznałem przez internet takiego kolegę. Tego co jak byłem w szpitalu odebrałaś od niego telefon. I on ma w przyszłym tygodniu wycieczkę klasową i przyjadą do Port Talbot. I Charlie się pyta czy mogę ich oprowadzić. Więc teraz ja się pytam o to samo.
- Leo. Posłuchaj. Możesz być na mnie zły i się wściekać, ale nie mogę Cię puścić ze złamaną nogą.
- Ale przecież to w przyszłym tygodniu.
- Wiem. Jeszcze zobaczymy co jutro lekarz powie. Jeżeli powie że możesz już wychodzić to jeszcze do tego wrócimy. Ok?
- Pewnie.
- A jeżeli mogę. Skąd jest ten Twój przyjaciel?
- Z Frampton Cotterell Bristol. A co?
- Nic. Idź już. Tylko mi się bardziej nie połam.
- Dobrze. - odpowiedziałem i skierowałem się do mojego pokoju.
Rozdział 13: (Ten nie miał nawet tytułu)
Leo
Minął tydzień. Dużo pisałem z Charlie'm. Lekarz na szczęście pozwolił mi ich oprowadzić, bo kość już się zrosła. Muszę nosić tylko szynę? Tak jakoś tak to było. Na szczęście mogę w niej chodzić. Trochę wolno, ale zawsze. Czekam już na nich pod hotelem. Nie mogę się doczekać naszego spotkania. Niby nic wielkiego, ale jednak.
Hotel, w którym się zatrzymają jest duży, jasny i nowoczesny. Jeden z ładniejszych w Port Talbot. Jednak ja wolę swoje własne łóżko niż hotele. Jest dokładnie 10. Już powinni być. Pewnie gdzieś był korek i mają opóźnienie.
Moja noga powoli zaczęła dawać się we znaki więc postanowiłem usiąść na ławce. Z kieszeni spodni wyjąłem telefon i zacząłem grać w jakąś durną grę.
- Hej Leo! - Ktoś krzyknął mi do ucha. Tym kimś okazała się Alex.
- Alex! Wystraszyłaś mnie!
- Przepraszam.
- Spoko. Ty nie w szkole?
- Jak widać nie.
- Będziesz miała kłopoty.
- Nie...
- Skoro tak uważasz... A jeżeli mogę wiedzieć po co przyszłaś?
- Myślisz, że dam Ci się szlajać bez opieki?
- Bez opieki? Na prawdę? Jakbyś nie zauważyła lada moment otoczy mnie grupa osób kończących 3 gimnazjum. Ty to nazywasz brakiem opieki? Mówisz serio?
- Tak. Martwię się o Ciebie.
- Ty też? Ludzie ile ja mam lat?! 5?!
- Nie. Ale Leo... Zostałeś pobity. Nie powiedziałeś o tym nikomu. Nie możesz tego bagatelizować.
- Alex proszę Cię... Na prawdę nie lubię o tym gadać. Tak jestem bity. Od dawna. Bardzo dawna. Ale nie jestem jedyny.
- Jesteś uparty gorzej niż osioł.
- Wiem. - Zaśmiałem się. - I możesz mi powiedzieć tak na serio po co przyszłaś?
- Mówiłam już.
- Alex. Nie uwierzę, że tylko po to. Gadaj.
- Ok. Moja przyjaciółka przyjeżdża dzisiaj na wycieczkę i chcę ją spotkać. Mają nocleg w tym hotelu.
- Jak się Twoja przyjaciółka nazywa? Bo wiesz... Z tego co wiem tylko klasa Charlie'go będzie w tym hotelu.
- Ma na imię Jesy.
- No nie gadaj?!
- Mówię serio. A co?
- To najlepsza przyjaciółka Charlie'go.
- Serio?
- No.
- W takim razie czekamy razem. - Uśmiechnęła się do mnie i dosiadła. Wyjąłem telefon i zacząłem grać w jakąś durną gierkę. Znowu
Po jakiś 2 godzinach usłyszałem głośną pracę silnika. Można było się domyślić że to autokar. Mimo to nie wstałem. Bo w sumie... To przecież może być jakaś inna wycieczka. Mogłem się przecież źle dowiedzieć i jeszcze jakaś szkoła mogła przyjechać do tego hotelu.Kątem zobaczyłem, że prawie wszyscy weszli do hotelu. Na zewnątrz zostałem tylko ja, Alex i jakieś dwa ktosie. Nagle moja przyjaciółka zerwała się i biegiem podbiegła do tej dziewczyny, która stała tam w towarzystwie jakiegoś chłopaka.
- Jesy!! - Krzyknęła i bardzo mocno ją przytuliła.
- Alex! Nie powinnaś być w szkole?
- Powinnam. Ale chciałam Cię szybciej zobaczyć i nie puściła bym Leo samego. - Tu jakże moja nieoceniona przyjaciółka pokazała na mnie palcem. Schowałem telefon do kieszeni i poszedłem w stronę, w którą przed chwilą pobiegła Al. Stałem jak głupek. Nie umiem kompletnie się w takich chwilach zachować. Widziałem, że Charlie też nie czuje się komfortowo. No, bo ludzie. Co innego gadać z kimś przez internet, a co innego na żywo. Twarzą w twarz jest ciężej.
- Boże jedyny. Ale wy nudni i sztywni jesteście. - Zaczęła Jesy. - Na prawdę żaden się nie odezwie tylko będziecie patrzyć w ziemię? Nie wiem jak było z Tobą Leo, ale Charlie ty ciągle byłeś albo zdołowany, bo się o niego martwiłeś, albo byłeś tak upierdliwy, że miałam ochotę Cię udusić. A teraz co? Nawet głupki cześć sobie nie powiecie. - Wow... Jesy jest... Emm... Otwarta. - No! Jeżeli w ciągu 10 sekund któryś nie powie chociaż cześć do drugiego oby dwóch skrzywdzę. - Spojrzałem na Charlie'go, a on na mnie i w tym samym momencie oby dwoje się zaśmialiśmy. - Eh... Alex chodź. Panienki się przy ludziach boją. - Zaśmiała się i w raz z moją przyjaciółką skierowały się do hotelu.
- Em... - Zacząłem, ale kompletnie nie umiałem się wysłowić.
- Hej. - Powiedział niepewnie mój przyjaciel. Charlie okazał się być dość wysokim blondynem o błękitnych oczach. - Jesteśmy głupki. Tyle Ci powiem. - Zaśmiał się.
- To wiem. A możesz mi powiedzieć czemu ty tak uważasz?
- Bo tyle czekaliśmy na to spotkanie, a nie umiemy się nawet przywitać. - Oby dwoje zaczęliśmy śmiać się jak opętani.
- Coś w tym jest. A teraz chodź. Wszyscy się zaraz rozpakują a ty nawet do pokoju nie dojdziesz. - Powiedziałem i oby dwoje skierowaliśmy się do jego pokoju w hotelu.
Nawet się nie spostrzegłem, a już byliśmy przed drzwiami pokoju. Zdziwiło mnie to, że nie wziął klucza. Pewnie wziął go ktoś z kim ma pokój. W środku był już jakiś chłopak. Brunet. Piwne oczy. Rysy twarzy miał dość przyjazne. Był też niższy od blondyna.
- Will to jest właśnie Leo. Leo to jest mój przyjaciel Will.
- Siema. To ty jesteś tym ktosiem przez, którego Charlie był taki upierdliwy? - Przytaknąłem. Ale on musiał być nieznośny skoro wszyscy się na niego skarżą. - To... Panie przewodniku. Co zaplanowałeś?
- Nie na pan. W szpitalu żyć mi nie dawali z tym panem. A nic ciekawego nie przygotowałem. Jakieś 2 - 3 zabytki i tyle. Jutro to samo, a po jutrze nic.
- Mi pasuje. - Uśmiechnął się tamten.
- Pro po szpitala. - Zaczął Charlie. - Będziemy musieli sobie pogadać.
- Skoro tak uważasz...
- Ja się zmywam. Widzimy się później. - Powiedział Will i się oddalił.
- Teraz gadaj. Co Ci się stało, że trafiłeś do szpitala.
- Charlie... Ja na prawdę nie lubię o tym mówić. Nawet nie za bardzo mogę.
- Leo... Jesteśmy przyjaciółmi. Może to i debilne, ale jesteś dla mnie jak młodszy brat. Na prawdę chcę wiedzieć.
- Kiedy indziej Ci opowiem. Teraz chodź. - Wstałem. On również.
Historia która miała być publikowana po Together We Can Do More
Prolog "Lost Girl"
Samotność... Smutek... Niechęć świata... Kłamstwo... To wszystko zabija nas od środka
Jak
co dzień w szkole siedziała sama. Nie była co prawda gnębiona, ale jej
życie w murach budynku nie było łatwe. Samotność doskwierała jej coraz
bardziej, zwłaszcza, gdy obserwowała jak jej rówieśnicy śmieją się w
grupach. Przeważnie samotność była jej sprzymierzeńcem, ale momentami
miała jej dość. W końcu jak długo można codziennie przez 8 godzin do
nikogo się nawet nie uśmiechnąć? Czasem musiała się odezwać. Może i nie
była bita, ale bardzo dużo osób ją wyzywało. Nie miała bladego pojęcia
czym to było spowodowane. Przecież zdecydowana większość nie zamieniła z
nią zdania. Skąd mogli wiedzieć, że nie jest osobą wartościową osobą?
No tak... Jej przeszłość... Wszyscy znają mocno okrojoną i przeinaczoną
wersję. Nikt nie chciał z nią nawet porozmawiać... Pocieszyć po tym co
przeszła. Po tym byli z nią tylko rodzice, a właściwie tylko ojciec, bo
matka oddała ją ojcu gdy miała 6 lat. Każdego kolejnego dnia bała się
coraz bardziej. Czemu? Do jej szkoły chodziły znane gwiazdy. Bars And
Melody. Na szczęście znów pojechali w trasę i trochę ich nie było, ale
lada dzień mają wrócić. Jeden chodził z nią niestety do klasy.
Wiedziała, że ma na imię Leondre Devries i właściwie nic więcej. Nawet
nie specjalnie chciała wiedzieć coś więcej. Z jego strony nigdy nie
słyszała chamskich komentarzy, ale niejednokrotnie kierował w jej stronę
kpiące uśmiechy. Nie rozumiała jak taki chłopak może pomagać innym.
Chciała mieć go za dobrego człowieka, ale nie umiała. Niby nic złego jej
nie robił, poza uśmiechami, ale też nigdy nie był zainteresowany tym
aby jej pomóc. Nie miała do niego większego żalu niż do reszty. W końcu
nie robił nic innego.
Nagle
poczuła, że ktoś potknął się o jej nogę. Wiedziała, że osoba zrobiła to
celowo. Niestety nikt nigdy nie przyznałby jej racji.
-
Pacz co robisz śmieciu - usłyszała po raz milionowy z ust jakiejś
durnej lali. W koło siebie usłyszała śmiech. Zamknęła oczy, bo poczuła
pod powiekami łzy. Objęła jeszcze mocniej rękami nogi i w dłoń wbiła
zęby. To zawsze pomagało jej się uspokoić. Oczywiście nie gryzła się do
krwi, bo po prostu nie dałaby rady, ale gdyby to było możliwe na pewno
by to robiła. Kim była? W sobie widziała nikogo... Czy taka była?
Niezupełnie. Bynajmniej nie w oczach swojej wychowawczyni i ojca.
Niestety nie wiedzieli co się dzieje w jej życiu. Ojciec chciał ją
zapisać nieraz do psychologa, ale zawsze była w stanie przekonać go do
zmiany zdania. Nie chciała żeby ktokolwiek wiedział o tym co w duchu
przeżywa. Ojciec wiedział tylko o tym co się wydarzyło w przeszłości.
Znaczy chyba. Czasem zachowywał się tak jakby nigdy nic się nie
wydarzyło. Mówił coś czego nie powinien, a ona cierpiała. Najgorsze, że
nawet on zna lekko okrojoną wersję. Co się wtedy wydarzyło wie tylko
ona. Pewnie zapytacie jak się nazywa? Kim jest? Gdzie mieszka? Melanie
Foster. Cicha, znienawidzona przez wszystkich piętnastolatka, która 4
lata temu przeżyła koszmar, który trwa do dziś. Jest niską brunetką z
oczami, które można powiedzieć, że zmieniają kolor w zależności od jej
humoru. Nie jest ani chuda, ani gruba. Ubiera się raczej przeciętnie,
ale jej styl odbiega od większości osób w jej wieku. Od 9 lat mieszka w
Port Talbot. Jedno dość istotne wydarzenie przewróci jej życie do góry
nogami.
Lost
Girl to historia dziewczyny do, której po wielu latach los postanowił
się uśmiechnąć i wynagrodzić jej wszystkie cierpienia. Wszystko stanie
się tak szybko, podczas zwykłego dnia, który zapowiadał się gorzej niż
wszystkie poprzednie. Tylko powstaje pytanie... Co zrobi z gdy gwiazdy
muzyki znów wrócą do szkoły? Jej życie stanie się gorsze? Lepsze? Czy
może się nie zmieni? Znajdzie przyjaciół, a może nieświadomie stworzy
sobie wrogów?
Rozdział 1: Konkurs w Londynie
Wstałam rano i spojrzałam na wyświetlacz mojego telefonu w celu sprawdzeniu godziny. Była 6:58. Pobudka o idealnej porze. Pełna energii wyszłam z łóżka. Po chwili cały mój entuzjazm mnie opuścił. Szkoła... Nienawidzę tego miejsca. Lekcje są spoko, może poza w-f'em, gorzej z ludźmi tam... Z nauczycielami jeszcze idzie wytrzymać, zwłaszcza będąc w moim położeniu, ale uczniowie... Zło wcielone. Zawsze myśl o nich odbiera mi chęci do dalszego funkcjonowania. Dobra Mel... Weź się w garść. Dzisiaj jest czwartek. Jeszcze dwa dni i koniec. Właśnie z taką myślą skierowałam się do szafy z ubraniami. Wyjęłam z niej luźniejsze spodnie z kwiatami, czarną koszulkę z jakimś białym nadrukiem i moją ukochaną, czarną bluzę z napisem "Suffer" i nadrukiem przedstawiającym łzawiące oko. Właściwie nie wiem za co tak ją lubię, ale jakoś tak mi się podoba. Ze wszystkim weszłam do łazienki. Ściągnęłam piżamę i ubrałam się w przygotowane rzeczy. Przed ubraniem bluzy wyjrzałam przez okno. Wygląda na to, że jest ciepło. Przewiązałam ciuch w pasie. Umyłam dokładnie zęby, rozczesałam włosy i zostawiłam je rozpuszczone. Jeden najbardziej irytujący mnie kosmyk jak zwykle opadał mi na oczy, ale zignorowałam go i wyszłam z pomieszczenia. Rozejrzałam się za telefonem. Leżał na biurku. Wzięłam go i schowałam do kieszeni. Zgarnęłam jeszcze plecak ze wszystkim rzeczami do szkoły i poszłam do salonu. Tam zastałam tatę.
- Hej. Ty jeszcze w domu? - zapytałam podejrzliwie. Była 7:25, a on jeszcze nie w pracy. Podejrzane....
- Cześć Mel. Jeszcze nie. Chciałbym z Tobą porozmawiać.
- Tak? A... Nie możemy później? Wiesz chciałabym być wcześniej w szkole. Mam dzisiaj sprawdzian z matematyki i chcę jeszcze powtórzyć.
- Przecież masz dzisiaj na 8:50. Możesz być później.
- Wiem, ale chcę się przejechać do szkoły na desce. Wiesz... Świeże powietrze jest ponoć zdrowe i w ogóle.
- No dobrze. Pogadamy jak wrócisz. Leć córcia - pocałowałam go w policzek i poszłam do przedpokoju. Tam ubrałam niebieskie, wysokie adidasy z kilkoma pomarańczowymi i białymi elementami. Gdy byłam już gotowa wzięłam spod ściany deskę i wyszłam. Westchnęłam głośno. Momentami mam już dość udawania przed ojcem bezproblemowej dziewczyny. Kurde, przecież on nie jest głupi i widzi, że coś jest nie halo. Przynajmniej jeżeli chodzi o moje oceny nie musi się martwić. Jestem w miarę dobrą uczennicą. No, ale dość rozmyślania. Czas do szkoły. Do telefonu podłączyłam słuchawki i puściłam moją play listę. Wskoczyłam na deskę i skierowałam się do szkoły.
8:00
Szkoła
W końcu dotarłam do mojego koszmaru. Szczerze mówiąc to myślałam, że trochę mniej czasu zajmie mi dojazd. Eh... Następnym razem pójdę na pieszo. Najpierw poszłam do mojej szafki. Włożyłam do niej tylko deskę i udałam się pod gabinet, w którym teraz miałam mieć lekcje. Usiadłam na moim standardowym miejscu. Przy ścianie, koło kaloryfera, pod parapetem nad którym było okno. Położyłam plecak po mojej prawej stronie i wyjęłam z niego zeszyt. Tak wiem matematyka i uczę się z zeszytu. Szok! Cóż... Mój zeszyt do nauki jest lepszy niż podręcznik. Wszystko jest ładnie podzielone. Z przodu zadania, rozwiązywane bez najmniejszego skreślenia, z tyłu informacje typu wzory i reszta wiedzy teoretycznej, w stanie idealnym. A zeszyt mam już długo. Jeżeli muszę zmienić zeszyt wszystkie informacje z tyłu lecą do niego przepisane nawet lepiej niż w poprzednim. Taka jestem. Stawiam na idealizację. Jeżeli jesteście ciekawi co mam z tego przedmiotu to 5. Miałabym 6, ale jestem zbyt... Zestresowana na sprawdzianach, że popełniam najgłupsze z najgłupszych błędów. Przykładem jest, że mylę znak dodawania z odejmowania i wychodzi kupa. Mimo wszystko nie wściekam się jakoś, bo 5 mi w zupełności starczy.
- Mel? - usłyszałam głos wypowiadający moje imię z kpiną i jakby chciał o coś zapytać. Spojrzałam na właściciela głosu. Ujrzałam Arianę Sans. Gwiazdę klasy i szkoły. - Po co się uczysz? Przecież uczysz się tylko przed...
- Sprawdzianem. Mamy go dzisiaj. Za - wyjęłam z kieszeni telefon i sprawdziłam godzinę, po czym z powrotem go schował - 20 minut.
- O kurde - powiedziała i poszła bliżej klasy gdzie zebrało się już kilka osób. Ta... Zawsze tak jest. Pewnie wyjdzie tak, że ta cała Sans poprosi kogoś, żeby wypełnił też jej arkusz. Jej mam dość chyba najbardziej. Jeżeli coś potrzebuje to jest taka słodziutka... Fałszywiec. Chociaż czasem jest to w miarę zabawne. Zwłaszcza jak w zasięgu jej wzroku pojawi się gwiazda Leondre Devires. Gdyby tylko się odwrócił od niej dłużej niż na 10 minut jestem pewna, że dostałaby ślinotoku. Co zrobisz jak nic nie zrobisz? Przeżyjesz wśród... Uczniów. Wróciłam do nauki, mimo że robiło się z każdą chwilą coraz głośniej. Sprawdzian był z liczb i wyrażeń algebraicznych. Właściwe po co się uczę? To czysta powtórka zwyczajna dla 3 gimnazjum. Może chociaż raz dostanę 6? Ta... Marne szanse... Powiem więcej. Nie zdziwię się gdy dostanę 4, bo zrobię tak głupie błędy. Moje rozmyślania przerwał dzwonek na przerwę. Z klasy wyłonili się uczniowie klasy licealnej. O nie... Wśród nich zobaczyłam Charlie'go Lenehana. Nie! To znaczy, że już wrócili. Rozejrzałam się. Nigdzie nie było młodszego z duetu. Uf... Czemu się starszym nie przejęłam? On jest jedną z niewielu osób, która mnie nie męczy. Kiedyś zdarzyło się nawet, że mi pomógł, ale tylko raz. Przerwałam rozmyślania. Wstałam, wzięłam plecak i weszłam do klasy. Usiadłam w środkowym rzędzie, w drugiej ławce, na krześle bliżej ściany, czyli bardziej po prawej. Po lewej było biurko nauczycielki, oraz naszej wychowawczyni, i okno, a po prawej jest ściana i drzwi. Lubię tu siedzieć, bo jest daleko od nauczyciela, blisko do drzwi i widzę całą tablicę. Wiem, że w pierwszej ławce byłoby lepiej, ale jakoś tak nie bardzo. Wyjęłam piórnik z plecaka, położyłam go na ławce i wróciłam do nauki. Co prawda nie wiele mi czasu zostało, ale zawsze coś. Znów dzwonek. Do klasy weszła cała reszta. Na szczęście miejsce obok mnie zawsze jest wolne. Pani zaczęła sprawdzać listę obecności. Szło jej to o wiele szybciej niż zwykle.
- Leondre Devires - cisza. - Jest?
- Nie ma - odpowiedziała wyraźnie zawiedziona Ariana. Zaczęła lecieć dalej.
- Melanie Foster.
- Jestem - odpowiedziałam jej cicho. Mimo to i tak dało się usłyszeć śmiechy. Nagle do sali wszedł zdyszany Devires.
- Przepraszam za spóźnienie - już miał iść do swojej ławki, ale zatrzymał go głos nauczycielki.
- Zaczekaj chwilkę. Usiądź do Melanie.
- Co? - zapytaliśmy na raz. Dobra może i to było dziwne, ale bez przesady! Mamy sprawdzian więc w tym wypadku to bardziej kara dla mnie niż dla niego.
- Nie co tylko już - ta... Typowy tekst pani Papyrus. Teraz się jej nie przegada. Chłopak bardzo niechętnie usiadł do mnie. Spojrzałam na niego, a on na mnie. Uśmiechnęliśmy się z wielką niechęcią. Westchnęłam i uznałam, że już nie warto dalej się uczyć dlatego schowałam zeszyt i czekałam aż pani rozda arkusze. Gdy tak się stało zaczęłam pisać.
Po lekcji
W końcu! Skończyłam pisać jakieś 10 minut temu, ale nasza wychowawczyni ma coś takiego, że kartki zbiera dopiero jak wszyscy skończą. Albo jak jest dzwonek. Tak jak teraz. Szybko włożyłam piórnik do plecaka, który następnie zapięłam i zarzuciłam na ramiona, i podeszłam do naszej pani. Oddałam jej kartkę i już miałam wyjść, ale mnie zatrzymała.
- Poczekaj chwilę Mel i ty Leondre też - dopiero teraz ogarnęłam, że stał obok mnie. - Usiądźcie. - zrobiliśmy co kazała i czekaliśmy aż wszyscy opuszczą salę. Gdy już to się stało poszła i zamknęła drzwi. - Tak więc kazałam wam zostać, bo za 3 tygodnie jest bardzo ważny konkurs a prawda jest taka, że wy jako jedyni się nadajecie.
- A jak ktoś nie chce? - zapytał.
- Nie ma, że nie chce. Z każdej szkoły może jechać na niego tylko dwóch uczniów, których wskaże nauczyciel. Tak się składa, że spośród gimnazjalistów naszej szkoły jedziecie wy.
- Nie może ktoś inny? - serio? Po co się kłóci? Nie nauczył się, że jej się nie przegada.
- Nie. Może są ludzie z lepszymi ocenami niż wy, ale lepszej wiedzy niż wy... Nie ma nikt. Dlatego za 3 tygodnie jedziecie ze mną do Londynu.
- Mogę iść?
- Tak to wszystko - wstał i już po chwili go nie było.
- Do widzenia.
- Do widzenia - odpowiedziała i dopiero wtedy wyszłam i ja. Teraz fizyka... No cóż... Zawsze mogło paść na chemię.
Długa przerwa
~***~
No cudownie! Po prostu szałowo! Nie dość, że ta głupia Papyrus wkręciła mnie na ten głupi konkurs to jeszcze muszę jechać z Foster. Świetnie! Nawet nie wiem jak ma na imię. Dobra. Leo ogarnij się to dopiero za 3 tygodnie. Wytrzymasz. Najgorsze, że do wiedzy konkursowej mi daleko i będę musiał chodzić na koło. Grrr... Jest jeszcze inne wyjście... Mógłbym się uczyć z tą dziewczyną. Nie! O czym ja w ogóle myślę!? Nikt nie ma o niej dobrego zdania. No może poza Charlie'm. On uznał, że nie można jej ocenić dopóki nie usłyszy się jej wersji wydarzeń. Prawdę mówiąc nie bardzo chciałabym usłyszeć jej wersję. No kurde. Zrobiła coś czego nikt w wieku 11 czy tam 12 lat by nie zrobił i tyle.
- A ty gdzie się tak śpieszysz? - usłyszałem głos Charlie'go.
- Na stołówkę - rozejrzałem się. Kurde. Nie myślałem, że tak szybko tu dotrę. - Nieważne.
- Chodź - usiedliśmy do pierwszego lepszego stolika. - Co taki zły?
- Pani Papyrus wkręciła mnie w jakiś konkurs.
- No to fajnie chyba.
- Nie.
- Co złego jest w konkursach z matmy? Przecież ją lubisz.
- Niby tak, ale nie dość, że muszę się tłuc do Londynu to jeszcze taka jedna dziewczyna z mojej klasy jedzie.
- Która?
- Foster.
- Melanie?
- Skąd mam wiedzieć jak się nazywa.
- To na pewno Melanie. Ona jedyna się jeszcze nadaje. Nie będzie źle. Nie jesteście najgorsi.
- Czy ty w ogóle siebie słyszysz? Muszę za 3 tygodnie tłuc się do Londynu z Papyrus i Foster, a w dodatku przed tym muszę chodzić na te całe koło matematyczne - zaczął się śmiać. - Dzięki za wsparcie.
- Oj nie obrażaj się - zobaczyłem, że do nas dosiada się Chloe. Dziewczyna Charlie'go.
- Na co masz się obrazić?
- Za brak wsparcia w przyjacielu - zrobiła wielkie oczy.
- Mogę wiedzieć co was ugryzło?
- Oj, bo Leo się wścieka, że jego wychowawczyni wpakowała go na ten cały konkurs z matmy co jest za 3 tygodnie w Londynie i ma też jechać Melanie.
- Serio jedzie? - kiwnęliśmy głowami. - To świetnie. Będę miała okazję z nią pogadać.
- Też jedziesz? - zapytał z lekkim niedowierzaniem Charls.
- No. Jego wychowawczyni mnie wybrała - zaśmiała się i pocałowała blondyna w polik. - Mel! Możesz podejść na chwilę?! - zawołała. Świetnie... Ta pokraka tu idzie.
- Tak?
- Słyszałam, że ty i Leo jedziecie na ten cały konkurs w Londynie - kiwnęła niepewnie głową. - Jak myślisz będziesz bardzo zajęta podczas drogi?
- Em... Raczej chyba nie. Pewnie będę sobie powtarzać.
- Pozwolisz, że Ci poprzeszkadzam?
- Skoro się nie boisz, że zaczął Cię traktować jak mnie to ok.
- Chcesz usiąść z nami? - spojrzałem na przyjaciela wzrokiem, który mógłby zabić. Po co o jej to proponuje?!
- Wybaczcie, ale nie. Wolę samotność - uśmiechnęła się niemrawo i odeszła do jedynego pustego stolika.
- Mógłbyś chociaż spróbować być miły - zauważyła blondynka.
- To nie boli ani się od tego nie umiera - dodał jej chłopak.
- Po co?
- Po to, że kiedyś miałeś podobnie - oboje trafili w mój czuły punkt...
Rozdział 2: Ludzka znieczulica
Rozdział 1: Konkurs w Londynie
Są ludzie, których oceniamy nie znając ich wersji wydarzeń... Nie wiemy co wtedy czują i przez to kim są nie chcemy wiedzieć..
Wstałam rano i spojrzałam na wyświetlacz mojego telefonu w celu sprawdzeniu godziny. Była 6:58. Pobudka o idealnej porze. Pełna energii wyszłam z łóżka. Po chwili cały mój entuzjazm mnie opuścił. Szkoła... Nienawidzę tego miejsca. Lekcje są spoko, może poza w-f'em, gorzej z ludźmi tam... Z nauczycielami jeszcze idzie wytrzymać, zwłaszcza będąc w moim położeniu, ale uczniowie... Zło wcielone. Zawsze myśl o nich odbiera mi chęci do dalszego funkcjonowania. Dobra Mel... Weź się w garść. Dzisiaj jest czwartek. Jeszcze dwa dni i koniec. Właśnie z taką myślą skierowałam się do szafy z ubraniami. Wyjęłam z niej luźniejsze spodnie z kwiatami, czarną koszulkę z jakimś białym nadrukiem i moją ukochaną, czarną bluzę z napisem "Suffer" i nadrukiem przedstawiającym łzawiące oko. Właściwie nie wiem za co tak ją lubię, ale jakoś tak mi się podoba. Ze wszystkim weszłam do łazienki. Ściągnęłam piżamę i ubrałam się w przygotowane rzeczy. Przed ubraniem bluzy wyjrzałam przez okno. Wygląda na to, że jest ciepło. Przewiązałam ciuch w pasie. Umyłam dokładnie zęby, rozczesałam włosy i zostawiłam je rozpuszczone. Jeden najbardziej irytujący mnie kosmyk jak zwykle opadał mi na oczy, ale zignorowałam go i wyszłam z pomieszczenia. Rozejrzałam się za telefonem. Leżał na biurku. Wzięłam go i schowałam do kieszeni. Zgarnęłam jeszcze plecak ze wszystkim rzeczami do szkoły i poszłam do salonu. Tam zastałam tatę.
- Hej. Ty jeszcze w domu? - zapytałam podejrzliwie. Była 7:25, a on jeszcze nie w pracy. Podejrzane....
- Cześć Mel. Jeszcze nie. Chciałbym z Tobą porozmawiać.
- Tak? A... Nie możemy później? Wiesz chciałabym być wcześniej w szkole. Mam dzisiaj sprawdzian z matematyki i chcę jeszcze powtórzyć.
- Przecież masz dzisiaj na 8:50. Możesz być później.
- Wiem, ale chcę się przejechać do szkoły na desce. Wiesz... Świeże powietrze jest ponoć zdrowe i w ogóle.
- No dobrze. Pogadamy jak wrócisz. Leć córcia - pocałowałam go w policzek i poszłam do przedpokoju. Tam ubrałam niebieskie, wysokie adidasy z kilkoma pomarańczowymi i białymi elementami. Gdy byłam już gotowa wzięłam spod ściany deskę i wyszłam. Westchnęłam głośno. Momentami mam już dość udawania przed ojcem bezproblemowej dziewczyny. Kurde, przecież on nie jest głupi i widzi, że coś jest nie halo. Przynajmniej jeżeli chodzi o moje oceny nie musi się martwić. Jestem w miarę dobrą uczennicą. No, ale dość rozmyślania. Czas do szkoły. Do telefonu podłączyłam słuchawki i puściłam moją play listę. Wskoczyłam na deskę i skierowałam się do szkoły.
8:00
Szkoła
W końcu dotarłam do mojego koszmaru. Szczerze mówiąc to myślałam, że trochę mniej czasu zajmie mi dojazd. Eh... Następnym razem pójdę na pieszo. Najpierw poszłam do mojej szafki. Włożyłam do niej tylko deskę i udałam się pod gabinet, w którym teraz miałam mieć lekcje. Usiadłam na moim standardowym miejscu. Przy ścianie, koło kaloryfera, pod parapetem nad którym było okno. Położyłam plecak po mojej prawej stronie i wyjęłam z niego zeszyt. Tak wiem matematyka i uczę się z zeszytu. Szok! Cóż... Mój zeszyt do nauki jest lepszy niż podręcznik. Wszystko jest ładnie podzielone. Z przodu zadania, rozwiązywane bez najmniejszego skreślenia, z tyłu informacje typu wzory i reszta wiedzy teoretycznej, w stanie idealnym. A zeszyt mam już długo. Jeżeli muszę zmienić zeszyt wszystkie informacje z tyłu lecą do niego przepisane nawet lepiej niż w poprzednim. Taka jestem. Stawiam na idealizację. Jeżeli jesteście ciekawi co mam z tego przedmiotu to 5. Miałabym 6, ale jestem zbyt... Zestresowana na sprawdzianach, że popełniam najgłupsze z najgłupszych błędów. Przykładem jest, że mylę znak dodawania z odejmowania i wychodzi kupa. Mimo wszystko nie wściekam się jakoś, bo 5 mi w zupełności starczy.
- Mel? - usłyszałam głos wypowiadający moje imię z kpiną i jakby chciał o coś zapytać. Spojrzałam na właściciela głosu. Ujrzałam Arianę Sans. Gwiazdę klasy i szkoły. - Po co się uczysz? Przecież uczysz się tylko przed...
- Sprawdzianem. Mamy go dzisiaj. Za - wyjęłam z kieszeni telefon i sprawdziłam godzinę, po czym z powrotem go schował - 20 minut.
- O kurde - powiedziała i poszła bliżej klasy gdzie zebrało się już kilka osób. Ta... Zawsze tak jest. Pewnie wyjdzie tak, że ta cała Sans poprosi kogoś, żeby wypełnił też jej arkusz. Jej mam dość chyba najbardziej. Jeżeli coś potrzebuje to jest taka słodziutka... Fałszywiec. Chociaż czasem jest to w miarę zabawne. Zwłaszcza jak w zasięgu jej wzroku pojawi się gwiazda Leondre Devires. Gdyby tylko się odwrócił od niej dłużej niż na 10 minut jestem pewna, że dostałaby ślinotoku. Co zrobisz jak nic nie zrobisz? Przeżyjesz wśród... Uczniów. Wróciłam do nauki, mimo że robiło się z każdą chwilą coraz głośniej. Sprawdzian był z liczb i wyrażeń algebraicznych. Właściwe po co się uczę? To czysta powtórka zwyczajna dla 3 gimnazjum. Może chociaż raz dostanę 6? Ta... Marne szanse... Powiem więcej. Nie zdziwię się gdy dostanę 4, bo zrobię tak głupie błędy. Moje rozmyślania przerwał dzwonek na przerwę. Z klasy wyłonili się uczniowie klasy licealnej. O nie... Wśród nich zobaczyłam Charlie'go Lenehana. Nie! To znaczy, że już wrócili. Rozejrzałam się. Nigdzie nie było młodszego z duetu. Uf... Czemu się starszym nie przejęłam? On jest jedną z niewielu osób, która mnie nie męczy. Kiedyś zdarzyło się nawet, że mi pomógł, ale tylko raz. Przerwałam rozmyślania. Wstałam, wzięłam plecak i weszłam do klasy. Usiadłam w środkowym rzędzie, w drugiej ławce, na krześle bliżej ściany, czyli bardziej po prawej. Po lewej było biurko nauczycielki, oraz naszej wychowawczyni, i okno, a po prawej jest ściana i drzwi. Lubię tu siedzieć, bo jest daleko od nauczyciela, blisko do drzwi i widzę całą tablicę. Wiem, że w pierwszej ławce byłoby lepiej, ale jakoś tak nie bardzo. Wyjęłam piórnik z plecaka, położyłam go na ławce i wróciłam do nauki. Co prawda nie wiele mi czasu zostało, ale zawsze coś. Znów dzwonek. Do klasy weszła cała reszta. Na szczęście miejsce obok mnie zawsze jest wolne. Pani zaczęła sprawdzać listę obecności. Szło jej to o wiele szybciej niż zwykle.
- Leondre Devires - cisza. - Jest?
- Nie ma - odpowiedziała wyraźnie zawiedziona Ariana. Zaczęła lecieć dalej.
- Melanie Foster.
- Jestem - odpowiedziałam jej cicho. Mimo to i tak dało się usłyszeć śmiechy. Nagle do sali wszedł zdyszany Devires.
- Przepraszam za spóźnienie - już miał iść do swojej ławki, ale zatrzymał go głos nauczycielki.
- Zaczekaj chwilkę. Usiądź do Melanie.
- Co? - zapytaliśmy na raz. Dobra może i to było dziwne, ale bez przesady! Mamy sprawdzian więc w tym wypadku to bardziej kara dla mnie niż dla niego.
- Nie co tylko już - ta... Typowy tekst pani Papyrus. Teraz się jej nie przegada. Chłopak bardzo niechętnie usiadł do mnie. Spojrzałam na niego, a on na mnie. Uśmiechnęliśmy się z wielką niechęcią. Westchnęłam i uznałam, że już nie warto dalej się uczyć dlatego schowałam zeszyt i czekałam aż pani rozda arkusze. Gdy tak się stało zaczęłam pisać.
Po lekcji
W końcu! Skończyłam pisać jakieś 10 minut temu, ale nasza wychowawczyni ma coś takiego, że kartki zbiera dopiero jak wszyscy skończą. Albo jak jest dzwonek. Tak jak teraz. Szybko włożyłam piórnik do plecaka, który następnie zapięłam i zarzuciłam na ramiona, i podeszłam do naszej pani. Oddałam jej kartkę i już miałam wyjść, ale mnie zatrzymała.
- Poczekaj chwilę Mel i ty Leondre też - dopiero teraz ogarnęłam, że stał obok mnie. - Usiądźcie. - zrobiliśmy co kazała i czekaliśmy aż wszyscy opuszczą salę. Gdy już to się stało poszła i zamknęła drzwi. - Tak więc kazałam wam zostać, bo za 3 tygodnie jest bardzo ważny konkurs a prawda jest taka, że wy jako jedyni się nadajecie.
- A jak ktoś nie chce? - zapytał.
- Nie ma, że nie chce. Z każdej szkoły może jechać na niego tylko dwóch uczniów, których wskaże nauczyciel. Tak się składa, że spośród gimnazjalistów naszej szkoły jedziecie wy.
- Nie może ktoś inny? - serio? Po co się kłóci? Nie nauczył się, że jej się nie przegada.
- Nie. Może są ludzie z lepszymi ocenami niż wy, ale lepszej wiedzy niż wy... Nie ma nikt. Dlatego za 3 tygodnie jedziecie ze mną do Londynu.
- Mogę iść?
- Tak to wszystko - wstał i już po chwili go nie było.
- Do widzenia.
- Do widzenia - odpowiedziała i dopiero wtedy wyszłam i ja. Teraz fizyka... No cóż... Zawsze mogło paść na chemię.
Długa przerwa
~***~
No cudownie! Po prostu szałowo! Nie dość, że ta głupia Papyrus wkręciła mnie na ten głupi konkurs to jeszcze muszę jechać z Foster. Świetnie! Nawet nie wiem jak ma na imię. Dobra. Leo ogarnij się to dopiero za 3 tygodnie. Wytrzymasz. Najgorsze, że do wiedzy konkursowej mi daleko i będę musiał chodzić na koło. Grrr... Jest jeszcze inne wyjście... Mógłbym się uczyć z tą dziewczyną. Nie! O czym ja w ogóle myślę!? Nikt nie ma o niej dobrego zdania. No może poza Charlie'm. On uznał, że nie można jej ocenić dopóki nie usłyszy się jej wersji wydarzeń. Prawdę mówiąc nie bardzo chciałabym usłyszeć jej wersję. No kurde. Zrobiła coś czego nikt w wieku 11 czy tam 12 lat by nie zrobił i tyle.
- A ty gdzie się tak śpieszysz? - usłyszałem głos Charlie'go.
- Na stołówkę - rozejrzałem się. Kurde. Nie myślałem, że tak szybko tu dotrę. - Nieważne.
- Chodź - usiedliśmy do pierwszego lepszego stolika. - Co taki zły?
- Pani Papyrus wkręciła mnie w jakiś konkurs.
- No to fajnie chyba.
- Nie.
- Co złego jest w konkursach z matmy? Przecież ją lubisz.
- Niby tak, ale nie dość, że muszę się tłuc do Londynu to jeszcze taka jedna dziewczyna z mojej klasy jedzie.
- Która?
- Foster.
- Melanie?
- Skąd mam wiedzieć jak się nazywa.
- To na pewno Melanie. Ona jedyna się jeszcze nadaje. Nie będzie źle. Nie jesteście najgorsi.
- Czy ty w ogóle siebie słyszysz? Muszę za 3 tygodnie tłuc się do Londynu z Papyrus i Foster, a w dodatku przed tym muszę chodzić na te całe koło matematyczne - zaczął się śmiać. - Dzięki za wsparcie.
- Oj nie obrażaj się - zobaczyłem, że do nas dosiada się Chloe. Dziewczyna Charlie'go.
- Na co masz się obrazić?
- Za brak wsparcia w przyjacielu - zrobiła wielkie oczy.
- Mogę wiedzieć co was ugryzło?
- Oj, bo Leo się wścieka, że jego wychowawczyni wpakowała go na ten cały konkurs z matmy co jest za 3 tygodnie w Londynie i ma też jechać Melanie.
- Serio jedzie? - kiwnęliśmy głowami. - To świetnie. Będę miała okazję z nią pogadać.
- Też jedziesz? - zapytał z lekkim niedowierzaniem Charls.
- No. Jego wychowawczyni mnie wybrała - zaśmiała się i pocałowała blondyna w polik. - Mel! Możesz podejść na chwilę?! - zawołała. Świetnie... Ta pokraka tu idzie.
- Tak?
- Słyszałam, że ty i Leo jedziecie na ten cały konkurs w Londynie - kiwnęła niepewnie głową. - Jak myślisz będziesz bardzo zajęta podczas drogi?
- Em... Raczej chyba nie. Pewnie będę sobie powtarzać.
- Pozwolisz, że Ci poprzeszkadzam?
- Skoro się nie boisz, że zaczął Cię traktować jak mnie to ok.
- Chcesz usiąść z nami? - spojrzałem na przyjaciela wzrokiem, który mógłby zabić. Po co o jej to proponuje?!
- Wybaczcie, ale nie. Wolę samotność - uśmiechnęła się niemrawo i odeszła do jedynego pustego stolika.
- Mógłbyś chociaż spróbować być miły - zauważyła blondynka.
- To nie boli ani się od tego nie umiera - dodał jej chłopak.
- Po co?
- Po to, że kiedyś miałeś podobnie - oboje trafili w mój czuły punkt...
Rozdział 2: Ludzka znieczulica
W
dzisiejszych czasach ludzka znieczulica jest straszna... Na szczęście
ostali się ludzie, którzy pomogą nam choćbyśmy byli dla nich obcy...
Po lekcjach
~***~
O
15 lekcje się skończyły. Niestety... Chcąc mieć trochę spokoju po
drodze musiałam poczekać te 20 minut i teraz mogę iść. Najpierw poszłam
do szafki i wyjęłam z niej deskę, a dopiero później opuściłam budynek.
Zastanawiałam się, którą drogą wrócę najszybciej. Teoretycznie powinna
to być ta, którą do szkoły przyjechałam, ale będąc w szkole ogarnęłam,
że jechałam trochę okrężną drogą. Już wiem! Najszybciej będzie przez
pobliski park. Pewnie będzie tam pełno ludzi. Trudno. Chcę już tylko
wrócić do domu. Tym razem bez puszczania muzyki wskoczyłam na deskę i
zaczęłam kierować się w wyznaczonym kierunku. Podziwiałam przy okazji
krajobraz. Jakoś wcześniej nigdy nie było okazji. Przyznam, że nie jest
tu najgorzej. Co prawda wolałam mieszkać w Bristolu, ale nie ma co
narzekać. Chociaż w sumie... Tu wydarzyło się zbyt wiele... Gorzej
trafić już raczej nie mogłam.
Tak
sobie jadąc na słupie zobaczyłam jakiś plakat i zaczęłam czytać. Było
coś o koncercie Bars And Melody. W tę sobotę. Wzdrygnęłam się. Weszłam z
powrotem na deskę i ruszyłam. Po chwili dotarłam do parku. Nie myliłam
się... Było dużo ludzi. Głównie z mojej szkoły. Wśród nich zobaczyłam
moją klasę. Cudownie! Proszę, błagam niech uda mi się ich ominąć.
Proszę! Będąc obok nich usłyszałam ciche śmiechy. Do tego przywykłam.
Najważniejsze, że nikt mnie nie przewrócił ani nic takiego. Nagle
poczułam jak na kogoś wpadam. No super! Zderzenie było na tyle silne, że
spadłam z deski i wyrżnęłam tyłem głowy o betonową ścieżkę w parku.
Aua... Będzie guz. Gdy ból trochę się zmniejszył podniosłam wzrok na
osobę, z którą się zderzyłam. Wpadłam w szok. Świetnie! To Devries.
Praktycznie od razu wstałam. W moich oczach zebrały się łzy. Nawet nie
wiem dlaczego. Podniosłam deskę i znów na niego spojrzałam.
-
Przepraszam - wyszeptałam cicho słysząc śmiech wszystkich w okół i
odbiegłam tak szybko jak tylko umiałam. No to jutro mam przerąbane 3
razy bardziej. Ugh... Tak bardzo chciałabym zniknąć... Wyjechać...
Znaleźć się jak najdalej tych ludzi... Oceniają mnie, a nie znają
prawdy... Gdybym tylko wtedy nie pokłóciła się z tatą... Nic by się
pewnie nie stało. Po chwili byłam już kawałek od parku i znów na kogoś
wpadłam. Byłam bliska załamania zwłaszcza, że znowu upadłam.
- Nic Ci nie jest? - usłyszałam głos Chloe - dziewczyny Charlie'go. Pomogła mi wstać.
- Chyba nic.
- Co się stało.
- Nic. Wszystko jest w porządku - starałam się wymusić uśmiech.
- Zaraz... Co tu masz? - wskazała na mój polik. - Obróć mi się? - zrobiłam to o co prosiła. - Coś ty Mel zrobiła? Choć.
- Gdzie?
- Do mnie do domu. Masz chyba się w coś walnęłaś bo leci Ci krew - miodnie.
- Dam radę Chloe. Tata na mnie czeka.
-
Trudno. Idziemy - pociągnęła mnie za rękę jak mniemam w kierunku
swojego domu. No świetnie. Przynajmniej tyle dobrego, że mojego taty
pewnie nie ma...
W domu Chloe
Muszę
przyznać, że blondynka mieszka stosunkowo blisko mnie. Mam nadzieję, że
ani dzisiaj, ani jutro, ani nigdy się o tym nie dowie. Wiem, że
chciałaby nawiązać ze mną jakąś relację, ale... Przyjaźnie nie są dla
mnie. Owszem... Fajnie byłoby mieć kogoś z kim można pogadać o
wszystkim, ale tak na dłuższą metę to musi być uciążliwe.
Dziewczyna zaprowadziła mnie do swojego pokoju. Przyznam, że był całkiem ładny. Morskie ściany, białe meble, porozwieszane obrazy, zdjęcia w ramkach... Całkiem przyjemnie. Weszła do łazienki i po chwili wyszła z niej, z apteczką w ręku.
- Zabierz włosy.
- Daj spokój Chloe... Nic mi nie jest - upierałam się jednocześnie robiąc co kazała.
- Ta! Nic Ci nie jest. A to mi z górnej części karku leci krew - powiedziała sarkastycznie dezynfekując ranę. - Coś ty sobie zrobiła?
- Wywaliłam się i walnęłam tyłem głowy o drogę w parku.
- Jakim cudem to zrobiłaś? Przecież droga jest prosta.
- Wpadłam na Leondre.
- Pomógł Ci?
- Nie.
- Co za głąb...
- Chloe nie czepiaj się go. W okół byli ludzie ze szkoły. Gdyby mi pomógł zbłaźniłby się.
- To go nie usprawiedliwia. Powinien Ci pomóc. Też jesteś człowiekiem.
- Ta... Dla nich od lat nie jestem. Najzabawniejsze, że powoli zaczynam wierzyć w ich wersję wydarzeń.
- Nie możesz Mel. Tylko ty znasz prawdę. Powinnaś coś z tym zrobić.
- Niby co? Ogłosić całej szkole prawdę? I tak mi nie uwierzą.
- Ja i Charlie byśmy Ci uwierzyli. Zdajemy sobie sprawę z tego, że jedyną osobą, która wie co się wtedy wydarzyło jesteś ty.
- Tylko wy.
- Mel nie powinnaś tak myśleć.
- Chloe prawda jest taka, że nikt by mi nie uwierzył. Nie ma dowodów na moją wersję.
- A jaka ona jest?
- Wybacz, ale... Nie jestem w stanie o tym mówić - spuściłam głowę. Dziewczyna nakleiła mi plaster na ranę i mnie przytuliła. Tak dawno nikt tego nie robił...
- Nie będę naciskać. Mimo wszystko wiedz, że możesz mi powiedzieć o wszystkim. Jestem po Twojej stronie.
- Nie boisz się?
- Czego?
- Tego co inni powiedzą.
- Mam ich gdzieś. Niech sobie myślą co chcą - uśmiechnęłam się do niej. Po raz pierwszy od kilku lat zrobiłam to szczerze.
- Em... Dziękuję Ci.
- Nie ma za co - odwzajemniła uśmiech.
- Teraz wybacz, ale muszę iść do domu.
- Pewnie - wstałam. Wzięłam z podłogi deskę i wyszłam. Cały czas miałam w brzuchu dziwne uczucie. Nie sądziłam, że po tym wszystkim ktoś może mieć do mnie dobre nastawienie. To... Jest naprawdę dziwne i niewyjaśnione. Chyba nie chcę żeby było inne. Chciałabym jej zaufać, ale... Nie umiem. Ludzie... Za bardzo mnie skrzywdzili. Mimo wszystko fajnie wiedzieć, że jest osoba, w której znajdziesz swoją podporę.
Całą drogę przeszłam z uśmiechem na twarzy. U mnie to normalnie święto. Będąc pod drzwiami domu wzięłam głęboki oddech. Chwyciłam klamkę i weszłam. Odłożyłam deskę i zdjęłam buty.
- Cześć tato! - zawołam gdyż miałam pewność, że już wrócił. Trochę jednak u Chloe posiedziałam.
- Cześć Mel - odparł gdy wchodziłam do salonu. Siedział na kanapie i oglądał jakąś powtórkę meczu w telewizji. - Gdzie byłaś?
- Rozmawiałam z koleżanką i tak jakoś zeszło.
- Miło słyszeć, że w końcu zagadałaś się z koleżanką. Powinnaś trochę odpocząć od szkoły. Masz bardzo dobre oceny, przydałoby Ci się wolne.
- Skoro tak mówisz... - odpowiedziałam niechętnie. Prawda jest taka, że ja nawet jak mam wolne czytam, albo się uczę. Usiadłam koło niego. Nie znam się na sporcie, ale lubię mu towarzyszyć. - Właśnie! Za 3 tygodnie w Londynie odbywa się konkurs z matematyki.
- Oczywiście, że możesz pojechać - zaśmiałam się.
- Nie masz za wiele w tej kwestii do powiedzenia. Jest on tak ważny, że z każdej szkoły może jechać tylko dwóch uczniów wskazanych przez nauczyciela.
- No to gratulacje - objął mnie. Wie, że nie lubię jak się mnie przytula... Po chwili zabrał rękę.
- Nie wiem szczerze mówiąc czy jest czego. Nie mam aż takiej rozbudowanej wiedzy.
- Mel... Uwierz w siebie. Masz ogromną wiedzę tylko czasem za bardzo się stresujesz. Spróbuj myśleć pozytywniej - zaśmiał się.
- Tylko to nie jest takie proste.
- Kochanie wiem, że nie jest, ale wierzę, że sobie poradzisz. I właśnie o tym chciałem z Tobą porozmawiać.
- Psycholog?
- Tak. Wiem, że coś jest nie tak. Czuję to. Melanie daj sobie pomóc. Minęły 4 lata, a ty dalej tym żyjesz.
- Nic mi nie jest tato. Dałam sobie z tym radę. Po prostu od czasu do czasu miewam gorsze dni i to wszystko. Naprawdę nic mi nie jest. Lekko nie jest, ale nie musisz się martwić. Nie jest źle. Uwierz mi - uśmiechnęłam się do niego.
- Mel... Spotkaj się z nią i chociaż porozmawiaj.
- Po co? Ja takiej potrzeby nie widzę. Zaufaj mi. Czy kiedyś Cię zawiodłam? - ten tekst to taka moja broń końcowa.
- No nie. Dobrze. Tylko uważaj, bo wrócimy do tej rozmowy.
- Okey - uśmiechnęłam się do niego. - Co oglądasz? - zapytałam, a on zaczął mi opowiadać jaki to ten mecz jest fascynujący. Może nie zrozumiałam z jego wywodu najwięcej, ale tak się cieszy gdy może mi to wszystko opowiadać, że sama robię się szczęśliwa. Tak zszedł mi właściwie cały dzień. Koło 22 tata poszedł spać, a ja robić lekcje. Typowo. Położyłam się gdzieś po 2. Jest piątek. Czyli na 9:45 do szkoły. Jak miło... Dłużej bez tych wszystkich ludzi...
~***~
W tym samym czasie
Szedłem sobie spokojnie do znajomych gdy poczułem, że ktoś na mnie wpada. Nie powiem, że było ono lekkie, ale moja umiejętność utrzymywania równowagi jest nie najgorsza. Zaraz, zaraz. Świetnie... To ta cała Foster... Egh... Podniosła na mnie wzrok i wpadła w szok. Szybko się podniosła, wzięła swoje rzeczy i znów na mnie spojrzała.
- Przepraszam - wyszeptała bardzo cicho i uciekła. W okół było głośno od śmiechów wszystkich. Ma na co zasłużyła. Sama tego chciała. Kątem oka zobaczyłem telefon w miejscu gdzie przed chwilą leżała. Westchnąłem i podniosłem go. Schowałem do kieszeni. W sumie mógłbym go tu zostawić, ale na tyle chamski nie jestem. Wiem, że teraz bez telefonu ludzie nie umieją żyć. Podszedłem do reszty i przywitałem się z Ivanem, Bryanem, Deanem, Sethem, Mary, Clarie, Van i Brie. Uf... Dzięki bogu! Co? Nie ma Ariany. Mam jej już dość. Klei się do mnie na każdym kroku i myśli, że tego nie widzę. Uważa, że skoro ma lepsze ciuchy może wszystkich rozstawiać po kątach. Każdy ma jej dość. Tylko po mnie to widać, bo tylko mnie nie jest w stanie nic zrobić.
- Leoś! - usłyszałem jak ktoś się drze. To był ten irytujący piskliwy głosik.
- Czy to...
- Tak - odpowiedziała nie czekając na koniec pytania Brie. Ją ta lala chyba wkurza bardziej niż mnie. Nie dziwota. Ariana ma swoją "świtę". Należą do niej Charlotte i Nikki. Ta druga to siostra bliźniaczka Brie. Ta żmija Ariana tak je skłóciła, że jedna mieszka z ojcem, a druga z matką. Cóż... Na życie z ojcem trafiła Brie. Współczuję jej. Jest dziewczyną, a wiadomo, że lepiej byłoby jej z matką, bo tata nie doradzi we wszystkim. Przyjaźnię się z nią ogólnie już 4 lata. Jesteśmy niczym rodzeństwo. Moja mama też bardzo ją polubiła. Czasem mam wrażenie, że aż za bardzo.
Poczułem jak ktoś wiesza mi się na szyję. Cudownie!
- Leoś... Tak bardzo się stęskniłam - wyznała całując mnie w polik. Może i jej nie lubię, ale też jest człowiekiem i nie mogę jej źle traktować. Usłyszałem cichy chichot znajomych. Wszystkich zmroziłem wzrokiem. Odwróciłem się do dziewczyny.
- Cześć Ari. Fajnie, że przyszłaś. Kto Cię zaprosił?
- Nikt. Kto jak kto, ale ja nie potrzebuję zaproszenia. Przechodziłam tędy, zobaczyłam Cię i postanowiłam podejść.
- To świetnie. Co tu robisz? Zwykle szlajasz się... Znaczy chodzisz bardziej po centrum.
- No wiem. Dzisiaj jakoś tak chciałam przejść się po świeżym powietrzu. Chcesz iść z nami? - spojrzałem błagalnym wzrokiem na ekipę. Chłopaki prawie płakali ze śmiechu. Mary, Clarie i Brie też. Van podeszła bliżej nas.
- Wiesz Ari... Leo chciał się z nami spotkać, ale wszyscy widzimy jak Ci zależy żeby poszedł z Tobą. Ten jeden raz weź go sobie - spojrzałem na nią z wyrzutem.
- Widzisz! Twoi znajomi się nie obrażą. Idziemy - cała w skowronkach pociągnęła mnie w stronę jeziora, które było w środku parku. Zabiję ich... Nie żeby Ariana była brzydka. Wręcz przeciwnie. Jest piękna, a nawet przepiękna. Długie blond włosy, duże błękitne oczy, nienaganna cera, nie chodzi z toną tapety na twarzy, długie nogi i figura, której niejedna dziewczyna zazdrościła. Można powiedzieć marzenie nie dziewczyna. Cóż... Nie jest w moim typie. Jednak wygląd to nie wszystko liczy się przede wszystkim to co ma się w głowie. Ariana... Na pewno coś tam ma, ale raczej nie jest tego wiele. - Pięknie tu... Prawda? - przemówiła jakby głosem innej osoby.
- Bardzo.
- Wiem, że Cię momentami wkurzam Leo, ale jesteś jedyną osobą, która spędza ze mną czas bez przymusu - zaraz! Co?! Nie znałem jej nigdy od takiej strony. Jak to możliwe, że w jednym człowieku jest tak wiele odsłon.
- Ej... Nie mów tak A Charlotte i Nikki.
- Wszyscy wiedzą, że zadają się ze mną przez to kim jest mój ojciec.
- Czemu mi to mówisz?
- Bo nawet jeżeli nie chcesz to jesteś moim jedynym przyjacielem.
- Dziwisz się? Nie obraź się, ale jesteś osobą podłą o strasznym charakterze.
- Prawda jest taka, że każdy jest.
- Jak?
- A co robimy Melanie Foster?
- Ona ma na co zasłużyła.
- Jak wielką masz na to pewność?
- Stu procentową.
- To jesteś w takim razie osobą gorszą ode mnie.
- Nie.
- Tak. Ja czasem zastanawiam się, czy to co my o niej wiemy to prawda. Nikt nie odważył się po tym jej wesprzeć.
- Skoro tak uważasz to czemu ty tego nie zrobiłaś?
- Wiem jak to jest być dręczonym i nie chciałam żeby robili to ponownie - spojrzała na złoty zegarek widniejący na jej nadgarstku. - Wybacz, ale muszę już iść. Dziękuję za spacer.
- Nie ma za co - uśmiechnęła się.
- Dziewczyny! Idziemy! - znów przybrała maskę wrednej żmii i wraz z "przyjaciółkami" odeszła. Nagle jakby spod ziemi wyrosła przede mną Chloe.
- Cześć - przywitałem się z nią. Była wyraźnie wściekła.
- Tylko bez takich. Ciesz się, że nie wzięłam ze sobą Charlie'go, bo miałbyś przerąbane.
- O co chodzi?
- A jakiś czas temu nie wpadła na Ciebie przypadkiem Mel?
- No i co z tego?
- Zasady dobrego wychowania mówią, że należy pomagać drugiej osobie. A ty co? Aż tak bardzo ta cała sława Cię zmieniła? Leondre ktoś powinien przypomnieć Ci Twoją przeszłość.
- Ona ma na co zasłużyła! Nikt jej nie kazał tego robić!
- Nie znasz prawdy! Pytałeś się jej co się wtedy wydarzyło? Nie uważasz, że plotki to nie najlepsze źródło informacji? Ogarnij się, bo ja mam już Ciebie dość, a wiesz, że jestem dużo bardziej tolerancyjna niż Charlie - rzuciła mi ostatnie jadowite spojrzenie i odeszła. No świetnie... Nie miałem już najmniejszej ochoty na widywanie się z ludźmi więc wróciłem do domu. Na szczęście mama jeszcze w pracy, a Tily na wycieczce. Mam święty spokój. Reszta dnia zeszła mi na odrabianiu lekcji. Przebierając się w piżamę przypomniałem sobie o telefonie Foster. Świetnie. Będzie trzeba go jej oddać...
Rozdział 3: Zmiana
~***~
Dziewczyna zaprowadziła mnie do swojego pokoju. Przyznam, że był całkiem ładny. Morskie ściany, białe meble, porozwieszane obrazy, zdjęcia w ramkach... Całkiem przyjemnie. Weszła do łazienki i po chwili wyszła z niej, z apteczką w ręku.
- Zabierz włosy.
- Daj spokój Chloe... Nic mi nie jest - upierałam się jednocześnie robiąc co kazała.
- Ta! Nic Ci nie jest. A to mi z górnej części karku leci krew - powiedziała sarkastycznie dezynfekując ranę. - Coś ty sobie zrobiła?
- Wywaliłam się i walnęłam tyłem głowy o drogę w parku.
- Jakim cudem to zrobiłaś? Przecież droga jest prosta.
- Wpadłam na Leondre.
- Pomógł Ci?
- Nie.
- Co za głąb...
- Chloe nie czepiaj się go. W okół byli ludzie ze szkoły. Gdyby mi pomógł zbłaźniłby się.
- To go nie usprawiedliwia. Powinien Ci pomóc. Też jesteś człowiekiem.
- Ta... Dla nich od lat nie jestem. Najzabawniejsze, że powoli zaczynam wierzyć w ich wersję wydarzeń.
- Nie możesz Mel. Tylko ty znasz prawdę. Powinnaś coś z tym zrobić.
- Niby co? Ogłosić całej szkole prawdę? I tak mi nie uwierzą.
- Ja i Charlie byśmy Ci uwierzyli. Zdajemy sobie sprawę z tego, że jedyną osobą, która wie co się wtedy wydarzyło jesteś ty.
- Tylko wy.
- Mel nie powinnaś tak myśleć.
- Chloe prawda jest taka, że nikt by mi nie uwierzył. Nie ma dowodów na moją wersję.
- A jaka ona jest?
- Wybacz, ale... Nie jestem w stanie o tym mówić - spuściłam głowę. Dziewczyna nakleiła mi plaster na ranę i mnie przytuliła. Tak dawno nikt tego nie robił...
- Nie będę naciskać. Mimo wszystko wiedz, że możesz mi powiedzieć o wszystkim. Jestem po Twojej stronie.
- Nie boisz się?
- Czego?
- Tego co inni powiedzą.
- Mam ich gdzieś. Niech sobie myślą co chcą - uśmiechnęłam się do niej. Po raz pierwszy od kilku lat zrobiłam to szczerze.
- Em... Dziękuję Ci.
- Nie ma za co - odwzajemniła uśmiech.
- Teraz wybacz, ale muszę iść do domu.
- Pewnie - wstałam. Wzięłam z podłogi deskę i wyszłam. Cały czas miałam w brzuchu dziwne uczucie. Nie sądziłam, że po tym wszystkim ktoś może mieć do mnie dobre nastawienie. To... Jest naprawdę dziwne i niewyjaśnione. Chyba nie chcę żeby było inne. Chciałabym jej zaufać, ale... Nie umiem. Ludzie... Za bardzo mnie skrzywdzili. Mimo wszystko fajnie wiedzieć, że jest osoba, w której znajdziesz swoją podporę.
Całą drogę przeszłam z uśmiechem na twarzy. U mnie to normalnie święto. Będąc pod drzwiami domu wzięłam głęboki oddech. Chwyciłam klamkę i weszłam. Odłożyłam deskę i zdjęłam buty.
- Cześć tato! - zawołam gdyż miałam pewność, że już wrócił. Trochę jednak u Chloe posiedziałam.
- Cześć Mel - odparł gdy wchodziłam do salonu. Siedział na kanapie i oglądał jakąś powtórkę meczu w telewizji. - Gdzie byłaś?
- Rozmawiałam z koleżanką i tak jakoś zeszło.
- Miło słyszeć, że w końcu zagadałaś się z koleżanką. Powinnaś trochę odpocząć od szkoły. Masz bardzo dobre oceny, przydałoby Ci się wolne.
- Skoro tak mówisz... - odpowiedziałam niechętnie. Prawda jest taka, że ja nawet jak mam wolne czytam, albo się uczę. Usiadłam koło niego. Nie znam się na sporcie, ale lubię mu towarzyszyć. - Właśnie! Za 3 tygodnie w Londynie odbywa się konkurs z matematyki.
- Oczywiście, że możesz pojechać - zaśmiałam się.
- Nie masz za wiele w tej kwestii do powiedzenia. Jest on tak ważny, że z każdej szkoły może jechać tylko dwóch uczniów wskazanych przez nauczyciela.
- No to gratulacje - objął mnie. Wie, że nie lubię jak się mnie przytula... Po chwili zabrał rękę.
- Nie wiem szczerze mówiąc czy jest czego. Nie mam aż takiej rozbudowanej wiedzy.
- Mel... Uwierz w siebie. Masz ogromną wiedzę tylko czasem za bardzo się stresujesz. Spróbuj myśleć pozytywniej - zaśmiał się.
- Tylko to nie jest takie proste.
- Kochanie wiem, że nie jest, ale wierzę, że sobie poradzisz. I właśnie o tym chciałem z Tobą porozmawiać.
- Psycholog?
- Tak. Wiem, że coś jest nie tak. Czuję to. Melanie daj sobie pomóc. Minęły 4 lata, a ty dalej tym żyjesz.
- Nic mi nie jest tato. Dałam sobie z tym radę. Po prostu od czasu do czasu miewam gorsze dni i to wszystko. Naprawdę nic mi nie jest. Lekko nie jest, ale nie musisz się martwić. Nie jest źle. Uwierz mi - uśmiechnęłam się do niego.
- Mel... Spotkaj się z nią i chociaż porozmawiaj.
- Po co? Ja takiej potrzeby nie widzę. Zaufaj mi. Czy kiedyś Cię zawiodłam? - ten tekst to taka moja broń końcowa.
- No nie. Dobrze. Tylko uważaj, bo wrócimy do tej rozmowy.
- Okey - uśmiechnęłam się do niego. - Co oglądasz? - zapytałam, a on zaczął mi opowiadać jaki to ten mecz jest fascynujący. Może nie zrozumiałam z jego wywodu najwięcej, ale tak się cieszy gdy może mi to wszystko opowiadać, że sama robię się szczęśliwa. Tak zszedł mi właściwie cały dzień. Koło 22 tata poszedł spać, a ja robić lekcje. Typowo. Położyłam się gdzieś po 2. Jest piątek. Czyli na 9:45 do szkoły. Jak miło... Dłużej bez tych wszystkich ludzi...
~***~
W tym samym czasie
Szedłem sobie spokojnie do znajomych gdy poczułem, że ktoś na mnie wpada. Nie powiem, że było ono lekkie, ale moja umiejętność utrzymywania równowagi jest nie najgorsza. Zaraz, zaraz. Świetnie... To ta cała Foster... Egh... Podniosła na mnie wzrok i wpadła w szok. Szybko się podniosła, wzięła swoje rzeczy i znów na mnie spojrzała.
- Przepraszam - wyszeptała bardzo cicho i uciekła. W okół było głośno od śmiechów wszystkich. Ma na co zasłużyła. Sama tego chciała. Kątem oka zobaczyłem telefon w miejscu gdzie przed chwilą leżała. Westchnąłem i podniosłem go. Schowałem do kieszeni. W sumie mógłbym go tu zostawić, ale na tyle chamski nie jestem. Wiem, że teraz bez telefonu ludzie nie umieją żyć. Podszedłem do reszty i przywitałem się z Ivanem, Bryanem, Deanem, Sethem, Mary, Clarie, Van i Brie. Uf... Dzięki bogu! Co? Nie ma Ariany. Mam jej już dość. Klei się do mnie na każdym kroku i myśli, że tego nie widzę. Uważa, że skoro ma lepsze ciuchy może wszystkich rozstawiać po kątach. Każdy ma jej dość. Tylko po mnie to widać, bo tylko mnie nie jest w stanie nic zrobić.
- Leoś! - usłyszałem jak ktoś się drze. To był ten irytujący piskliwy głosik.
- Czy to...
- Tak - odpowiedziała nie czekając na koniec pytania Brie. Ją ta lala chyba wkurza bardziej niż mnie. Nie dziwota. Ariana ma swoją "świtę". Należą do niej Charlotte i Nikki. Ta druga to siostra bliźniaczka Brie. Ta żmija Ariana tak je skłóciła, że jedna mieszka z ojcem, a druga z matką. Cóż... Na życie z ojcem trafiła Brie. Współczuję jej. Jest dziewczyną, a wiadomo, że lepiej byłoby jej z matką, bo tata nie doradzi we wszystkim. Przyjaźnię się z nią ogólnie już 4 lata. Jesteśmy niczym rodzeństwo. Moja mama też bardzo ją polubiła. Czasem mam wrażenie, że aż za bardzo.
Poczułem jak ktoś wiesza mi się na szyję. Cudownie!
- Leoś... Tak bardzo się stęskniłam - wyznała całując mnie w polik. Może i jej nie lubię, ale też jest człowiekiem i nie mogę jej źle traktować. Usłyszałem cichy chichot znajomych. Wszystkich zmroziłem wzrokiem. Odwróciłem się do dziewczyny.
- Cześć Ari. Fajnie, że przyszłaś. Kto Cię zaprosił?
- Nikt. Kto jak kto, ale ja nie potrzebuję zaproszenia. Przechodziłam tędy, zobaczyłam Cię i postanowiłam podejść.
- To świetnie. Co tu robisz? Zwykle szlajasz się... Znaczy chodzisz bardziej po centrum.
- No wiem. Dzisiaj jakoś tak chciałam przejść się po świeżym powietrzu. Chcesz iść z nami? - spojrzałem błagalnym wzrokiem na ekipę. Chłopaki prawie płakali ze śmiechu. Mary, Clarie i Brie też. Van podeszła bliżej nas.
- Wiesz Ari... Leo chciał się z nami spotkać, ale wszyscy widzimy jak Ci zależy żeby poszedł z Tobą. Ten jeden raz weź go sobie - spojrzałem na nią z wyrzutem.
- Widzisz! Twoi znajomi się nie obrażą. Idziemy - cała w skowronkach pociągnęła mnie w stronę jeziora, które było w środku parku. Zabiję ich... Nie żeby Ariana była brzydka. Wręcz przeciwnie. Jest piękna, a nawet przepiękna. Długie blond włosy, duże błękitne oczy, nienaganna cera, nie chodzi z toną tapety na twarzy, długie nogi i figura, której niejedna dziewczyna zazdrościła. Można powiedzieć marzenie nie dziewczyna. Cóż... Nie jest w moim typie. Jednak wygląd to nie wszystko liczy się przede wszystkim to co ma się w głowie. Ariana... Na pewno coś tam ma, ale raczej nie jest tego wiele. - Pięknie tu... Prawda? - przemówiła jakby głosem innej osoby.
- Bardzo.
- Wiem, że Cię momentami wkurzam Leo, ale jesteś jedyną osobą, która spędza ze mną czas bez przymusu - zaraz! Co?! Nie znałem jej nigdy od takiej strony. Jak to możliwe, że w jednym człowieku jest tak wiele odsłon.
- Ej... Nie mów tak A Charlotte i Nikki.
- Wszyscy wiedzą, że zadają się ze mną przez to kim jest mój ojciec.
- Czemu mi to mówisz?
- Bo nawet jeżeli nie chcesz to jesteś moim jedynym przyjacielem.
- Dziwisz się? Nie obraź się, ale jesteś osobą podłą o strasznym charakterze.
- Prawda jest taka, że każdy jest.
- Jak?
- A co robimy Melanie Foster?
- Ona ma na co zasłużyła.
- Jak wielką masz na to pewność?
- Stu procentową.
- To jesteś w takim razie osobą gorszą ode mnie.
- Nie.
- Tak. Ja czasem zastanawiam się, czy to co my o niej wiemy to prawda. Nikt nie odważył się po tym jej wesprzeć.
- Skoro tak uważasz to czemu ty tego nie zrobiłaś?
- Wiem jak to jest być dręczonym i nie chciałam żeby robili to ponownie - spojrzała na złoty zegarek widniejący na jej nadgarstku. - Wybacz, ale muszę już iść. Dziękuję za spacer.
- Nie ma za co - uśmiechnęła się.
- Dziewczyny! Idziemy! - znów przybrała maskę wrednej żmii i wraz z "przyjaciółkami" odeszła. Nagle jakby spod ziemi wyrosła przede mną Chloe.
- Cześć - przywitałem się z nią. Była wyraźnie wściekła.
- Tylko bez takich. Ciesz się, że nie wzięłam ze sobą Charlie'go, bo miałbyś przerąbane.
- O co chodzi?
- A jakiś czas temu nie wpadła na Ciebie przypadkiem Mel?
- No i co z tego?
- Zasady dobrego wychowania mówią, że należy pomagać drugiej osobie. A ty co? Aż tak bardzo ta cała sława Cię zmieniła? Leondre ktoś powinien przypomnieć Ci Twoją przeszłość.
- Ona ma na co zasłużyła! Nikt jej nie kazał tego robić!
- Nie znasz prawdy! Pytałeś się jej co się wtedy wydarzyło? Nie uważasz, że plotki to nie najlepsze źródło informacji? Ogarnij się, bo ja mam już Ciebie dość, a wiesz, że jestem dużo bardziej tolerancyjna niż Charlie - rzuciła mi ostatnie jadowite spojrzenie i odeszła. No świetnie... Nie miałem już najmniejszej ochoty na widywanie się z ludźmi więc wróciłem do domu. Na szczęście mama jeszcze w pracy, a Tily na wycieczce. Mam święty spokój. Reszta dnia zeszła mi na odrabianiu lekcji. Przebierając się w piżamę przypomniałem sobie o telefonie Foster. Świetnie. Będzie trzeba go jej oddać...
Rozdział 3: Zmiana
Inni się śmieją... Ty cierpisz... Nieodłączna rzecz w życiu człowieka...
~***~
Rano
wstałam standardowo bardzo wcześnie. Dziś padło na godzinę 7. Powiem,
że mimo mam na za piętnaście dziesiątą cieszę się, że wstaję tak
wcześniej. Nie umiałabym się długo wylegiwać. To nie dla mnie. Wstałam z
łóżka i podeszłam do szafy. Wyjęłam z niej granatowe jeansy, zwykłą
białą bluzkę i czarną bluzę z napisem "Never Give Up". Powinnam ją
chyba komuś oddać, bo do mnie nie pasuje. Weszłam do łazienki, z której
wyszłam po jakiś 20 minutach. Czyli taty już nie ma. To w sumie nawet
dobrze. Nie będę musiała słuchać wykładów, że powinnam w piątki
odsypiać, a nie bawić się w rannego ptaszka. On myśli, że na tak wczesną
godzinę nastawiam budziki. Zawsze mi się chce śmiać jak mówi żebym je
wyłączyła. Wzięłam plecak i już miałam schodzić na dół gdy ogarnęłam, że
nie wzięłam telefonu. Wróciłam do pokoju. Zaczęłam go szukać. Przeryłam
całe pomieszczenie i jak się okazało nie było go. Świetnie! Pewnie
zgubiłam go wczoraj w parku. Będę musiała się tam przejść. Skoro nie mam
telefonu to wezmę chociaż jakąś książkę. Podeszłam do biurka i wzięłam z
niego "7 dni" Eve Ainsworth. Czytałam ją już chyba 5 razy, ale dalej mi
się nie znudziła. Ze wszystkim zeszłam do kuchni. Na blacie leżał
talerz z kanapkami i liścikiem obok.
"Powodzenia w szkole kochanie. Zjedz chociaż trochę. Wczoraj jadłaś tylko obiad w szkole. Muszę wyjechać w pilnej sprawie do Liverpoolu. Wybacz. Do zobaczenia za tydzień. Kocham Cię. Tata"
No świetnie. Teraz będę sama i w szkole, i w domu. Żyć cholera, nie umierać. Spojrzałam z niechęcią na kanapki i poszłam do przedpokoju. Tam ubrałam moje czarne trampki. Wróciłam po jedną kanapkę i wyszłam z domu. Zamknęłam go i skierowałam się w stronę parku. Nie wiem co zrobię jak go nie znajdę. Nie mam kasy na nowy, a raczej wątpię żeby tata mi kupił. Nie mam go nawet dwóch lat. Mam nadzieję, że się znajdzie.
***
Co ze mną ostatnio jest nie tak? Nigdzie nie mogę dojść szybko. Nie wiem jak to zrobiłam, ale w parku byłam 8:10, a z domu wyszłam 7:40. Coś ze mną nie tak. Poszłam w miejsce, w którym mógł mi wczoraj wypaść telefon. Rozejrzałam się po krzakach, zaroślach, niższych dziuplach drzew i wszędzie gdzie się dało. No cudownie. Trudno. Dam radę. Najwyżej trafi mnie szlag. I tak nikt nie będzie płakać. Z jeszcze większym dołem skierowałam się do szkoły. Czas na szkolny koszmar bez telefonu...
W budynku byłam po 8:30. Poszłam pod klasę od angielskiego. Zdziwiło mnie, że było już kilka osób z mojej klasy. Świetnie! Byli ludzie, których najmniej miałam ochotę oglądać, czytaj Ariana, Nikki, Charlotte, Brie, Van, Dean, Seth i Leondre. Gdy tylko mnie zobaczyli zaczęli się pod nosem śmiać. Odwróciłam od nich wzrok i usiadłam przy kaloryferze, pod parapetem, który był pod oknem. Wyjęłam z plecaka książkę i zaczęłam czytać. Nagle poczułam jak ktoś dosiada się obok mnie. Odwróciłam głowę w stronę tej osoby. Był to Leondre. Z kieszeni wyjął mój telefon i z wymuszonym uśmiechem podał mi go. Czego jak czego, ale tego bym się po nim nie spodziewała.
- Skąd ty go masz?
- Wczoraj Ci wypadł. Odniósłbym Ci go, ale nie wiem gdzie mieszkasz - wzięłam od niego urządzenie. Spojrzałam mu w oczy.
- Dziękuję - odpowiedziałam niepewnie. Chłopak wstał i poszedł do znajomych, którzy śmiali się dość głośno. No tak. W końcu gwiazdeczka gadała ze śmieciem. Patrzyłam na nich załzawionymi oczami. Gdy łzy zaczęły wylatywać z nich wstałam i pobiegłam do łazienki. Po drodze niechcący kogoś potrąciłam. Nie bardzo zwróciłam uwagę kto był tą osobą. Wbiegłam do pomieszczenia, a następnie zamknęłam się w jednej z kabin. Dopiero tam pozwoliłam kroplą wody spokojnie opuścić mój organizm. Czy to się kiedyś skończy? Czy zaznam trochę spokoju? Tak bardzo chciałabym o tych wszystkich wydarzeniach zapomnieć. Usunąć je z pamięci mojej i innych. Jeżeli nie to... Chciałabym żeby chociaż jedna osoba znała prawdę. Prawdę o tym jak mnie dopadli, o tym co mi robili, o tym kto to był i ilu ich było... Niestety nie mogę nikomu nie mogę na tyle zaufać. Czemu? No czemu się pytam? Jestem przecież człowiekiem pokojowym! Nigdy się nad nikim nie znęcałam ani nic innego. Dlaczego w takim razem ludzie krzywdzą mnie? Usłyszałam dzwonek na przerwę. Pełno ludzi wchodziło i wychodziło z łazienki, a ja dalej siedziałam tam. Sama, emocjonalnie pół martwa i zdołowana. Znów dzwonek. Tym razem na lekcje. Chwile później usłyszałam otwierające się drzwi. Wstrzymałam oddech.
- Wiem, że tu jesteś Melanie! Wyłaź! - usłyszałam głos Leondre. Zaczął sprawdzać każdą kabinę. W końcu dotarł do ostatniej. W niej ukryłam się ja. Nie zamykałam w niej drzwi, bo po co? Do tej i tak nigdy nikt nie wchodzi.
- Idź stąd - powiedziałam chowając twarz przed nim. - Kto Cię przysłał? Charlie czy Chloe? Z resztą nie ważne. Nie chcę sztucznej litości. W ogóle nie chcę litości.
- Nikt mnie nie przysłał - powiedział siadając obok mnie. - Po prostu tym razem przegięli i przyszedłem zobaczyć, czy nie zrobiłaś nic głupiego.
- O to się nie bój. Mam dla kogo żyć i mam też mózg. A teraz gadaj szczerze. O co się założyliście?
- Co?
- Leo nie udawaj głupka. Nikt z was nie przyszedłby do mnie. Nienawidzicie mnie. Uwierzyliście plotce...
- A jaka jest prawda? - spojrzałam w jego oczy.
- Naprawdę jesteś aż tak głupi, że myślisz, że Ci powiem? Leondre... Mój ojciec nie zna całej prawdy. Ukryłam przed nim najgorsze żeby oszczędzić mu bólu i cierpienia. Ty... Nie zrozumiałbyś i tak z tego nic. Twoje życie to pasmo szczęścia i sukcesów. Z moim jest wręcz przeciwnie.
- Skąd wiesz jakie jest moje życie?
- Przestań! Zaraz mi pewnie wyjedziesz z historyjką o dręczeniu w szkole! Gdyby Ciebie ktoś dręczył nie robił byś tego mi. Nawet nie wiesz jak bolą mnie wasze słowa. Każdy kpiący uśmieszek - byłam bliska ponownego rozpłakania się. W jego oczach zobaczyłam cień łez. Zrobił coś czego bym się w życiu po nikim z nich nie spodziewała. Przytulił mnie. Nie wiedziałam co mam zrobić. Odsunęłam się od niego, wstałam i wybiegłam. Trudno. Opuszczę dzisiaj lekcje. Pech! Z trudem, ale nadrobię. Będąc koło klasy słyszałam śmiechy wszystkich, którzy tam byli. Wzięłam szybko plecak i uciekłam. Gdy byłam na zewnątrz zdałam sobie sprawy, że nie wzięłam książki. No świetnie! Trudno... Dam radę bez niej. Nie chciałam wracać do domu. Pobiegłam na łąkę. Koło rzeki. Nikt się tu nie zapuszcza, a ja będę miała spokój.
~***~
Kurde! Jak raz nie miałem na myśli nic złego, a wyszło jak zwykle. Cudownie! Przetarłem dłonią oczy i wstałem. Wróciłem do reszty. Koło kaloryfera leżała książka Mel. Podniosłem ją i spojrzałem na przyjaciół i ekipę od Ariany. Nie śmiały się tylko dwie osoby. Ja i Brie.
- Przegięliście idioci.
- Co Leoś się zakochał? - nabijał się Dean.
- Nie. Wyobraźcie sobie, że to co wiemy nie jest prawdą.
- Wierzysz jej? Ale ty naiwny - śmiała się Van.
- Mam was dość. Ja idę jej szukać - wkurzony wziąłem plecak i opuściłem budynek.
- Leo czekaj! - usłyszałem za sobą głos Brie.
- Co? Ty też chcesz ze mnie kpić?
- Nie. Idę z Tobą - uśmiechnęła się delikatnie. - Powinniśmy się rozdzielić. Masz lepszą orientację w terenie. Idź na łąki, a ja przeszukam miasto.
- Ok - zrobiliśmy jak powiedziała. Mam nadzieję, że nic jej nie jest. Nie wiem w sumie czemu się tak nią przejmuję. Po co? Teraz do mnie wszyscy też się dowalą. No trudno. Wiem jak to jest być w jej położeniu. Tylko dlaczego tak późno zrozumiałem jak ona się czuje? Widać mimo to, że jest silna. Stara się nie dać nikomu satysfakcji wyższości. Tak bardzo źle się z tym wszystkim czuję. Matko! Jakim jestem debilem.
***
Nie wiem co tu jeszcze robię. Szukam jej i szukam. Nigdzie jej nie ma. Jak to możliwe, że ktoś tak znika? Nagle w oddali zobaczyłem siedzącą przy rzece postać. Błagam żeby to była ona! Jak najciszej podszedłem bliżej. Tak! Zobaczyłem skuloną drobną postać siedzącą nad brzegiem rzeki. Kamień spadł mi z serca. Gdy byłem tuż za nią usiadłem i przytuliłem się do jej pleców. Przeraziła się i krzyknęła.
- Wybacz... Nie chciałem Cię wystraszyć - obróciła się do mnie przodem.
- Nie strasz mnie tak! Wiesz jak się wystraszyłam?! Tu nikt się nie zapuszcza! To mógł być każdy! - wstała i ja również.
- Wiem, ale jestem ja.
- Niestety. Po co tu przyszedłeś?
- Zobaczyć czy nic Ci nie jest.
- Zobaczyłeś. Możesz iść?
- Nie.
- To czego ty jeszcze chcesz?
- Przeprosić Cię za wszystko - zrobiła wielkie oczy. - Tak. Dobrze słyszysz. Chloe i Charlie powtarzali mi milion razy, że nie powinniśmy Cię skreślać, ale ja zrozumiałem to dopiero teraz. Wybacz mi to.
- Leondre ja... Ty nic nie rozumiesz. Możesz mnie przeprosić, ale to nic nie zmieni.
- Wiem, ale nie chcę się czuć jak dręczyciel. Wiem jak to jest być dręczonym. Muzyka pomogła mi sobie z tym poradzić. Wtedy powiedziałem sobie, że pomogę ludziom, którzy muszą przeżywać to co ja wtedy.
- Coś Ci nie wyszło.
- Wiem, ale chcę to naprawić. Tylko pytanie czy pozwolisz mi to zrobić?
- Jak miałbyś to zrobić?
- Jeszcze nie wiem, ale coś wymyślę, muszę.
- Zły tok rozumowania.
- Racja. Ja nie muszę. Ja chcę. Tylko daj mi szansę.
- Myślisz, że po tylu latach nagle się z Tobą zaprzyjaźnię. Nie umiem zaufać Chloe, a ona nigdy nic złego na mnie nie powiedziała.
- Rozumiem, że muszę na Twoje zaufanie zasłużyć. Pozwól mi to zrobić.
- Skoro chcesz... - przytuliłem ją tak mocno jak tylko potrafiłem.
- Leondre puszczaj! - krzyknęła, a ja momentalnie się odsunąłem. - Nie przytulaj mnie ani nie dotykaj. Nie lubię gdy ktoś to robi.
- Ok - kiwnąłem głową na znak, że rozumiem i lekko się uśmiechnąłem. - Wracamy?
- Idź. Ja tu zostanę. Lubię to miejsce. Jest... Wyjątkowe.
- Zwyczajna łąka.
- Może dla Ciebie.
- Ok... Nie wnikam.
- Racja.
- Nie interesuje Cię, że opuścisz lekcje?
- Nie. Mojego taty i tak nie ma, a ja za jakąś godzinę chcę być w domu.
- To chodź teraz - chciałem złapać ją za rękę, ale przypomniałem sobie jej wcześniejsze słowa.
- Wybacz, ale chcę być sama.
- No dobrze - odwróciłem się i już miałem odejść gdy przypomniałem sobie o książce. - Em... Mel mam Twoją książkę - oznajmiłem wyjmując przedmiot z plecaka. - Uważaj lepiej, bo to już druga rzecz, którą Ci oddaję.
- Dziękuję. Chciałam po nią wrócić, ale... Nie dałam rady.
- Rozumiem. Po prostu na drugi raz bardziej uważaj - kiwnęła głową, a ja odszedłem. Widać potrzebuje samotności. Nie dziwię się. Ten dzień... Był dziwny. No nic wracam do domu...
***
Wszedłem do domu i od razu włączyłem telewizor. Nie mam nic lepszego do roboty. Nie było właściwie nic ciekawego więc włączyłem program, gdzie jakoś za chwilę powinna lecieć powtórka jednego z odcinków Gry o Tron. Nagle przypomniałem sobie, że Brie pewnie szuka jeszcze Mel. Wyjąłem z kieszeni telefon i napisałem do niej SmS'a.
Do: Lamuska xD
Cześć Lamusko. Chciałbym Cię powiadomić, że Mel już znalazłem. Siedziała na łące. Tam koło rzeki. Możesz wracać do szkoły czy tam do domu.
Od: Lamska xD
Jest z Tobą? I wracam do domu.
Do: Lamuska xD
Nie. Chciała jeszcze chwilę tam zostać. Mówiła, że za godzinę chce być w domu i będzie wracać.
Od: Lamuska xD
Serio? I masz pewność, że wróci?
Do: Lamuska xD
Tak. Mam jej 100%
Od: Lamuska xD
Coś ty zrobił?
Do: Lamuska xD
Ja? Nic... xD
Together We Can Do More 2
Prolog "Together We Can Do More 2"
"Powodzenia w szkole kochanie. Zjedz chociaż trochę. Wczoraj jadłaś tylko obiad w szkole. Muszę wyjechać w pilnej sprawie do Liverpoolu. Wybacz. Do zobaczenia za tydzień. Kocham Cię. Tata"
No świetnie. Teraz będę sama i w szkole, i w domu. Żyć cholera, nie umierać. Spojrzałam z niechęcią na kanapki i poszłam do przedpokoju. Tam ubrałam moje czarne trampki. Wróciłam po jedną kanapkę i wyszłam z domu. Zamknęłam go i skierowałam się w stronę parku. Nie wiem co zrobię jak go nie znajdę. Nie mam kasy na nowy, a raczej wątpię żeby tata mi kupił. Nie mam go nawet dwóch lat. Mam nadzieję, że się znajdzie.
***
Co ze mną ostatnio jest nie tak? Nigdzie nie mogę dojść szybko. Nie wiem jak to zrobiłam, ale w parku byłam 8:10, a z domu wyszłam 7:40. Coś ze mną nie tak. Poszłam w miejsce, w którym mógł mi wczoraj wypaść telefon. Rozejrzałam się po krzakach, zaroślach, niższych dziuplach drzew i wszędzie gdzie się dało. No cudownie. Trudno. Dam radę. Najwyżej trafi mnie szlag. I tak nikt nie będzie płakać. Z jeszcze większym dołem skierowałam się do szkoły. Czas na szkolny koszmar bez telefonu...
W budynku byłam po 8:30. Poszłam pod klasę od angielskiego. Zdziwiło mnie, że było już kilka osób z mojej klasy. Świetnie! Byli ludzie, których najmniej miałam ochotę oglądać, czytaj Ariana, Nikki, Charlotte, Brie, Van, Dean, Seth i Leondre. Gdy tylko mnie zobaczyli zaczęli się pod nosem śmiać. Odwróciłam od nich wzrok i usiadłam przy kaloryferze, pod parapetem, który był pod oknem. Wyjęłam z plecaka książkę i zaczęłam czytać. Nagle poczułam jak ktoś dosiada się obok mnie. Odwróciłam głowę w stronę tej osoby. Był to Leondre. Z kieszeni wyjął mój telefon i z wymuszonym uśmiechem podał mi go. Czego jak czego, ale tego bym się po nim nie spodziewała.
- Skąd ty go masz?
- Wczoraj Ci wypadł. Odniósłbym Ci go, ale nie wiem gdzie mieszkasz - wzięłam od niego urządzenie. Spojrzałam mu w oczy.
- Dziękuję - odpowiedziałam niepewnie. Chłopak wstał i poszedł do znajomych, którzy śmiali się dość głośno. No tak. W końcu gwiazdeczka gadała ze śmieciem. Patrzyłam na nich załzawionymi oczami. Gdy łzy zaczęły wylatywać z nich wstałam i pobiegłam do łazienki. Po drodze niechcący kogoś potrąciłam. Nie bardzo zwróciłam uwagę kto był tą osobą. Wbiegłam do pomieszczenia, a następnie zamknęłam się w jednej z kabin. Dopiero tam pozwoliłam kroplą wody spokojnie opuścić mój organizm. Czy to się kiedyś skończy? Czy zaznam trochę spokoju? Tak bardzo chciałabym o tych wszystkich wydarzeniach zapomnieć. Usunąć je z pamięci mojej i innych. Jeżeli nie to... Chciałabym żeby chociaż jedna osoba znała prawdę. Prawdę o tym jak mnie dopadli, o tym co mi robili, o tym kto to był i ilu ich było... Niestety nie mogę nikomu nie mogę na tyle zaufać. Czemu? No czemu się pytam? Jestem przecież człowiekiem pokojowym! Nigdy się nad nikim nie znęcałam ani nic innego. Dlaczego w takim razem ludzie krzywdzą mnie? Usłyszałam dzwonek na przerwę. Pełno ludzi wchodziło i wychodziło z łazienki, a ja dalej siedziałam tam. Sama, emocjonalnie pół martwa i zdołowana. Znów dzwonek. Tym razem na lekcje. Chwile później usłyszałam otwierające się drzwi. Wstrzymałam oddech.
- Wiem, że tu jesteś Melanie! Wyłaź! - usłyszałam głos Leondre. Zaczął sprawdzać każdą kabinę. W końcu dotarł do ostatniej. W niej ukryłam się ja. Nie zamykałam w niej drzwi, bo po co? Do tej i tak nigdy nikt nie wchodzi.
- Idź stąd - powiedziałam chowając twarz przed nim. - Kto Cię przysłał? Charlie czy Chloe? Z resztą nie ważne. Nie chcę sztucznej litości. W ogóle nie chcę litości.
- Nikt mnie nie przysłał - powiedział siadając obok mnie. - Po prostu tym razem przegięli i przyszedłem zobaczyć, czy nie zrobiłaś nic głupiego.
- O to się nie bój. Mam dla kogo żyć i mam też mózg. A teraz gadaj szczerze. O co się założyliście?
- Co?
- Leo nie udawaj głupka. Nikt z was nie przyszedłby do mnie. Nienawidzicie mnie. Uwierzyliście plotce...
- A jaka jest prawda? - spojrzałam w jego oczy.
- Naprawdę jesteś aż tak głupi, że myślisz, że Ci powiem? Leondre... Mój ojciec nie zna całej prawdy. Ukryłam przed nim najgorsze żeby oszczędzić mu bólu i cierpienia. Ty... Nie zrozumiałbyś i tak z tego nic. Twoje życie to pasmo szczęścia i sukcesów. Z moim jest wręcz przeciwnie.
- Skąd wiesz jakie jest moje życie?
- Przestań! Zaraz mi pewnie wyjedziesz z historyjką o dręczeniu w szkole! Gdyby Ciebie ktoś dręczył nie robił byś tego mi. Nawet nie wiesz jak bolą mnie wasze słowa. Każdy kpiący uśmieszek - byłam bliska ponownego rozpłakania się. W jego oczach zobaczyłam cień łez. Zrobił coś czego bym się w życiu po nikim z nich nie spodziewała. Przytulił mnie. Nie wiedziałam co mam zrobić. Odsunęłam się od niego, wstałam i wybiegłam. Trudno. Opuszczę dzisiaj lekcje. Pech! Z trudem, ale nadrobię. Będąc koło klasy słyszałam śmiechy wszystkich, którzy tam byli. Wzięłam szybko plecak i uciekłam. Gdy byłam na zewnątrz zdałam sobie sprawy, że nie wzięłam książki. No świetnie! Trudno... Dam radę bez niej. Nie chciałam wracać do domu. Pobiegłam na łąkę. Koło rzeki. Nikt się tu nie zapuszcza, a ja będę miała spokój.
~***~
Kurde! Jak raz nie miałem na myśli nic złego, a wyszło jak zwykle. Cudownie! Przetarłem dłonią oczy i wstałem. Wróciłem do reszty. Koło kaloryfera leżała książka Mel. Podniosłem ją i spojrzałem na przyjaciół i ekipę od Ariany. Nie śmiały się tylko dwie osoby. Ja i Brie.
- Przegięliście idioci.
- Co Leoś się zakochał? - nabijał się Dean.
- Nie. Wyobraźcie sobie, że to co wiemy nie jest prawdą.
- Wierzysz jej? Ale ty naiwny - śmiała się Van.
- Mam was dość. Ja idę jej szukać - wkurzony wziąłem plecak i opuściłem budynek.
- Leo czekaj! - usłyszałem za sobą głos Brie.
- Co? Ty też chcesz ze mnie kpić?
- Nie. Idę z Tobą - uśmiechnęła się delikatnie. - Powinniśmy się rozdzielić. Masz lepszą orientację w terenie. Idź na łąki, a ja przeszukam miasto.
- Ok - zrobiliśmy jak powiedziała. Mam nadzieję, że nic jej nie jest. Nie wiem w sumie czemu się tak nią przejmuję. Po co? Teraz do mnie wszyscy też się dowalą. No trudno. Wiem jak to jest być w jej położeniu. Tylko dlaczego tak późno zrozumiałem jak ona się czuje? Widać mimo to, że jest silna. Stara się nie dać nikomu satysfakcji wyższości. Tak bardzo źle się z tym wszystkim czuję. Matko! Jakim jestem debilem.
***
Nie wiem co tu jeszcze robię. Szukam jej i szukam. Nigdzie jej nie ma. Jak to możliwe, że ktoś tak znika? Nagle w oddali zobaczyłem siedzącą przy rzece postać. Błagam żeby to była ona! Jak najciszej podszedłem bliżej. Tak! Zobaczyłem skuloną drobną postać siedzącą nad brzegiem rzeki. Kamień spadł mi z serca. Gdy byłem tuż za nią usiadłem i przytuliłem się do jej pleców. Przeraziła się i krzyknęła.
- Wybacz... Nie chciałem Cię wystraszyć - obróciła się do mnie przodem.
- Nie strasz mnie tak! Wiesz jak się wystraszyłam?! Tu nikt się nie zapuszcza! To mógł być każdy! - wstała i ja również.
- Wiem, ale jestem ja.
- Niestety. Po co tu przyszedłeś?
- Zobaczyć czy nic Ci nie jest.
- Zobaczyłeś. Możesz iść?
- Nie.
- To czego ty jeszcze chcesz?
- Przeprosić Cię za wszystko - zrobiła wielkie oczy. - Tak. Dobrze słyszysz. Chloe i Charlie powtarzali mi milion razy, że nie powinniśmy Cię skreślać, ale ja zrozumiałem to dopiero teraz. Wybacz mi to.
- Leondre ja... Ty nic nie rozumiesz. Możesz mnie przeprosić, ale to nic nie zmieni.
- Wiem, ale nie chcę się czuć jak dręczyciel. Wiem jak to jest być dręczonym. Muzyka pomogła mi sobie z tym poradzić. Wtedy powiedziałem sobie, że pomogę ludziom, którzy muszą przeżywać to co ja wtedy.
- Coś Ci nie wyszło.
- Wiem, ale chcę to naprawić. Tylko pytanie czy pozwolisz mi to zrobić?
- Jak miałbyś to zrobić?
- Jeszcze nie wiem, ale coś wymyślę, muszę.
- Zły tok rozumowania.
- Racja. Ja nie muszę. Ja chcę. Tylko daj mi szansę.
- Myślisz, że po tylu latach nagle się z Tobą zaprzyjaźnię. Nie umiem zaufać Chloe, a ona nigdy nic złego na mnie nie powiedziała.
- Rozumiem, że muszę na Twoje zaufanie zasłużyć. Pozwól mi to zrobić.
- Skoro chcesz... - przytuliłem ją tak mocno jak tylko potrafiłem.
- Leondre puszczaj! - krzyknęła, a ja momentalnie się odsunąłem. - Nie przytulaj mnie ani nie dotykaj. Nie lubię gdy ktoś to robi.
- Ok - kiwnąłem głową na znak, że rozumiem i lekko się uśmiechnąłem. - Wracamy?
- Idź. Ja tu zostanę. Lubię to miejsce. Jest... Wyjątkowe.
- Zwyczajna łąka.
- Może dla Ciebie.
- Ok... Nie wnikam.
- Racja.
- Nie interesuje Cię, że opuścisz lekcje?
- Nie. Mojego taty i tak nie ma, a ja za jakąś godzinę chcę być w domu.
- To chodź teraz - chciałem złapać ją za rękę, ale przypomniałem sobie jej wcześniejsze słowa.
- Wybacz, ale chcę być sama.
- No dobrze - odwróciłem się i już miałem odejść gdy przypomniałem sobie o książce. - Em... Mel mam Twoją książkę - oznajmiłem wyjmując przedmiot z plecaka. - Uważaj lepiej, bo to już druga rzecz, którą Ci oddaję.
- Dziękuję. Chciałam po nią wrócić, ale... Nie dałam rady.
- Rozumiem. Po prostu na drugi raz bardziej uważaj - kiwnęła głową, a ja odszedłem. Widać potrzebuje samotności. Nie dziwię się. Ten dzień... Był dziwny. No nic wracam do domu...
***
Wszedłem do domu i od razu włączyłem telewizor. Nie mam nic lepszego do roboty. Nie było właściwie nic ciekawego więc włączyłem program, gdzie jakoś za chwilę powinna lecieć powtórka jednego z odcinków Gry o Tron. Nagle przypomniałem sobie, że Brie pewnie szuka jeszcze Mel. Wyjąłem z kieszeni telefon i napisałem do niej SmS'a.
Do: Lamuska xD
Cześć Lamusko. Chciałbym Cię powiadomić, że Mel już znalazłem. Siedziała na łące. Tam koło rzeki. Możesz wracać do szkoły czy tam do domu.
Od: Lamska xD
Jest z Tobą? I wracam do domu.
Do: Lamuska xD
Nie. Chciała jeszcze chwilę tam zostać. Mówiła, że za godzinę chce być w domu i będzie wracać.
Od: Lamuska xD
Serio? I masz pewność, że wróci?
Do: Lamuska xD
Tak. Mam jej 100%
Od: Lamuska xD
Coś ty zrobił?
Do: Lamuska xD
Ja? Nic... xD
Together We Can Do More 2
Prolog "Together We Can Do More 2"
Do miejsca, które się kocha należy wracać...
Właśnie
dziś minęło 6 lat od mojego przyjazdu do Anglii, a od wyjazdu z niej 6
lat i 4 miesiące. Pewnie jesteście ciekawi co przez ten czas robiłam. W
wieku, co zabawne, 17 lat zdałam maturę, bo stety albo niestety
przerzucili mnie o jedną klasę wyżej. Poszłam na studia do Poznania i...
To w sumie zabawne. Zrezygnowałam z nich. Tak. Dobrze słyszycie.
Zrezygnowałam z psychologii, która była moim marzeniem. Ale czemu? Ot
dziwne pytanie. Mój barat musiał polecieć na trochę do Anglii. To było
kilka miesięcy. Wrócił akurat w maju. Wtedy powiedział, że na jakiś czas
musi się tam przenieść. Na początku byłam temu przeciwna, ale tego
właśnie wymagała jego obecna praca. Uroki posiadania firmy... Nie
chciałam zostać w Polsce sama dlatego zrezygnowałam z dalszej nauki i
zaczęłam przygotowania do przeprowadzki, która miała nastąpić w czerwcu.
Nastąpiły małe komplikacje. Ciocia, która zajmowała się Marty'm po
śmierci naszych rodziców ciężko zachorowała. Robiliśmy przez całe
wakacje wszystko żeby jej stan się polepszył. Niestety... Na początku
września zmarła. Marty musiał załatwić wszystko z pogrzebem najlepiej
jak najszybciej. Na pogrzebie... Jak to na pogrzebie. Wszyscy byli
załamani zwłaszcza mój brat. W końcu to ona go wychowała. Ja jak na
osobę, która prawie jej nie znała też bardzo to przeżyłam. Ocknęliśmy
się dopiero kilka dni temu. I zabawnym zbiegiem okoliczności 16 września
w 6 rocznicę mojego pojawienia się w Anglii, wracam tam. Tym razem nie
sama lecz z Marty'm i nie z pozytywnym nastawieniem tylko mega
negatywnym. Kazałam chłopakom zapomnieć. Jestem pewna, że to zrobili,
ale ja... Nie umiem zapomnieć do dziś. Gdy tylko o nich pomyślę albo
usłyszę... Pęka mi serce. Powinnam się z tym pogodzić, ale nie jestem w
stanie. Nie mogę zapomnieć jak zraniłam Charlie'go... Był dla mnie
wszystkim, a kazałam mu zapomnieć... Pamiętam każdą chwilę z nim. Bardzo
dokładnie...
Nasze pierwsze spotkanie...
" - Luke! Odpuść - usłyszałam kolejny głos.
- Lenehan spadaj skąd.
- Nie. Daj już spokój.
- No proszę. Dwóch wielkich wybawców się znalazło - po raz kolejny
popchnął mnie na ziemię - z Tobą pokrako jeszcze nie skończyłem - w te
słowa przelał całą swoją złość. Byłam przerażona. Łzy, które wcześniej
zebrały się w moich oczach wypłynęły. Chwilę później już go nie było.
- Nic Ci nie jest? - zapytał jeden z chłopaków. Wtedy dopiero podniosłam
na nich wzrok. Przetarłam dla pewności oczy. Przecież to nie mogą być
oni. Pomogli mi wstać.
- Jest ok - uśmiechnęłam się do nich w podzięce.
- Jestem Leo, a to mój przyjaciel Charlie.
- Wiem kim jesteście - odpowiedziałam powoli się uspokajając.
- Czyli jesteś Bambino? - zapytał blondyn.
- Nie do końca. Lubię waszą muzykę, ale jakąś wielką fanką nie jestem.
- Czy to nie ty siedziałaś taka smutna dzisiaj na parapecie? - dopytywał Leo.
- Tak.
- Obstawiam, że przez Luke'a - zaśmiał się Charlie. Jakby to było zabawne.
- Można tak powiedzieć. A teraz przepraszam chłopaki, ale muszę iść.
- Może Cię odprowadzimy? - zapytali na raz. Zaśmiałam się na to.
- Nie. Poradzę sobie. Do tej pory sama sobie radziłam więc teraz też dam radę.
- To do jutra - pożegnali się.
- Tak. Do jutra - uśmiechnęłam się serdecznie i skierowałam w miarę szybko do internatu."
Jak w autobusie zabrał mi słuchawki...
"Nagle poczułam jak ktoś wyjmuje z mojego ucha słuchawkę. Był to Charlie.
- Pozwolił Ci ktoś? - zapytałam z udawaną irytacją.
- Sam sobie pozwoliłem - uśmiechnął się do mnie promiennie - co to za język? - na to pytanie zaczęłam się śmiać - No co?
- Nic nic. To Polski.
- Wydaje się trudny.
- Bo w sumie taki jest.
- A co to za piosenka? I kto ją wykonuje?
- Piosenka to "Miliony Monet", a wykonuje ją Mrozu. Powstała w 2009.
- Jaka ty dokładna.
- Wiem to. Ale to w sumie jest łatwa piosenka. Z tego co kiedyś czytałam
ciężkie dla obcokrajowców jest polskie wykonanie piosenki "This is me" Demi Lovato i Joe Jonas'a.
- A jaki ma polski tytuł i kto ją wykonuje? - matko jaki on ciekawski...
- Tytuł "Oto ja" wykonują Ewa Farna i Kuba Molęda.
- A masz ją?
- Tak - powiedziałam i puściłam ją."
To gdy znalazł mnie pod drzewem gdy Luke mnie pobił...
" Skuliłam się i zaczęłam cicho płakać. Tak żeby nie zwracać na siebie uwagi.
- Alex? - usłyszałam i podniosłam głowę. Super tylko Charliego mi tu brakowało. Gdy zobaczył jak wyglądam nic nie powiedział. Usiadł tylko obok mnie i mocno mnie przytulił - Już nigdy więcej nie dam Ci się samej szwendać - powiedział bardzo cicho. Pewnie chciał żebym nie usłyszała. Nie wyszło mu to za bardzo..."
- Alex? - usłyszałam i podniosłam głowę. Super tylko Charliego mi tu brakowało. Gdy zobaczył jak wyglądam nic nie powiedział. Usiadł tylko obok mnie i mocno mnie przytulił - Już nigdy więcej nie dam Ci się samej szwendać - powiedział bardzo cicho. Pewnie chciał żebym nie usłyszała. Nie wyszło mu to za bardzo..."
To gdy uratował mi życie wtedy na moście...
" Mimo wielkiego strachu cofnęłam się jeszcze bardziej. Czułam jak tracę równowagę i już nigdy jej nie odzyskam...
Nagle poczułam jak ktoś łapie mnie w talii, przyciąga do siebie i mocna
przytula. Czułam, że to Charlie. Również go objęłam. Zaczęłam płakać.
Osunęliśmy się razem na most. Nic nie mówił. W sumie to nawet lepiej, bo
nie umiałabym mu na nic odpowiedzieć. Czułam jak z każdą sekundą jego
oddech się wyrównuje. Nie wiedziałam po co to zrobił... Mimo to
wiedziałam, że mam już dla kogo żyć. Mocniej go objęłam.
- Dlaczego? - zapytał. Pokręciłam tylko głową. Westchnął głośno - Alex powiedz mi. Proszę. Zasługuję na odrobinę szczerości.
- Gdyby to było takie proste jak Ci się wydaje - wyszeptałam. Znów westchnął. Wstał biorąc mnie na ręce - Charlie?
- Cicho. Idziemy do Leo. Kazałem mu zostać - uśmiechnął się do mnie. "
Naszą rozmowę na moście w Londynie...
"Nagle poczułam jak ktoś od tyłu mnie przytula i wyjmuje z uszu słuchawki.
- Przepraszam - domyśliłam się, że to Charlie. Odwróciłam się do niego.
- A czy ja mówiłam, że się gniewam?
- Nie. Ale nie powinienem na Ciebie krzyczeć. Zachowałem się jak idiota, ale martwię się o Ciebie. Na prawdę. Chcę żebyś była bezpieczna, żeby nie działa Ci się krzywda. Przede wszystkim chcę żebyś była szczęśliwa.
- Jestem głupku szczęśliwa. Tyle szczęścia ile zaznałam od przyjazdu do Anglii nie miałam przez całe życie. A o moje bezpieczeństwo nie możesz tak panicznie dbać, bo się zamęczysz i Tobie się coś stanie.
- Nie mogę się o Ciebie nie bać. Wiesz...
- Tak wiem jaki jest Luke. Ale już się nie boję. Nie można się bać. Trzeba być silnym i mieć nadzieję na lepsze jutro, a dzięki wam to zyskałam. Dziękuję - po tych słowach przytuliłam go. Odwzajemnił uścisk."
- Przepraszam - domyśliłam się, że to Charlie. Odwróciłam się do niego.
- A czy ja mówiłam, że się gniewam?
- Nie. Ale nie powinienem na Ciebie krzyczeć. Zachowałem się jak idiota, ale martwię się o Ciebie. Na prawdę. Chcę żebyś była bezpieczna, żeby nie działa Ci się krzywda. Przede wszystkim chcę żebyś była szczęśliwa.
- Jestem głupku szczęśliwa. Tyle szczęścia ile zaznałam od przyjazdu do Anglii nie miałam przez całe życie. A o moje bezpieczeństwo nie możesz tak panicznie dbać, bo się zamęczysz i Tobie się coś stanie.
- Nie mogę się o Ciebie nie bać. Wiesz...
- Tak wiem jaki jest Luke. Ale już się nie boję. Nie można się bać. Trzeba być silnym i mieć nadzieję na lepsze jutro, a dzięki wam to zyskałam. Dziękuję - po tych słowach przytuliłam go. Odwzajemnił uścisk."
Jak bandażował mi kostkę i po raz pierwszy ze mną spał...
" Zaplątały się tak, że z hukiem upadłam
na podłogę. Nie mogłam wstać ponieważ bardzo bolała mnie kostka. Przy
upadku musiałam być tak głośna, że aż Charlie się zerwał.
- Alex?! Co ty robisz na podłodze?! - był wystraszony. Nie wiedział o co chodzi. W sumie to ja też nie do końca.
- Nie drzyj się Leo śpi. A ja jak widać leżę.
- Jego nie da się bez słoika nutelli obudzić. A jak się na tej podłodze znalazłaś? - zapytał podchodząc do mnie.
- Chciałam się napić. Jedyną wodę widziałam na stoliku. Gdy do niego
szłam poplątały mi się nogi i upadłam, ale nie mogę wstać. Strasznie
boli mnie kostka - kucnął przy mnie i wziął na ręce.
- Nie wiem co z Twoją kostką, ale wiem, że musisz przytyć - stwierdził z wyraźnym wyrzutem.
- Wierz mi, że próbowałam nie raz, ale nie za bardzo mi wychodzi -
Charlie położył mnie na łóżku i podszedł do swojej walizki. Po chwili
był przy mnie i bandażował mi kostkę.
- To na razie powinno wystarczyć. Mam podejrzenie, że ją trochę
nadwyrężyłaś, ale wolę obwiązać ją żeby mieć pewność, że wszystko będzie
ok - uśmiechnął się w moją stronę - ale teraz powinnaś iść dalej spać.
Jest dość wcześnie.
- A możesz podać mi wodę? - bez zastanowienia to zrobił. Widać, że zaspany. Za mało mówi.
- Dziękuję - serio byłam mu wdzięczna. Nawet nie wiem czemu. Kurde. To
tylko woda. Gdy już skończyłam pić odłożyłam butelkę na szafkę. Chłopak
pocałował mnie w czoło i zaczął kierować się do swojego łóżka - Charlie?
- Tak?
- Przytulisz mnie? - zapytałam z nadzieją w głosie. No co? Serio
chciałam żeby mnie przytulił. Prawdę mówiąc jeszcze nigdy od tak się nie
przytulaliśmy. Zawsze coś się "ciekawego" działo.
- Pewnie - podszedł do "mojego" łóżka od drugiej strony i położył się
obok mnie. Obrócił się w moją stronę i mnie przytulił. Tak jak zawsze
marzłam pod każdą kołdrą czy kocem tak teraz było mi ciepło. Wtuliłam
się w niego bardzo mocno."
To gdy dowiedział się najgorszej rzeczy jaką mi robili i gdy chciałam skończyć naszą przyjaźń...
" - Charlie... - powiedziałam odsuwając się od niego. Spojrzałam mu w oczy - Czy to wszystko ma sens?
- Co?
- Ostatnio ciągle się ranimy. Owszem nie robimy tego świadomie. Ale czy
jest sens ciągnąć to wszystko dalej skoro daje nam to więcej cierpienia
niż szczęścia? - chłopak doznał szoku. Nawet nie wiem czemu. Wiem moje
słowa są szokujące, ale bez przesady.
- Nie! Alex! Jak możesz tak mówić?!
- Charlie mi nie jest łatwo. Bardzo was polubiłam, jesteście moimi
pierwszymi przyjaciółmi, ale naprawdę wszyscy w życiu się
nacierpieliśmy.
- Dla Ciebie mogę cierpieć do końca życia. Rozumiesz?
- Ale ja nie zgadzam się żebyś robił to przeze mnie.
- Nie obchodzi mnie to Alex. Za dużo już razem przeszliśmy. Za bardzo Cię znam, żeby to wszystko zakończyć.
- Powiedzmy sobie szczerze Charlie. Gdyby wtedy w parku Luke mnie nie
dopadł nawet nie zwrócilibyście na mnie uwagi - nie odpowiedział. Zgadza
się ze mną... - właśnie. Znamy się przez przypadek, a one się nie
zdarzają.
- A jednak się zdarzył.
- Tak. Ale one nie wróżą nic dobrego. I tak jest teraz. Spotkałam was
nawet nie będąc jakąś mega super Bambino. Nie tylko nade mną się
znęcają. Nad waszymi prawdziwymi fankami też się pastwią. Czy to w domu,
czy też poza nim. One mogłyby was spotkać i się z wami zaprzyjaźnić.
- Ale jednak to Tobie się wydarzyło. Przestań nad tym rozmyślać i bądź
szczęśliwa. Zostań z nami. Zostań ze mną - patrzył na mnie błagalnie, a w
jego oczach były łzy.
- Ale czy to ma sens?
- Ma! Jeszcze się poznajemy. To normalne, że się krzywdzimy. Myślisz, że
u mnie i Leo od zawsze tak świetnie się układało? Nie. Na samym
początku ciągle ktoś mówił coś nieodpowiedniego, ale jednak sobie
wybaczaliśmy. Wiesz czemu? Bo jesteśmy jak bracia.
- To wy. A ja kim niby dla was jestem?
- Siostrą. Zamy Cię bardzo krótko, a kochamy jakbyś była z nami od zawsze. Zrozum to wreszcie.
- Nie zdajesz sobie nawet sprawy ile razy słyszałam od kogoś, że jestem
dla niego jak siostra. Niestety z żadną z tych osób nie mam kontaktu.
Wiesz czemu? Bo dowiedzieli się o mnie prawdy.
- My ją znamy i dalej z Tobą jesteśmy.
- Całą prawdę?
- Wydaje mi się, że tak - dodał niepewnie. Nigdy nie powiem im wszystkiego...
- Nie.
- Okłamałaś nas?
- Nie. Są rzeczy, o których nikomu nie mówię. Właśnie przez nie brzydzę się sobą.
- Alex?
- Nie powiem Ci o tym. Sam musisz się domyślić. Mi to nie przejdzie
przez gardło - spojrzałam mu w oczy. Chyba się domyślił. W jego oczach
zobaczyłam coś czego najbardziej się bałam - właśnie dlatego wam nie
powiedziałam. Nie chciałam widzieć właśnie tego w waszych oczach. Teraz
ty też się mną brzydzisz.
- Ciebie? Oszalałaś? Brzydzę się tamtych ludzi. Nie rozumiem jak można tak skrzywdzić niewinną osobę."
To gdy uratował mi po raz kolejny życie...
"Usłyszałam kroki... O nie... Właśnie
teraz kiedy potrzebuję być sama i upokarzać się sama przed sobą
wyobrażając sobie tłum w okół mnie idzie on... Teraz upokorzę się przed
nim... Akurat tego nie chcę... Ale wiem, że zasłużyłam. Skrzypnęły drzwi
balkonowe. Otworzyłam oczy i podniosłam wzrok. Tak jak myślałam stał
tam on. Doznał szoku. Nie dziwię się. Nie często na balkonie ma się
wariatkę... Spuściłam wzrok. Usłyszałam, że do mnie podbiega. Uklęknął.
Podniósł mnie. Klęczał w kałuży mojej krwi i łez. Wciągnął mnie na swoje
kolana i przytulił. Teraz i on był cały w mojej krwi. Poczułam na
skórze jego łzy. Podniosłam na niego wzrok. Z jego oczu leciała woda.
Odgarnął mi z twarzy zakrwawione włosy. Pocałował mnie w czoło. Wziął
mnie tak jak matka dziecko. Oparłam o niego głowę. Też był ubrudzony
krwią. Jego łza kapnęła na mój nos, inna na włosy, a jeszcze inna na
ranę, na ręku. Płakałam coraz bardziej. Już nie z żalu... Płakałam
dlatego, że sprawiłam, że cierpi. Cierpi na moje własne życzenie. Czemu
nie poszłam gdzieś indziej... Mogłam pójść do łazienki i się w niej
zamknąć. Czuję się źle... Jestem upokorzona i sprawiłam, że cierpi.
Trzyma mnie na rękach całą we krwi... Mogę umrzeć?... Nie chcę żyć...
Spojrzał w moje oczy. W jego zobaczyłam cierpienie. Cierpi przeze mnie?
Nie... To pewnie przez Ellę... Przecież jestem dla niego niczym.
- Proszę... Zostaw mnie... Nie chcę już żyć... Nie zasługuję na to...
- Księżniczko...
- Nie... Nie rań mnie jeszcze bardziej... Zasługuję tylko na to by leżeć w tej kałuży...
- Aniołku...
- Daleko mi do niego... Dla niektórych ludzie, którzy się tną to anioły... Ja nim nie jestem... Zasługuję na piekło...
- Skarbie...
- Daleko mi do niego... Jestem raczej karą dla każdego kogo spotkam...
- Słońce...
- Jestem ciemną stroną księżyca... Przynoszę cień na każdego kogo spotkam...
- Misiu...
- Co ze mnie za miś... Przytulanie mnie to raczej pokuta...
- Kochanie...
- Nie do mnie kierowane te słowa... Nie patrz na mnie przez pryzmat
Elli... Nigdy nie będę łatwa do kochania... Nigdy nie przyjmę prezentu
jak normalna dziewczyna... Nigdy nie będę dobrze wychowana gdyż
wychowałam się w przemocy, bólu, morzu krwi i łez... Nigdy nie będę
piękną dziewczyną, bo zawsze czegoś we mnie zabraknie... I nigdy tak
naprawdę mnie nie pokochasz, bo nigdy nie będę nią... Nigdy nie dorównam
osobie idealnej...
- Nie musisz być łatwa do kochania, bo miłość jest skomplikowana... Nie
musisz przyjmować wszystkich prezentów dobrowolnie, bo i tak na wszystko
mnie nie stać... Nie musisz być dobrze wychowana, bo tacy ludzie są
nudni... Nie musisz być piękna dla innych, dla mnie zawsze będziesz
najpiękniejsza... Nie musisz dorównywać osobie idealnej bo takie nie
istnieją... Nie musisz być nią, bo nie jest dla mnie najważniejsza... Ty
jesteś - objęłam go i schowałam głowę w jego szyi."
To gdy staliśmy na balkonie podczas burzy...
" Nienawidzę burzy. Chciałam pobiec do
kuchni, ale potknęłam się i upadłam. Super... Chłopak po kilku sekundach
był przy mnie. Pomógł mi wstać.
- Co się stało? - zapytał, a ja go przytuliłam - Boisz się burzy? -
kiwnęłam głową - Ej... Burza nie jest zła. Chodź - wziął mnie za rękę i
zaczęliśmy kierować się na górę. Wyszliśmy na balkon.
- Charlie nie. Proszę. Wejdźmy do domu - znów huknęło i błysło. Wtuliłam się w niego.
- Nie bój się. Patrz jak jest pięknie - podszedł ze mną do barierki i
zmusił bym spojrzała przed siebie. Rzeczywiście... Było bardzo pięknie.
Świat pogrążony w mroku i zimnie. Można powiedzieć, że w strachu, bo nie
tylko ja boję się burzy. Deszcz już nas przemoczył, ale nie
przejmowaliśmy się tym. Najwyżej będziemy chorzy, ale dla takiego widoku
warto. Na ulicach było pusto. W domach paliło się lekkie światło dawane
przez świece albo latarki. Nikogo nie było. Można by pomyśleć, że cały
świat umarł. Ani żywej duszy... Ani jednej oznaki życia. Tak... Chyba
polubię burzę. W ten obraz można wpatrywać się godzinami... Znów
usłyszeliśmy grzmot i zobaczyliśmy błysk. Niebo przecięła smuga światła.
Ciekawe w co uderzyła. Może w dom? Drzewo? Huśtawkę? Jezioro? Rzekę?
Nie wiem, ale to było piękne. Zawsze chowałam się podczas burzy. Bałam
się że piorun uderzy we mnie i umrę. Teraz... Nawet ta myśl mi nie
przeszkadzała. W końcu nie byłaby to dla świata żadna strata. Umarłaby
jeszcze jedna sierota i tyle. Nikt by nie płakał... - Lubię patrzyć na
burzę. Świat przez to wygląda milion razy piękniej. Tylko nie rozumiem
dlaczego ludzie tego nie dostrzegają. Przecież, to że coś jest
niebezpieczne nie czyni tego złym i brzydkim. Czasem wydaje mi się, że
jest wręcz przeciwnie. Wracamy do środka?
- A nie możemy tu zostać?
- Możemy - objął mnie, a ja położyłam na jego ramieniu głowę. "
Nasz pierwszy pocałunek...
"- To na pewno nie było powodem. Dręczyciele tacy są. Nie zmienisz ich - wziął mnie za ręce.
- Nie chodzi tylko o nich Charlie. Gdybym miała rodzinę wiedziałabym co mam zrobić chociażby w tej chwili.
- A nie możesz posłuchać serca?
- Nie, bo to nie jest dobry wskaźnik drogi, którą mamy podążać.
- Dlaczego tak sądzisz? Patrz gdzie mnie zaprowadziło kierowanie się sercem.
- Ale ty to ty. Ty masz szczęście w życiu. Ja wręcz przeciwnie...
- Wcale nie.
- Tak Charlie.
- Jak możesz sobie nie przynosić szczęścia dając je mi?
- Nie rozumiem... - nie odpowiedział. Przyciągną mnie bliżej siebie. Powiem szczerze, że bałam się. Bardzo... Jedną rękę położył na mojej szyi i podniósł moją głowę. Gdy to zrobił znów mnie objął. Poczułam jego oddech na mojej twarzy. Po chwili jego usta dotknęły moich. Nie wierzę, że to zrobił. Pod moimi powiekami pojawiły się łzy. Nie wiem ile tak staliśmy. Chyba w miarę długo bo usłyszałam grzmot. Gdy mnie puścił odsunęłam się od niego tak daleko jak tylko mogłam. Otworzyłam oczy i pozwoliłam mu zobaczyć moje łzy. Biłam się z myślami. Co powinnam zrobić? Nie wiem... Nikt mnie nigdy nie nauczył co powinnam zrobić. Pokręciłam głową i wybiegłam z jego pokoju, a następnie z domu."
- Nie chodzi tylko o nich Charlie. Gdybym miała rodzinę wiedziałabym co mam zrobić chociażby w tej chwili.
- A nie możesz posłuchać serca?
- Nie, bo to nie jest dobry wskaźnik drogi, którą mamy podążać.
- Dlaczego tak sądzisz? Patrz gdzie mnie zaprowadziło kierowanie się sercem.
- Ale ty to ty. Ty masz szczęście w życiu. Ja wręcz przeciwnie...
- Wcale nie.
- Tak Charlie.
- Jak możesz sobie nie przynosić szczęścia dając je mi?
- Nie rozumiem... - nie odpowiedział. Przyciągną mnie bliżej siebie. Powiem szczerze, że bałam się. Bardzo... Jedną rękę położył na mojej szyi i podniósł moją głowę. Gdy to zrobił znów mnie objął. Poczułam jego oddech na mojej twarzy. Po chwili jego usta dotknęły moich. Nie wierzę, że to zrobił. Pod moimi powiekami pojawiły się łzy. Nie wiem ile tak staliśmy. Chyba w miarę długo bo usłyszałam grzmot. Gdy mnie puścił odsunęłam się od niego tak daleko jak tylko mogłam. Otworzyłam oczy i pozwoliłam mu zobaczyć moje łzy. Biłam się z myślami. Co powinnam zrobić? Nie wiem... Nikt mnie nigdy nie nauczył co powinnam zrobić. Pokręciłam głową i wybiegłam z jego pokoju, a następnie z domu."
Gdy po raz pierwszy w życiu powiedziałam "Kocham Cię"...
" - Charlie... Ja... Ja nie rozumiem... Czemu ja? Przecież sam widzisz jak
wyglądam. Daleko mi od ideału. Co ty we mnie zobaczyłeś?
- Na prawdę chcesz wiedzieć kogo w Tobie widzę? - kiwnęłam głową - Więc widzę drobną, prześliczną i zaniedbaną blondynkę o błękitnych oczach. Jest strasznie wychudzona i w każdej chwili może mi ją porwać wiatr. Jej włosy wystarczy lekko podciąć i nabiorą blasku, oczy choć bez blasku są duże i widać w nich ciągły strach. Widać, że często się denerwuje, bo obgryza paznokcie i zdziera skórę z mimo wszystko bardzo miękkich ust. Ma bardzo dobre serce pomimo krzywd jakich doznała. Jest bardzo uparta i ciągle próbuje postawić na swoim, ale nie zawsze jej się udaje. Wystarczy poświęcić jej trochę uwagi i czasu aby dowiedzieć się, że jest krzywdzona przez wszystkich w okół w tym przeze mnie. Gdybym tylko mógł dałbym jej gwiazdę z nieba, bo zasługuje na wszystko co najlepsze. Może dla innych nie jest piękna, ale mam gdzieś ich zdanie. Dla mnie jest najpiękniejsza na świecie. Wiem, że pewnie nie wie jak się zachować, ale czekam na jakąś odpowiedź z jej strony - uśmiechnął się do mnie nie puszczając mojej ręki. Pewnie wie, że gdyby to zrobił to bym uciekła - Alex... Na prawdę chcę wiedzieć. Możesz coś powiedzieć? Albo zrobić? Cokolwiek - puścił moją rękę. Stałam z nim twarzą w twarz. Mogłam uciec, ale nie chciałam mu tego robić. Przeczesałam włosy rękami. Chciałabym nie bać się powiedzieć mu co czuję. Wiem co on czuje więc o co mi chodzi? Nie zostanę odrzucona. Podeszłam bliżej niego. Spojrzałam w jego oczy. Widziałam w nich niepewność. Wszystko zaczęło dziać się tak szybko. Położyłam dłonie na jego szyi, stanęłam na palcach i pocałowałam go. On położył ręce na mojej talii w ten sposób przyciągając bliżej siebie. Staliśmy tak dopóki nie zabrakło nam tlenu. Chłopak oparł swoje czoło o moje. Patrzył mi w oczy i uśmiechał się. W moich oczach były łzy, ale nie takie jak dotychczas. Tym razem to były łzy szczęścia.
- Ja Ciebie też Kocham Charlie.
- Gdzie ty się podziewałaś przez tyle lat?
- Na Polskim zadupiu i czekałam na cud.
- A przyszedł do Ciebie?
- Tak. Kiedyś prawie zostałam pobita w parku, ale taki jeden z przyjacielem mnie obronił.
- Chyba ich nie znam.
- Znasz lepiej niż Ci się wydaje. Zwłaszcza jednego z nich - znów mnie pocałował. Tym razem krócej. Wziął mnie na ręce i zaczął kierować się na górę do swojej sypialni. Położył się ze mną na łóżku i przykrył nas kołdrą. Przytulił mnie i znów pocałował."
- Na prawdę chcesz wiedzieć kogo w Tobie widzę? - kiwnęłam głową - Więc widzę drobną, prześliczną i zaniedbaną blondynkę o błękitnych oczach. Jest strasznie wychudzona i w każdej chwili może mi ją porwać wiatr. Jej włosy wystarczy lekko podciąć i nabiorą blasku, oczy choć bez blasku są duże i widać w nich ciągły strach. Widać, że często się denerwuje, bo obgryza paznokcie i zdziera skórę z mimo wszystko bardzo miękkich ust. Ma bardzo dobre serce pomimo krzywd jakich doznała. Jest bardzo uparta i ciągle próbuje postawić na swoim, ale nie zawsze jej się udaje. Wystarczy poświęcić jej trochę uwagi i czasu aby dowiedzieć się, że jest krzywdzona przez wszystkich w okół w tym przeze mnie. Gdybym tylko mógł dałbym jej gwiazdę z nieba, bo zasługuje na wszystko co najlepsze. Może dla innych nie jest piękna, ale mam gdzieś ich zdanie. Dla mnie jest najpiękniejsza na świecie. Wiem, że pewnie nie wie jak się zachować, ale czekam na jakąś odpowiedź z jej strony - uśmiechnął się do mnie nie puszczając mojej ręki. Pewnie wie, że gdyby to zrobił to bym uciekła - Alex... Na prawdę chcę wiedzieć. Możesz coś powiedzieć? Albo zrobić? Cokolwiek - puścił moją rękę. Stałam z nim twarzą w twarz. Mogłam uciec, ale nie chciałam mu tego robić. Przeczesałam włosy rękami. Chciałabym nie bać się powiedzieć mu co czuję. Wiem co on czuje więc o co mi chodzi? Nie zostanę odrzucona. Podeszłam bliżej niego. Spojrzałam w jego oczy. Widziałam w nich niepewność. Wszystko zaczęło dziać się tak szybko. Położyłam dłonie na jego szyi, stanęłam na palcach i pocałowałam go. On położył ręce na mojej talii w ten sposób przyciągając bliżej siebie. Staliśmy tak dopóki nie zabrakło nam tlenu. Chłopak oparł swoje czoło o moje. Patrzył mi w oczy i uśmiechał się. W moich oczach były łzy, ale nie takie jak dotychczas. Tym razem to były łzy szczęścia.
- Ja Ciebie też Kocham Charlie.
- Gdzie ty się podziewałaś przez tyle lat?
- Na Polskim zadupiu i czekałam na cud.
- A przyszedł do Ciebie?
- Tak. Kiedyś prawie zostałam pobita w parku, ale taki jeden z przyjacielem mnie obronił.
- Chyba ich nie znam.
- Znasz lepiej niż Ci się wydaje. Zwłaszcza jednego z nich - znów mnie pocałował. Tym razem krócej. Wziął mnie na ręce i zaczął kierować się na górę do swojej sypialni. Położył się ze mną na łóżku i przykrył nas kołdrą. Przytulił mnie i znów pocałował."
Gdy zbijał mi temperaturę podczas choroby...
" - Co jest? - zapytał zaniepokojony. Nagle zrobiło się strasznie zimno.
Opatuliłam się kocem. - Chyba wiem - wstał. Z szafki wziął termometr i
mi go podał. Zaczęłam mierzyć temperaturę, a on poszedł na górę. Pewnie
do swojego pokoju. Gdy urządzenie zaczęło pikać akurat na dół zszedł
blondyn z kołdrą. Wziął ode mnie termometr i opatulił mnie nakryciem. -
39,5. Nie wiem czy na dworze jest wystarczająco zimno, ale spróbuję -
zdjął koszulkę i zaczął kierować się w stronę wyjścia do ogrodu.
- Co ty robisz? - zapytałam ledwo przytomna.
- Tata zawsze gdy byłem chory chłodził się, a następnie mnie przytulał. Zbijał mi w ten sposób temperaturę - wyszedł. Czemu to robi? Przecież sam może się przeziębić. Ja będę chora tyle ile będę nie ważne co będzie się działo. Może robić co chce, ale to i tak nic nie da. Ewentualnie mnie wkurzy, ale on ma to chyba gdzieś. Martwi mnie tylko jedno, ale nie chcę na niego naciskać. Chciałabym wiedzieć...
Moje rozmyślanie przerwał chłopak. Czemu on musi tak wyglądać? To chyba jest moja pokuta tylko za co? Eh... To jest serio nie fair... Chociaż... On jest gwiazdą i musi dobrze wyglądać, a ja jestem nikim więc mi wygląd nie potrzebny. Matko czy ja myślę o wyglądzie? Serio jestem chora.
Charlie odkrył mnie i przytulił, a następnie przykrył nas oboje. Jak ma mi to niby pomóc?! Jest mi jeszcze zimniej niż poprzednio!
- To ma mi niby pomóc?
- Ci... Będzie lepiej. Spokojnie. Proszę - pocałował mnie w głowę. I jak nie być przy nim spokojnym. Nagle rozległo się pukanie do drzwi. - Nie przejmuj się to Leo. Zaraz dojdzie do jego łba, że ma klucze.
- Zimno mi Charlie.
- Poczekaj... Temperatura Ci spadnie i wszystko będzie dobrze - mocniej się w niego wtuliłam."
- Co ty robisz? - zapytałam ledwo przytomna.
- Tata zawsze gdy byłem chory chłodził się, a następnie mnie przytulał. Zbijał mi w ten sposób temperaturę - wyszedł. Czemu to robi? Przecież sam może się przeziębić. Ja będę chora tyle ile będę nie ważne co będzie się działo. Może robić co chce, ale to i tak nic nie da. Ewentualnie mnie wkurzy, ale on ma to chyba gdzieś. Martwi mnie tylko jedno, ale nie chcę na niego naciskać. Chciałabym wiedzieć...
Moje rozmyślanie przerwał chłopak. Czemu on musi tak wyglądać? To chyba jest moja pokuta tylko za co? Eh... To jest serio nie fair... Chociaż... On jest gwiazdą i musi dobrze wyglądać, a ja jestem nikim więc mi wygląd nie potrzebny. Matko czy ja myślę o wyglądzie? Serio jestem chora.
Charlie odkrył mnie i przytulił, a następnie przykrył nas oboje. Jak ma mi to niby pomóc?! Jest mi jeszcze zimniej niż poprzednio!
- To ma mi niby pomóc?
- Ci... Będzie lepiej. Spokojnie. Proszę - pocałował mnie w głowę. I jak nie być przy nim spokojnym. Nagle rozległo się pukanie do drzwi. - Nie przejmuj się to Leo. Zaraz dojdzie do jego łba, że ma klucze.
- Zimno mi Charlie.
- Poczekaj... Temperatura Ci spadnie i wszystko będzie dobrze - mocniej się w niego wtuliłam."
Gdy poprosił mnie o to abym została jego dziewczyną...
"Było mi tak dobrze, że nie miałam ochoty go z siebie zwalić.
- Alex?
- Zamknij się i nie psuj chwili ciszy i spokoju.
- Aż tak Ci się tu podoba?
- To miejsce idealne. Jak miałoby mi się tu nie podobać?
- Nie każdy lubi takie miejsca.
- Dla mnie takie miejsca są cudowne. Kocham je. W filmach i serialach też je lubią - zaśmialiśmy się. Chłopak nagle się spiął i usiadł inaczej. Do ławki siedział pod kątem prostym. Również tak usiałam. Wziął mnie za ręce.
- Alex, bo... - strasznie się stresował. - Relacja między nami stoi w miejscu. Pocałowaliśmy się i na tym się skończyło. Ja... Ja naprawdę Cię kocham i nie chcę żeby ta miłość wygasła - super. Teraz ja się zestresowałam. Cholera jasna... Nie umiem o tym gadać. - Wiem, że nie za bardzo umiesz o tym mówić, ale proszę... Powiedz co czujesz.
- Charlie ja... Już raz Ci mówiłam co czuję. Nie umiem tego zrobić jeszcze raz. To uczucie się nie zmieniło, ale...
- Nie o to chodzi. Wiem, że mnie kochasz. Gdyby było inaczej już by Cię tu nie było.
- To co mam Ci powiedzieć?
- Czy chcesz być ze mną? - zatkało mnie. Myślałam, że nie da się być bardziej zestresowanym niż byłam przed chwilą. Pomyliłam się.
- Ja... Ja... Wiesz, że nie umiem. Ty... Zasługujesz na osobę lepszą ode mnie. Oby dwoje wiemy, że nie podołam. Poza tym jeżeli byśmy się rozstali... Nasza przyjaźń by się rozpadła.
- Umiesz Alex. Ja w to wierzę. I dlaczego ty od razu zakładasz wszystko co najgorsze?
- Bo jestem pesymistką.
- To przestań nią być i przestań mi mówić, że zasługuję na kogoś lepszego, bo nikt lepszy nie stanie mi na drodze - matko... Nie wiem... Co mam mu cholera jasna odpowiedzieć? Kocham go, chcę z nim być, ale nie wiem jak mam mu to powiedzieć. Czemu ja muszę się tak wszystkim stresować? No czemu?! Myśl Alex... - Powiesz co? Bez nerwów. Nikt Cię nie goni.
- Ale co mam Ci odpowiedzieć? Wiem co chcę, ale nie wiem jakimi słowami.
- Wystarczy tak albo nie.
- Tak. Tylko nie spodziewaj się cudu. Dalej będę sobą, a wiesz jaka jestem.
- I właśnie taką Cię kocham - wstał razem ze mną i mnie przytulił.
- Czyli my...
- Tak - wypuścił mnie z objęć, a następnie pocałował. Teraz mam przy sobie cały mój świat. Mam nadzieję, że już nigdy go nie stracę."
- Alex?
- Zamknij się i nie psuj chwili ciszy i spokoju.
- Aż tak Ci się tu podoba?
- To miejsce idealne. Jak miałoby mi się tu nie podobać?
- Nie każdy lubi takie miejsca.
- Dla mnie takie miejsca są cudowne. Kocham je. W filmach i serialach też je lubią - zaśmialiśmy się. Chłopak nagle się spiął i usiadł inaczej. Do ławki siedział pod kątem prostym. Również tak usiałam. Wziął mnie za ręce.
- Alex, bo... - strasznie się stresował. - Relacja między nami stoi w miejscu. Pocałowaliśmy się i na tym się skończyło. Ja... Ja naprawdę Cię kocham i nie chcę żeby ta miłość wygasła - super. Teraz ja się zestresowałam. Cholera jasna... Nie umiem o tym gadać. - Wiem, że nie za bardzo umiesz o tym mówić, ale proszę... Powiedz co czujesz.
- Charlie ja... Już raz Ci mówiłam co czuję. Nie umiem tego zrobić jeszcze raz. To uczucie się nie zmieniło, ale...
- Nie o to chodzi. Wiem, że mnie kochasz. Gdyby było inaczej już by Cię tu nie było.
- To co mam Ci powiedzieć?
- Czy chcesz być ze mną? - zatkało mnie. Myślałam, że nie da się być bardziej zestresowanym niż byłam przed chwilą. Pomyliłam się.
- Ja... Ja... Wiesz, że nie umiem. Ty... Zasługujesz na osobę lepszą ode mnie. Oby dwoje wiemy, że nie podołam. Poza tym jeżeli byśmy się rozstali... Nasza przyjaźń by się rozpadła.
- Umiesz Alex. Ja w to wierzę. I dlaczego ty od razu zakładasz wszystko co najgorsze?
- Bo jestem pesymistką.
- To przestań nią być i przestań mi mówić, że zasługuję na kogoś lepszego, bo nikt lepszy nie stanie mi na drodze - matko... Nie wiem... Co mam mu cholera jasna odpowiedzieć? Kocham go, chcę z nim być, ale nie wiem jak mam mu to powiedzieć. Czemu ja muszę się tak wszystkim stresować? No czemu?! Myśl Alex... - Powiesz co? Bez nerwów. Nikt Cię nie goni.
- Ale co mam Ci odpowiedzieć? Wiem co chcę, ale nie wiem jakimi słowami.
- Wystarczy tak albo nie.
- Tak. Tylko nie spodziewaj się cudu. Dalej będę sobą, a wiesz jaka jestem.
- I właśnie taką Cię kocham - wstał razem ze mną i mnie przytulił.
- Czyli my...
- Tak - wypuścił mnie z objęć, a następnie pocałował. Teraz mam przy sobie cały mój świat. Mam nadzieję, że już nigdy go nie stracę."
Gdy nie poznał mnie przed urodzinami Leo...
"Charlie mnie złapał. Pomógł mi wstać. Chwycił moją rękę i odszedł krok w tył. - Angel?
- No?
- Gdzie jest moja Księżniczka i co jej małpo zrobiłaś?
- Dziękuję bardzo - odezwałam się lekko zirytowana.
- Oj żartuję - podszedł do mnie i mnie pocałował. -Wyglądasz przepięknie. Tylko nie zabij mi się w tych butach."
- No?
- Gdzie jest moja Księżniczka i co jej małpo zrobiłaś?
- Dziękuję bardzo - odezwałam się lekko zirytowana.
- Oj żartuję - podszedł do mnie i mnie pocałował. -Wyglądasz przepięknie. Tylko nie zabij mi się w tych butach."
Jego słowa gdy mówił, że jestem sensem jego życia...
"- Dlatego czasem zastanawiam się czy jest sens o to wszystko walczyć...
- Księżniczko co mam zrobić żebyś chciała dalej walczyć o nas? O to co nas łączy? - złapał mnie za dłonie, a w moich oczach pojawiły się łzy.
- Nie wiem czy jest taka rzecz... - uklęknął. - Nie wygłupiaj się i wstań.
- Alex zrobię wszystko. Potrzebuję Cię.
- Proszę wstań. Nie mogę tak rozmawiać - zrobił to. - Nie mów, że mnie potrzebujesz, bo beze mnie też sobie poradzisz.
- Nie poradzę. Odkąd Cię poznałem odnalazłem siebie. Wiem po co robię wszystko. Wstaję żeby zobaczyć Ciebie obok. Oddycham żeby móc poczuć Twój zapach. Jem żeby mieć siłę aby obronić Cię przed całym złem tego świata. Zasypiam żeby móc tulić Cię tyle ile będę chciał. Śpię żeby móc Cię rano zobaczyć. Jesteś głosem, który słyszę w mojej głowie, brakującą częścią, której potrzebuję,
piosenką we mnie. Jesteś sensem mojego życia.
- Ale Ella... - przerwał mi.
- Dalej się nią przejmujesz? Myślałem, że już uznałaś ją za przeszłość.
- Nie umiem. Wiem, że wspomnienie o niej dalej żyje w Twoim sercu. Kochałeś ją. Taki znak nie znika. Pamiętaj, że pierwsza miłość zawsze jest najsilniejsza - zasmuciłam się. W końcu on jest pierwszą osobą, którą pokochałam. Niestety wiem, że ten związek długo nie potrwa.
- W takim razie nigdy jej nie kochałem - wzruszył ramionami i otarł moje łzy. Przy nim nie umiem ukrywać tego co czuję. Szkoda, bo bardzo by mi się ta umiejętność przydała. Najgorsze, że zawsze wiem co powiedzieć. Cóż... Teraz jest pierwszy raz kiedy nie mogę się wysłowić i nie zrobię tego. Po prostu go przytuliłam. Oddał uścisk. Tak bardzo potrzebowałam jego ramion... Jego wewnętrznego spokoju bijącego na kilometry. - Widzę, że zatkało - kiwnęłam głową na co się zaśmiał. - Czyli jesteś śpiąca - wziął mnie na ręce i zaczął kierować się do pokoju. Będąc tam położył mnie na łóżku i zdjął mi buty. Położył się, przytulił mnie i przykrył nas kołdrą."
Nasze poznańskie odpały...
"- No może trochę - gdy już byłyśmy w odpowiedniej sali rzucił się na mnie Charlie przewracając mnie. Musiało to wyglądać całkiem dziwnie, bo... Leżałam pod nim. Nie wiem czy już to mówiłam, ale jak na tak chudą osobę był strasznie ciężki! - Złaź klocu!
- Co?
- No złaź!
- Alex mów po angielsku - zauważył. Zaczęłam się śmiać.
- Wybacz, ale ciężko co chwila mówić w innym języku - pocałował mnie. Słyszałam jak brunety chyba płaczą ze śmiechu. No co? To serio musiało wyglądać dziwnie! Gdy się trochę ode mnie odsunął zaczęłam się wiercić. - Złaź klocu!
- Jak mnie nazwałaś.
- Kloc. Nie moja wina, że jesteś taki chudy, a jednak taki ciężki - już miał mnie zacząć łaskotać, ale w porę złapałam go za ręce. - Nie, nie, nie. Nie pamiętasz co się stało jakiś czas temu w Londynie?
- No tak. Jak wrócimy idziesz do lekarza.
- Wal się - powiedziałam i go z siebie zrzuciłam. Mimo to ani ja, ani on nie podnosiliśmy się z podłogi. Przyznam, że była całkiem wygodna.
- Ale tak sam?
- Tak.
- To tak się da?!
- Da głąbie! Książek nie czytałeś?
- Nie. Mam normalny mózg.
- Ciekawe, z której strony.
- Z każdej.
- Nie pochlebiaj sobie.
- Nie pochlebiam. Mówię całą prawdę.
- Wmawiaj to sobie.
- A co? Uważasz, że jest inaczej?
- A żebyś wiedział - podniosłam się do pozycji siedzącej, a on razem ze mną."
- Co? Alex nie wolno Ci tak mówić.
- Jak mam tak nie mówić? Zauważ, że co chwila się kłócimy. Jaki jest sens żebyś ty mnie ranił, a później o mnie martwił?
- Kocham Cię to jest powód dla, którego nie chcę kończyć.
- Też Cię kocham, ale... Nie chcę cierpieć.- Księżniczko co mam zrobić żebyś chciała dalej walczyć o nas? O to co nas łączy? - złapał mnie za dłonie, a w moich oczach pojawiły się łzy.
- Nie wiem czy jest taka rzecz... - uklęknął. - Nie wygłupiaj się i wstań.
- Alex zrobię wszystko. Potrzebuję Cię.
- Proszę wstań. Nie mogę tak rozmawiać - zrobił to. - Nie mów, że mnie potrzebujesz, bo beze mnie też sobie poradzisz.
- Nie poradzę. Odkąd Cię poznałem odnalazłem siebie. Wiem po co robię wszystko. Wstaję żeby zobaczyć Ciebie obok. Oddycham żeby móc poczuć Twój zapach. Jem żeby mieć siłę aby obronić Cię przed całym złem tego świata. Zasypiam żeby móc tulić Cię tyle ile będę chciał. Śpię żeby móc Cię rano zobaczyć. Jesteś głosem, który słyszę w mojej głowie, brakującą częścią, której potrzebuję,
piosenką we mnie. Jesteś sensem mojego życia.
- Ale Ella... - przerwał mi.
- Dalej się nią przejmujesz? Myślałem, że już uznałaś ją za przeszłość.
- Nie umiem. Wiem, że wspomnienie o niej dalej żyje w Twoim sercu. Kochałeś ją. Taki znak nie znika. Pamiętaj, że pierwsza miłość zawsze jest najsilniejsza - zasmuciłam się. W końcu on jest pierwszą osobą, którą pokochałam. Niestety wiem, że ten związek długo nie potrwa.
- W takim razie nigdy jej nie kochałem - wzruszył ramionami i otarł moje łzy. Przy nim nie umiem ukrywać tego co czuję. Szkoda, bo bardzo by mi się ta umiejętność przydała. Najgorsze, że zawsze wiem co powiedzieć. Cóż... Teraz jest pierwszy raz kiedy nie mogę się wysłowić i nie zrobię tego. Po prostu go przytuliłam. Oddał uścisk. Tak bardzo potrzebowałam jego ramion... Jego wewnętrznego spokoju bijącego na kilometry. - Widzę, że zatkało - kiwnęłam głową na co się zaśmiał. - Czyli jesteś śpiąca - wziął mnie na ręce i zaczął kierować się do pokoju. Będąc tam położył mnie na łóżku i zdjął mi buty. Położył się, przytulił mnie i przykrył nas kołdrą."
Nasze poznańskie odpały...
"- No może trochę - gdy już byłyśmy w odpowiedniej sali rzucił się na mnie Charlie przewracając mnie. Musiało to wyglądać całkiem dziwnie, bo... Leżałam pod nim. Nie wiem czy już to mówiłam, ale jak na tak chudą osobę był strasznie ciężki! - Złaź klocu!
- Co?
- No złaź!
- Alex mów po angielsku - zauważył. Zaczęłam się śmiać.
- Wybacz, ale ciężko co chwila mówić w innym języku - pocałował mnie. Słyszałam jak brunety chyba płaczą ze śmiechu. No co? To serio musiało wyglądać dziwnie! Gdy się trochę ode mnie odsunął zaczęłam się wiercić. - Złaź klocu!
- Jak mnie nazwałaś.
- Kloc. Nie moja wina, że jesteś taki chudy, a jednak taki ciężki - już miał mnie zacząć łaskotać, ale w porę złapałam go za ręce. - Nie, nie, nie. Nie pamiętasz co się stało jakiś czas temu w Londynie?
- No tak. Jak wrócimy idziesz do lekarza.
- Wal się - powiedziałam i go z siebie zrzuciłam. Mimo to ani ja, ani on nie podnosiliśmy się z podłogi. Przyznam, że była całkiem wygodna.
- Ale tak sam?
- Tak.
- To tak się da?!
- Da głąbie! Książek nie czytałeś?
- Nie. Mam normalny mózg.
- Ciekawe, z której strony.
- Z każdej.
- Nie pochlebiaj sobie.
- Nie pochlebiam. Mówię całą prawdę.
- Wmawiaj to sobie.
- A co? Uważasz, że jest inaczej?
- A żebyś wiedział - podniosłam się do pozycji siedzącej, a on razem ze mną."
Nasze zerwanie...
" - Widzisz Charlie już wiesz co powinieneś zrobić. Ona dalej Cię kocha. A ty ją. Wiem to. Czuję to.
- Co ty możesz wiedzieć?
-
Wiele. Jak do koncertu w Warszawie nie opuszczałeś mnie na dłużej niż
godzina, a wtedy. Gdy już wróciłam z tej pieprzonej łazienki mogłeś
podejść. Zapytać jak się czuję... Zrobić cokolwiek! Nie zrobiłeś nic.
Jak Jeremi już ode mnie odszedł kto podszedł? Leo. A kto powinien? Ty.
Wiesz dobrze, że ja nie dałabym rady. Wiesz co ze mną zrobiła myśl, że
ona pewnego dnia wróci i mi Ciebie zabierze. Zapewniłeś, że to się nie
stanie - z moich oczu zaczęły lecieć gorzkie łzy. - Ale zostawmy ten
koncert. Jak trafiłam do szpitala... Nie przyszedłeś ani razu. Dlaczego?
Dlatego że tak bardzo Ci na mnie zależy?
- Alex...
- Nie. To koniec - nic nie powiedział. Wstał i wyszedł. Została ona."
To gdy prosiłam aby dał mi odejść...
" - Nie Charlie. Ludzie idealni powinni być z ludźmi idealnymi, a wyrzutki jak ja... Zasługują tylko na samotność. Nie pojmiesz tego toku myślenia, bo... Musiał być zaznać tyle cierpienia co ja. Po prostu pogódź się z tym, że to koniec i daj mi odejść...
To gdy prosiłam aby dał mi odejść...
" - Nie Charlie. Ludzie idealni powinni być z ludźmi idealnymi, a wyrzutki jak ja... Zasługują tylko na samotność. Nie pojmiesz tego toku myślenia, bo... Musiał być zaznać tyle cierpienia co ja. Po prostu pogódź się z tym, że to koniec i daj mi odejść...
- Nie mogę dać Ci tak po prostu odejść! Nie po tym co razem przeszliśmy!
- No niby co było aż tak wyjątkowe? - podszedł bliżej mnie i złapał mnie za ręce.
- Każdy dzień spędzony z Tobą. Skoro już nie chcesz być ze mną to chociaż się nie wyprowadzaj."
Nasze pożegnanie...
Nasze pożegnanie...
"-
Nie ma sprawy - ostatni był Charlie. Podeszłam do niego. Nie wiedziałam
co mam powiedzieć dlatego wspięłam się na palce i po prostu go
pocałowałam. Wiem, że teraz będzie mi o wiele trudniej powiedzieć to co
zamierzam, ale... Nie mogę inaczej. Staliśmy tak dłuższą chwilę. Gdy się
odsunęłam miałam łzy w oczach. Chciał coś powiedzieć, ale musiałam
przerwać.
- Nic nie mów. Chłopaki wybaczcie, że to powiem, ale inaczej być nie może. Wy... Musicie o mnie zapomnieć.
- Co?! - krzyknęli jednocześnie.
-
Tak... Wy... Musicie się rozwijać i nie zostawić nikogo za sobą. Angel
wiem, że dotrzyma wam kroku, bo zawsze będzie tuż obok, a ja... Ja
wyjeżdżam. Musicie kontynuować karierę i być szczęśliwi.
- Alex nie pleć bzdur - skomentował blondyn.
-
Nie plotę Charlie. Nauczyliście mnie żyć i jestem wam za to cholernie
wdzięczna, ale teraz... Musicie zapomnieć. Żyjcie tak jakbym ja już nie
żyła, a będzie wam łatwiej. Żegnajcie - nie czekałam na odpowiedź."
Na ostatnie wspomnienie z moich oczu kapnęły łzy. Marty wziął mnie za rękę, a ja spojrzałam na niego.
- Już dobrze młoda.
- Nic nie jest dobrze. Oni... Zapomnieli...
- Skąd wiesz? Może wspominają Cię tak jak ty ich?
-
Na pewno nie... Za bardzo ich zraniłam. Zwłaszcza Charlie'go -
dotknęłam ręką naszyjnik od niego. Przez te 6 lat tak bardzo za nim
tęskniłam... Moje uczucie nie zmalało nawet odrobinę. Można wręcz
powiedzieć, że tylko się zwiększyło.
-
Ej. Głowa do góry. Wracasz do nich - uśmiechnął się i nagle poczuliśmy
jak samolot zaczyna kołować po pasie lotniska. Bristol! Wracam do Ciebie
napisać dalszą część Together We Can Do More...
Rozdział 36: Cień
Później
Rozdział 36: Cień
Cierpienie
nigdy nie maleje tak samo jaki i tęsknota... Oby dwa te uczucia w
pewnym momencie stopują, a za jakiś czas zalewają nas falą bólu i
smutku...
Później
Jesteśmy
właśnie przed lotniskiem Stansted i czekamy na samochód. Marty jest
takim chorym pojebem, że wynajął samochód z szoferem. Nie wnikajmy w
jego głupotę. Niestety. Nie ma na nią lekarstwa. Pewnie gdybym nie
przerwała studiów wymyśliłabym je, ale w sumie po co? Marty jest
zajebisty taki jaki jest. Gdy samochód podjechał weszliśmy do środka.
- Za ile będziemy? - zapytałam brata ciut zmęczona. Lot serio mnie wymęczył... A może bardziej te wspomnienia?
- Za jakieś 2 godziny. Prześpij się.
- Ok - ułożyłam głowę na jego ramieniu i po chwili odleciałam...
~***~
To dziś kończy 22 lata. Ostatni raz widziałem ją gdy miała 16. Ciekawe jak się zmieniła. Czy wypiękniała? W ogóle... Czy to możliwe? Była idealna te 6 lat temu. Chyba niemożliwe żeby była bardziej idealna niż wtedy. Chyba tak... W końcu już wtedy z każdym dniem była coraz piękniejsza. Ale może zacznijmy od początku. Także... Jestem Charlie mam rocznikowo 23 lata, ale pewnie już mnie kojarzycie. Wolałem się mimo wszystko znów przedstawić. Tak jak mówiłem moja księżniczka kończy dziś 22 lata. Jestem bardzo ciekawy jak wygląda i jak ułożyła sobie życie. Pewnie ciekawi was czemu się nie odezwę do niej. Chcę uszanować to, że kazała mi zapomnieć. Znaczy... Nie zapomniałem, ale ona pewnie tak. Z resztą... Nie ważne. Za pewne ciekawi was jak ja, Leo i Angel ułożyliśmy sobie to wszystko od jej wyjazdu. Angel pogodziła się z mamą, a jej ojciec trafił za kratki. Ona i Leo dalej są razem. Mieszkają ze sobą i co zabawne jakiś tydzień temu Leo jej się oświadczył. Nie wiem kiedy chcą brać ślub. Ogólnie to są mega szczęśliwi. Mimo to nie raz ich związek prawie by się rozpadł. Eh... Takie charakterki... Ja... Gdy skończyłem 19 lat wyprowadziłem się i mieszkam sam. Nic się u mnie ciekawego nie dzieje. Tak jak myślałem. Od wyjazdu Alex nie byłem z nikim. Żadna dziewczyna nie wpadła mi w oko. Zawsze była tylko ona... Luke i Matt się z nami zaprzyjaźnili. Znaczy ze mną to bardziej Luke, bo do Matt'a w dalszym ciągu mam pewien, dość spory dystans. Wszystko się u nich ułożyło. Można więc powiedzieć, że jesteśmy piątką ogromnych przyjaciół. No prawie... Ci dwaj wcześniej wymienieni rzadko kiedy są w mieście. Przeważnie siedzą w Londynie. Czemu? Mają tam dobrą pracę. Oczywiście ja i Leo to dalej Ci z Bars And Melody. Mieliśmy dwa lata temu gorszy okres, ale... To już minęło.
- Ziom! Ogarnij się z łaski swojej! - wrzasnął na mnie Leo. No tak. W końcu siedzę u nich już dobre dwie godziny, a od godziny jestem trupem.
- Co?
- No jak? Zacznij żyć. Zapomnij. Wyjechała. Rozumiem, cierpienie i w ogóle, ale ona nie wróci. Musisz żyć tak jakby jej nigdy nie było.
- Łatwo Ci mówić. Angel jest przy Tobie. Nie mówiłbyś tak gdyby ona też zniknęła.
- Na początku na pewno nie, ale z czasem tak. Po 6 latach na pewno. Zrozum. Nie ma jej. Nie jesteś u schyłku życia. Zacznij korzystać. Możesz na przykład pójść jutro przywitać z nami nowych sąsiadów.
- Że kogo? - to my będziemy mieli nowych sąsiadów?
- Leo zapomniałeś, że on łazi z głową w chmurach - zaśmiała się siadając na kanapie narzeczona mojego przyjaciela. - Jutro wprowadzają się naprzeciwko Ciebie nowi sąsiedzi. Właściwie dzisiaj, ale pewnie będą chcieli odpocząć. Słyszałam, że przyjechali z innego kraju - spojrzałem na nią zdziwiony.
- Myślisz, że... - brunet mi przerwał.
- Jest jedna szansa na milion, że to ona.
- Ale jakaś jest!
- Charlie... - zaczęła bardzo spokojnie Angel. No tak w końcu studiuje psychologie. - Dobrze wiemy, że szanse są marne. Wyjechała, bo chciała poznać swoją rodzinę. Po co miałaby tu wracać? Wybacz, że to powiem, ale... Gdyby o Tobie pamiętała albo za Tobą tęskniła odwiedziłaby Cię. Skontaktowała się w jakikolwiek sposób. Nie kontaktowała się ani z Tobą, ani z Leo, ani ze mną. Ona ma swoje życie tam. Na pewno ułożyła je sobie. Ma chłopaka, narzeczonego, może nawet męża.
- Przestań! - krzyknąłem.
- Wiem, że Cię to rani, ale taka jest prawda. Powinieneś też ułożyć sobie życie.
- Dlaczego gdy do was przychodzę robicie z niej potwora! Pomogła Wam! Mi z resztą też! Mam was serdecznie dość! - wstałem i wyszedłem trzaskając drzwiami. Mam ich serdecznie dość! Zawsze chcą ją zniszczyć w moich oczach. Pokazać, że już mnie nie kocha, że już zapomniała. Tak na pewno nie jest! Na pewno! Czuję to. Nie może być inaczej. A może? Nie! Nie, nie, nie i jeszcze raz nie!
Cały wnerwiony udałem się nad rzekę. W to miejsce, które tak uwielbiała. To miejsce, w których staliśmy się parą. Boli mnie przebywanie tu, ale... Mam wrażenie, że tu jest ze mną. Tak jak tego dnia. Nigdy jej nie zapomnę. Czemu nie walczyłem? Mogłem coś zrobić. Przekonać żeby została. Czemu musiałem być takim idiotą? Chociaż... Teraz jest szczęśliwa. Przecież tego zawsze pragnąłem. Bez względu na wszystko.
Grr! Nie wiem już co mam robić. Tęsknię za nią. Chciałbym się z nią skontaktować. Jakkolwiek! Ale boję się... Boję, że już o wszystkim zapomniała. Nie wiem co bym zrobił gdybym usłyszał pytanie "Kim jesteś?". Nie zniósłbym tego. Pamiętam wszystko co z nią związane. Każdą kłótnie, pocałunek, przytulenie, rozmowę... Wszystko! Każde z tych wspomnień, z każdym dniem boli coraz bardziej. Gdybym mógł ją chociaż na chwilę przytulić... Powiedzieć jak bardzo ją kocham... Ale nie. Prawdopodobnie nigdy jej już nie zobaczę. Życie to wredna dziwka... Zawsze zrobi wszystko żebyśmy cierpieli. Tylko czemu? Jak zawiniłem? Tak, że chciałem być szczęśliwy? Czy to aż tak wiele?
Nagle poczułam kapiącą na mnie wodę. O no pięknie. Kiedy tu wyczuwam deszcz zawsze jest niezła ulewa. Cudownie! Wstałem i skierowałem się do domu. Oczywiście za nim do niego doszedłem byłem cały przemoczony. Będąc przy drzwiach zobaczyłem, że do domu na przeciwko podjeżdża limuzyna. Świetnie. Czyli sąsiedzi przyjechali. Chyba nie bardzo chcę ich poznać. No cóż... Niestety będę musiał. Obiecałem Leo, a obietnicy danej przyjacielowi nie można zerwać. Jakoś przeżyję...
Następny dzień
Godzina 15
Właśnie wraz z przyjaciółmi stoję pod drzwiami domu sąsiadów. Czekamy aż ktoś otworzy.
- Serio muszę być z wami? - zapytałem. Serio mi się nie chce.
- Tak! - krzyknął mój przyjaciel. Nagle drzwi się otworzyły. Nie wierzę! Stał w nich Marty!
- O! Siema. Nie myślałem, że dzisiaj was spotkam. Miałem w planach pójść do was jutro. Gdzie wy mieszkacie? - zapytał uśmiechnięty. Podszedłem do niego i złapałem go za ramiona.
- Jest z Tobą Alex? - spojrzałem mu w oczy.
- Nie ma jej - odpowiedział, a ja myślałem, że się załamię. Nie chciałem go dalej słuchać. Odwróciłem się i zacząłem odchodzić. - Charlie! Nie ma jej w domu. Poszła się przejść. Chciała zwiedzić okolicę czy coś. Mówiła, że pójdzie nad rzekę - zwróciłem się w jego kierunku.
- Dziękuję Ci - powiedziałem i odbiegłem. Znajdę ją! Muszę!
~***~
- Co mu się stało? - zapytał zdziwiony Marty.
- Odkąd wyjechaliście łazi przybity, bo Alex zerwała z nim kontakt - odpowiedziałem.
- Uuu... To pewnie musi być wkurzający.
- Nawet nie wiesz jak - zaśmiała się Angel.
- A to szybko się zejdą. Alex też łazi smutna. Już momentami mam jej dość.
- Miejmy nadzieję.
- Przestańcie. Nie wiem jak ty Marty, ale Leo dobrze wiesz ile czasu minęło za nim się zeszli.
- Mówiła mi. Ale chyba nie myślisz, że znowu będą bawić się w podchody i FriendZone - spojrzałem na niego wymownie. - A niech to szlag...
~***~
Siedzę po raz pierwszy od kilku lat na tej cudownej ławce, w tym cudownym miejscu. Nic się tu nie zmieniło. Pierwsza moja myśl? Czy Charlie tu jeszcze przychodzi... W ogóle czy mieszka jeszcze w Bristolu... Od 4 lat nie śledzę kariery Bars And Melody. Czemu? Nie jestem w stanie. Widzieć ich... Dowiadywać się o nich... Nie móc ich przytulić... To zdecydowanie najgorsza rzecz jaka kiedykolwiek mnie spotkała. Siedząc tak i patrząc w ziemię zobaczyłam cień. Odwróciłam się w stronę jego właściciela...
Rozdział 37: (nienazwany był i nawet niedokończony)
- Za ile będziemy? - zapytałam brata ciut zmęczona. Lot serio mnie wymęczył... A może bardziej te wspomnienia?
- Za jakieś 2 godziny. Prześpij się.
- Ok - ułożyłam głowę na jego ramieniu i po chwili odleciałam...
~***~
To dziś kończy 22 lata. Ostatni raz widziałem ją gdy miała 16. Ciekawe jak się zmieniła. Czy wypiękniała? W ogóle... Czy to możliwe? Była idealna te 6 lat temu. Chyba niemożliwe żeby była bardziej idealna niż wtedy. Chyba tak... W końcu już wtedy z każdym dniem była coraz piękniejsza. Ale może zacznijmy od początku. Także... Jestem Charlie mam rocznikowo 23 lata, ale pewnie już mnie kojarzycie. Wolałem się mimo wszystko znów przedstawić. Tak jak mówiłem moja księżniczka kończy dziś 22 lata. Jestem bardzo ciekawy jak wygląda i jak ułożyła sobie życie. Pewnie ciekawi was czemu się nie odezwę do niej. Chcę uszanować to, że kazała mi zapomnieć. Znaczy... Nie zapomniałem, ale ona pewnie tak. Z resztą... Nie ważne. Za pewne ciekawi was jak ja, Leo i Angel ułożyliśmy sobie to wszystko od jej wyjazdu. Angel pogodziła się z mamą, a jej ojciec trafił za kratki. Ona i Leo dalej są razem. Mieszkają ze sobą i co zabawne jakiś tydzień temu Leo jej się oświadczył. Nie wiem kiedy chcą brać ślub. Ogólnie to są mega szczęśliwi. Mimo to nie raz ich związek prawie by się rozpadł. Eh... Takie charakterki... Ja... Gdy skończyłem 19 lat wyprowadziłem się i mieszkam sam. Nic się u mnie ciekawego nie dzieje. Tak jak myślałem. Od wyjazdu Alex nie byłem z nikim. Żadna dziewczyna nie wpadła mi w oko. Zawsze była tylko ona... Luke i Matt się z nami zaprzyjaźnili. Znaczy ze mną to bardziej Luke, bo do Matt'a w dalszym ciągu mam pewien, dość spory dystans. Wszystko się u nich ułożyło. Można więc powiedzieć, że jesteśmy piątką ogromnych przyjaciół. No prawie... Ci dwaj wcześniej wymienieni rzadko kiedy są w mieście. Przeważnie siedzą w Londynie. Czemu? Mają tam dobrą pracę. Oczywiście ja i Leo to dalej Ci z Bars And Melody. Mieliśmy dwa lata temu gorszy okres, ale... To już minęło.
- Ziom! Ogarnij się z łaski swojej! - wrzasnął na mnie Leo. No tak. W końcu siedzę u nich już dobre dwie godziny, a od godziny jestem trupem.
- Co?
- No jak? Zacznij żyć. Zapomnij. Wyjechała. Rozumiem, cierpienie i w ogóle, ale ona nie wróci. Musisz żyć tak jakby jej nigdy nie było.
- Łatwo Ci mówić. Angel jest przy Tobie. Nie mówiłbyś tak gdyby ona też zniknęła.
- Na początku na pewno nie, ale z czasem tak. Po 6 latach na pewno. Zrozum. Nie ma jej. Nie jesteś u schyłku życia. Zacznij korzystać. Możesz na przykład pójść jutro przywitać z nami nowych sąsiadów.
- Że kogo? - to my będziemy mieli nowych sąsiadów?
- Leo zapomniałeś, że on łazi z głową w chmurach - zaśmiała się siadając na kanapie narzeczona mojego przyjaciela. - Jutro wprowadzają się naprzeciwko Ciebie nowi sąsiedzi. Właściwie dzisiaj, ale pewnie będą chcieli odpocząć. Słyszałam, że przyjechali z innego kraju - spojrzałem na nią zdziwiony.
- Myślisz, że... - brunet mi przerwał.
- Jest jedna szansa na milion, że to ona.
- Ale jakaś jest!
- Charlie... - zaczęła bardzo spokojnie Angel. No tak w końcu studiuje psychologie. - Dobrze wiemy, że szanse są marne. Wyjechała, bo chciała poznać swoją rodzinę. Po co miałaby tu wracać? Wybacz, że to powiem, ale... Gdyby o Tobie pamiętała albo za Tobą tęskniła odwiedziłaby Cię. Skontaktowała się w jakikolwiek sposób. Nie kontaktowała się ani z Tobą, ani z Leo, ani ze mną. Ona ma swoje życie tam. Na pewno ułożyła je sobie. Ma chłopaka, narzeczonego, może nawet męża.
- Przestań! - krzyknąłem.
- Wiem, że Cię to rani, ale taka jest prawda. Powinieneś też ułożyć sobie życie.
- Dlaczego gdy do was przychodzę robicie z niej potwora! Pomogła Wam! Mi z resztą też! Mam was serdecznie dość! - wstałem i wyszedłem trzaskając drzwiami. Mam ich serdecznie dość! Zawsze chcą ją zniszczyć w moich oczach. Pokazać, że już mnie nie kocha, że już zapomniała. Tak na pewno nie jest! Na pewno! Czuję to. Nie może być inaczej. A może? Nie! Nie, nie, nie i jeszcze raz nie!
Cały wnerwiony udałem się nad rzekę. W to miejsce, które tak uwielbiała. To miejsce, w których staliśmy się parą. Boli mnie przebywanie tu, ale... Mam wrażenie, że tu jest ze mną. Tak jak tego dnia. Nigdy jej nie zapomnę. Czemu nie walczyłem? Mogłem coś zrobić. Przekonać żeby została. Czemu musiałem być takim idiotą? Chociaż... Teraz jest szczęśliwa. Przecież tego zawsze pragnąłem. Bez względu na wszystko.
Grr! Nie wiem już co mam robić. Tęsknię za nią. Chciałbym się z nią skontaktować. Jakkolwiek! Ale boję się... Boję, że już o wszystkim zapomniała. Nie wiem co bym zrobił gdybym usłyszał pytanie "Kim jesteś?". Nie zniósłbym tego. Pamiętam wszystko co z nią związane. Każdą kłótnie, pocałunek, przytulenie, rozmowę... Wszystko! Każde z tych wspomnień, z każdym dniem boli coraz bardziej. Gdybym mógł ją chociaż na chwilę przytulić... Powiedzieć jak bardzo ją kocham... Ale nie. Prawdopodobnie nigdy jej już nie zobaczę. Życie to wredna dziwka... Zawsze zrobi wszystko żebyśmy cierpieli. Tylko czemu? Jak zawiniłem? Tak, że chciałem być szczęśliwy? Czy to aż tak wiele?
Nagle poczułam kapiącą na mnie wodę. O no pięknie. Kiedy tu wyczuwam deszcz zawsze jest niezła ulewa. Cudownie! Wstałem i skierowałem się do domu. Oczywiście za nim do niego doszedłem byłem cały przemoczony. Będąc przy drzwiach zobaczyłem, że do domu na przeciwko podjeżdża limuzyna. Świetnie. Czyli sąsiedzi przyjechali. Chyba nie bardzo chcę ich poznać. No cóż... Niestety będę musiał. Obiecałem Leo, a obietnicy danej przyjacielowi nie można zerwać. Jakoś przeżyję...
Następny dzień
Godzina 15
Właśnie wraz z przyjaciółmi stoję pod drzwiami domu sąsiadów. Czekamy aż ktoś otworzy.
- Serio muszę być z wami? - zapytałem. Serio mi się nie chce.
- Tak! - krzyknął mój przyjaciel. Nagle drzwi się otworzyły. Nie wierzę! Stał w nich Marty!
- O! Siema. Nie myślałem, że dzisiaj was spotkam. Miałem w planach pójść do was jutro. Gdzie wy mieszkacie? - zapytał uśmiechnięty. Podszedłem do niego i złapałem go za ramiona.
- Jest z Tobą Alex? - spojrzałem mu w oczy.
- Nie ma jej - odpowiedział, a ja myślałem, że się załamię. Nie chciałem go dalej słuchać. Odwróciłem się i zacząłem odchodzić. - Charlie! Nie ma jej w domu. Poszła się przejść. Chciała zwiedzić okolicę czy coś. Mówiła, że pójdzie nad rzekę - zwróciłem się w jego kierunku.
- Dziękuję Ci - powiedziałem i odbiegłem. Znajdę ją! Muszę!
~***~
- Co mu się stało? - zapytał zdziwiony Marty.
- Odkąd wyjechaliście łazi przybity, bo Alex zerwała z nim kontakt - odpowiedziałem.
- Uuu... To pewnie musi być wkurzający.
- Nawet nie wiesz jak - zaśmiała się Angel.
- A to szybko się zejdą. Alex też łazi smutna. Już momentami mam jej dość.
- Miejmy nadzieję.
- Przestańcie. Nie wiem jak ty Marty, ale Leo dobrze wiesz ile czasu minęło za nim się zeszli.
- Mówiła mi. Ale chyba nie myślisz, że znowu będą bawić się w podchody i FriendZone - spojrzałem na niego wymownie. - A niech to szlag...
~***~
Siedzę po raz pierwszy od kilku lat na tej cudownej ławce, w tym cudownym miejscu. Nic się tu nie zmieniło. Pierwsza moja myśl? Czy Charlie tu jeszcze przychodzi... W ogóle czy mieszka jeszcze w Bristolu... Od 4 lat nie śledzę kariery Bars And Melody. Czemu? Nie jestem w stanie. Widzieć ich... Dowiadywać się o nich... Nie móc ich przytulić... To zdecydowanie najgorsza rzecz jaka kiedykolwiek mnie spotkała. Siedząc tak i patrząc w ziemię zobaczyłam cień. Odwróciłam się w stronę jego właściciela...
Rozdział 37: (nienazwany był i nawet niedokończony)
Siedząc tak i patrząc w ziemię zobaczyłam cień. Odwróciłam się w stronę jego właściciela... Nie
wierzyłam własnym oczom. Przecież to nie mógł być on. Na pewno. To
tylko moja chora wyobraźnia. Wstałam. Już miałam odejść gdy on złapał
mój nadgarstek. Zamknęłam oczy.
- Odejdź - szepnęłam zrozpaczona.
- Alex...
- Nie. To tylko moja chora wyobraźnia. Ciebie NIE MA. Jesteś gdzieś na świecie, z dziewczyną albo narzeczoną, albo nawet żoną i pewnie z dziećmi - poczułam jak mnie przytula.
- Tęskniłem Księżniczko - wyszeptał mi do ucha. Czemu moja głowa mnie tak krzywdzi?
- Jesteś tylko wytworem mojej wyobraźni. Ciebie nie ma...
- Jestem. Uwierz w to - podniosłam powieki i spojrzałam w jego błękitne oczy. Nic się nie zmieniły. Dalej hipnotyzowały.
- Przepraszam. Tak bardzo Cię przepraszam.
Epilog Together We Can Do More 2 (też nie został skończony)
~***~
Teraz pewnie domyślacie się co zamierzam zrobić, ale proszę jeszcze teraz tego nie poruszać. Dopiero pod epilogiem. Ja też dopiero wtedy to zrobię :)
Epilog Together We Can Do More 2 (też nie został skończony)
Właśnie
spaceruję z Angel po centrum Bristolu pogoda jest przepiękna... Słońce
przygrzewa aż miło. Jestem już pod koniec 8 miesiąca ciąży. Już nie mogę
się doczekać końca. Nie żeby Charlie o mnie nie dbał czy coś. Jest
wręcz przeciwnie. Angel szczęśliwie wychowuje z Leo, Alexa i Melanie.
Brunet jest prze szczęśliwy mając ich w końcu przy sobie. W końcu nie
było jej kilka miesięcy... Później Leo ją znalazł, ale mam wrażenie, że
dalej się nią nie do końca nacieszył. Dalej mam wrażenie, że to wszystko
co mnie spotkało to tylko piękny sen, z którego za raz się obudzę.
Jednak już nie raz było mi uświadamiane, że to nie sen.
- Alex?
- Tak?
- Nic. Wydawałaś się... Nieobecna.
- Zamyśliłam się.
- Znowu o tym, że to wszystko jest snem?
- Tak - zaśmiałam się.
-
To nie sen Alex. Jesteś pod koniec 8 miesiąca ciąży, masz cudownego... -
nie dokończyła. Poczułam uderzenie z ogromną siłą. Później była
ciemność...
***
- Szybko! Tracimy ją...
***
- Zróbcie coś! Ona musi żyć!...
***
- Kiedy się obudzi...
***
- Ratujcie ją!
***
-
Słyszy nas pani? Halo? Proszę się odezwać - usłyszałam pół świadoma. -
Musimy wiedzieć. Pani dziecko... Ma małe szanse na przeżycie... -
przerwałam.
- Ratujcie je. Błagam - z oczu leciały mi łzy.
- Alex!
- Charlie... Zostań przy nim. Nie zapominaj o mnie. Niech ono też pamięta...
- Alex! Alex! Alex!
***
-
Witaj córeczko - usłyszałam czyjś głos. Rozejrzałam się. W okół było
biało. Wręcz biel świeciła. Przede mną stanęły trzy sylwetki, które po
chwili nabrały ostrości. To byli moi rodzice i Angel.
- Mogę wiedzieć o co tu chodzi? Wy - wskazałam na rodzicieli - nie żyjecie. A z Tobą - wskazałam na Angel - byłam na spacerze.
- Kochanie... - zaczął mój ojciec, ale matka mu przerwała.
- Potrącił was samochód. Właściwie potrącił to złe słowo. On w was wjechał.
- Ale kto?
- Alex... - Angel spojrzała na mnie ze smutkiem w oczach. - To Ella.
- Świetnie... Ale... C-co z-z-z mo-moim dzie-dzie-dzieckiem?
-
Kochanie. Uratowałaś je. Nie pamiętasz? Dostałaś wybór. Albo ono, albo
ty. Wbrew Charlie'mu wybrałaś dziecko - oznajmił mój ojciec. Nagle
usłyszeliśmy bicie dzwonów. - Chodźcie. Musimy iść.
- Ale gdzie? - zapytałam z brunetką na raz.
- Tak gdzie nigdy nie zaznacie bólu...
~***~
- Panie Lenehan. Ma pan córeczkę - usłyszałem pół smutny pół wesoły głos lekarza. Spojrzałem na niego.
- Zabierzcie ją ode mnie - powiedziałem wściekły.
- Stary nie świruj. To Twoje dziecko.
- Ono zabiło Alex.
-
Panie Lenehan. Pacjentka dostała wybór. Nie musiała tego robić. Dziecko
niczemu nie jest winne - powiedziała zirytowana pielęgniarka. Doktor
zmroził ją wzrokiem.
-
Może pan ją oddać do adopcji - zrobiłem wielkie oczy. - Proszę nie
podejmować decyzji teraz. Jeszcze około 2-3 tygodni będzie musiała z
nami zostać. Po tym czasie powie co pan zadecydował - uśmiechnął się i
odszedł. Z moich oczu znów zaczęły lecieć łzy.
- Charlie mała Cię potrzebuje.
- Przez nią nie żyje moja Alex. Straciłem ją.
- Tak. A ja Angel. Są wśród swoich. Tam będzie im dobrze. Alex przecież Cię prosiła żebyś został przy swoim dziecku.
- Masz racje... Nie ważne jakby to nie bolało wychowam je. Dziękuję Leondre.
- Od tego mnie masz. Pomogę Ci. Będziemy ojcami samotnie wychowującymi dzieci.
- Wiesz, że przez to Bars And Melody na jakiś czas pójdą w odstawkę.
- Wiem. Ale nasze rodziny są ważniejsze...
6 lat później
Dziś
są urodziny Lexi i jednocześnie rocznica śmierci Alex. Po tylu
latach... To dalej boli. Zająłem się małą, ale prawdę mówiąc nie wiele
czasu jej poświęcam. Nie umiem. Jest tak podobna do Alex. Poza tym...
Zespół... Się rozpadł. Ja z Leo dołączyliśmy do spółki z Marty'm i
wiedzie się nam badzo dobrze. Ogólnie mój przyjaciel niewiele tam
siedzi. Głównie czas spędza w domu z Alex'em Melanie i Lex.
Właśnie wszedłem do domu. Miałem wejść właśnie do salonu kiedy usłyszałem rozmowę bruneta z córką.
- Leo?
- Tak skarbie?
- Czemu tata mnie nie kocha? - zapytała ze łzami w głosie.
- Czemu tak sądzisz?
- Nie spędza ze mną czasu... Nie składa mi życzeń na urodziny... Unika mnie... Nawet ze mną nie rozmawia.
- Ej... Lee... Tata kocha Cię całym sercem.
-
To czemu obwinia mnie za śmierć mamy? Gdy o nią pytam w jego oczach
widzę nienawiść. Ja nic o mamie nie wiem? Widziałam tylko jej zdjęcia i
wiem jak ma na imię. Nie wiem co się jej stało.
- Nie wini Cię skarbie.
- Wini. Czuję to - rozpłakała się, a ten wziął ją na ręce i zaczął uspokajać.
- Charlie - usłyszałem głos za plecami. Odwróciłem się. Tam stała ona. Moja Alex w wydaniu ducha.
- Alex?
- A kto głąbie? - podeszła bliżej. - To nie pierwsza taka ich rozmowa. Pyta o wiele rzeczy.
- Serio?
- Tak! Wiedziałbyś gdybyś się nią zajął. Nawet nie wiesz jak serce mnie boli gdy widzę jak ją traktujesz.
- Alex nie umiem...
-
Bo co? Bo przypomina mnie? To chyba logiczne. Jestem jej matką. Tak nie
żyję, ale to nie powód żebyś zaniedbywał nasze dziecko. Zobacz -
wskazała na Leo i Lex. - Dlaczego on jest dla niej ojcem, a nie ty?
Prosiłam żebyś przy niej został. Ona Cię potrzebuje. Rozumiem Cię.
Zmarłam przy porodzie, ale mimo wszystko nie powinieneś zlewać jej
urodzin. To tylko nic niewinne dziecko.
- Gdyby nie ona...
-
Charlie... Lekarze Ci nie powiedzieli? Miałam tak poważne obrażenia, że
i tak bym tego nie przeżyła. Wtedy zamiast stracić tylko mnie,
straciłbyś także ją.
- Nie wiedziałem.
- Domyślam się. Serce mi pęka gdy widzę jak ją traktujesz.
- Przepraszam.
-
Mnie? Ducha? Przeproś nasze dziecko. Zajmij się nią w końcu. Poświęć
jej więcej czasu. Opowiedz o mnie. O wszystkim. Co robiłeś jak byłeś
młodszy. Zadaje Leo wiele pytań. Nawet nie o mnie, a o Ciebie. Mnie nie
znała. Wie tylko, że jestem jej mamą. Ciebie zna.
- Poświęcę. Dziękuję.
- Nie masz za co. Muszę wracać.
- Nie możesz zostać?
- Nie. Po tej stronie widzimy się po raz ostatni. Mimo to wiedz, że Cię kocham - zbliżyła się, pocałowała mnie i zniknęła...
- Kocham Cię Alex...
~***~
Teraz pewnie domyślacie się co zamierzam zrobić, ale proszę jeszcze teraz tego nie poruszać. Dopiero pod epilogiem. Ja też dopiero wtedy to zrobię :)
b o z e
OdpowiedzUsuńr y c z e
Tu ja Mela po pierwsze wszystko super fajnie ciekawe ale zabije
OdpowiedzUsuńHej,hej. To było piękne!!! Zaciekawił mnie ten o 'lost girl' i pytam się czy ktoś podesłałby mi linka do tego bloga?? Byłabym wdzięczna.
OdpowiedzUsuńLost Girl jest moja napisana na tego bloga, ale nie dokończona i nie będzie realizowana gdyż już blog nie jest prowadzony :)
Usuń